Przez dokładnie trzy sekundy myślałam
o tym jak bardzo zła była idea pocałunku, zanim w ogóle przestałam myśleć.
Wsunął język do moich ust, poszukujący, wściekły, wymagający. To była
namiętność w najsurowszej formie. Zawsze udawałam, że rozumiem chemię, kiedy
reżyserzy mówili o aktorach mających ją na scenie, ale teraz ją kumałam.
Cokolwiek wydarzyło się, kiedy mnie dotknął, było jak reakcja chemiczna –
zmienianie cząsteczek, przemieszczanie, wydzielanie gorąca.
Boże, było tak gorąco.
Głośny śmiech, który poznałam po
Kelsey przeciął opary w mojej głowie i oderwałam się od Garrick. Na zewnątrz
czekali inni studenci na wejście. Jak długo byłam tutaj z nim sama?
Podszedł o krok, żeby pójść za mną, a
ja wyciągnęłam rękę.
- Przestań! Przestań! Nie możesz tak
robić! Powiedzieliśmy, że o tym zapomnimy! Tak naprawdę, to ty to powiedziałeś! Nie możesz tak
robić, a potem robić to!
- Przepraszam.
Nie wyglądał na skruszonego.
Wyglądał, jakby znowu chciał to zrobić.
Potrząsnęłam głową i ruszyłam do
drzwi.
- Poczekaj, Bliss. Naprawdę
przepraszam. To już się nie zdarzy, dobra?
- Dobra. – Tak powiedziałam, ale w
ogóle tego nie czułam. Zachowywał się, jakbym nie chciała tego pocałunku tak
bardzo jak on, ale halo! Miał tyle do stracenia ile ja! Czemu tylko ja myślałam
o konsekwencjach?
Wyszłam, słysząc głośno mówiącego
Doma do paru kolesi, którzy zebrali się blisko drzwi.
- Facet to kompletny dupek.
Zachowywał się, jakbym próbował ją zgwałcić czy coś. To był tylko pocałunek.
Nie żebyśmy już wcześniej tego nie robili.
Wywróciłam oczami. – A jakoś było tym
razem gorzej niż wcześniej. Nie powinieneś być z czasem lepszy, Dom? – Jego
przyjaciele się śmiali, ale usłyszałam, jak Dom nazwał mnie suką.
Nie zatrzymywałam się. Miałam dość
czasu na kupienie sobie największego kubka kawy przed następnymi zajęciami.
Reszta tygodnia na szczęście była
spokojna. Garrick trzymał się na odległość, a ja miałam dość spraw na głowie,
żeby się rozpraszać. Dostaliśmy zadania w reżyserowaniu, co znaczyło, że czas
zabrać się i czytać, żeby znaleźć scenę. Piątek w Przygotowaniach Seniora
rozmawialiśmy o przesłuchaniach, a on zadał nam trochę czytania o Związku
Aktorów. Zatem spędziłam większość weekendu przeglądając każdą rolę, którą
miałam (i większość Cade’a) oraz czytając najnudniejsze załamanie Związku
Aktorów w historii.
W następnym tygodniu były zapisany na
nasze pierwsze w tym semestrze Przesłuchania Teatralne i dla mnie przedostatni.
Jeśli nie poradziłam sobie w piątek, miałam jeszcze jedną szansę na występ
przed końcem studiów. Byłam na pierwszym widowisku roku, potem reżyserowałam
drugie i nic od tamtej pory. Już zaproponowali mi inspicjenturę na ostatnią
sztukę roku, ale za bardzo bałam się już to zaakceptować, na wypadek gdybym nie
miała tam roli. Boże, naprawdę zaczęło to do mnie docierać. Za niedługo skończę
studia, a moje życie nie było nawet blisko tego, gdzie myślałam, że będę. Kiedy
zaczęłam szkołę trzy i pół roku temu, myślałam, że do tej pory będę miała plan.
Myślałam, że wiem na pewno, co chcę robić i gdzie zmierzam. A jeśli miałam być
szczera… myślałam, że spotkam faceta, którego do teraz poślubię. To znaczy,
każde małżeństwo, które znałam, spotkało się w college’u, a oto byłam ja parę
miesięcy blisko końca roku i w tej chwili wyobrażenie małżeństwa jest dla mnie
niedorzeczne.
Nie pomagało to, że natychmiastowe
pytanie mamy w każdej naszej rozmowie było: - Poznałaś już kogoś? –
Zastanawiałam się przez chwilę jakby zareagowała, gdybym następnym razem
powiedziała jej o moim obecnym stanie życia intymnego. Może by się wkurzyła.
Może zapytałaby, kiedy planujemy wziąć ślub – czasami trudno było to stwierdzić
z mamą.
Jak ludzie w tym wieku potrafią
zdecydować z kim chcą spędzić resztę swojego życia? Ja nawet nie potrafię
postanowić co zjem na kolację! Nie potrafię zdecydować czy chcę być aktorką,
chociaż mam 35 tysięcy dolarów pożyczki studenckiej mówiącej mi, że na pewno,
do diabła, chcę być aktorką.
Pod koniec tygodnia przesłuchań,
rzecz z Garrickiem zaczynała być „żadną wielką sprawą”, jak sobie wmawiałam.
Przychodziłam do klasy na ostatnią chwilę i zazwyczaj pierwsza wychodziłam.
Dotrzymując słowa, był na zajęciach profesjonalny, co znaczyło, że
rozmawialiśmy na poziomie minimalnym. Nigdy więcej nie widziałam go w Grindzie,
a byliśmy tam często.
Był na przesłuchaniach, ale byli
także inni członkowie kadry. Nawet jego obecność nie mogła stłumić mojego
podekscytowania tym występem. Jako aktorka zawsze bardziej ciągnęło mnie do
klasycznych ról niż współczesnych (stąd Szekspirowska obsesja), a my w końcu
robiliśmy greckie przedstawienie (cóż… w
każdym razie, tłumaczenie greckiego przedstawienia). Fedra nie byłaby moim pierwszym wyborem, biorąc pod uwagę, że była
o zakazanej miłości, czego w tej chwili na pewno nie potrzebowałam. Lecz
przynajmniej posiadałam wielkie zrozumienie dla postaci, kiedy byłam na
przesłuchaniu. Pewnie, Fedra pożądała swojego pasierba, nie profesora, ale
uczucia były takie same.
Od dłuższego czasu nie pragnęłam tak
bardzo roli.
Gdy nadeszła moja kolej na wejście do
teatru na przesłuchanie, czułam się dobrze, pewna siebie. Znałam swoje granice.
Znałam moją postać. Wiedziałam, jak to jest pragnąć kogoś, kogo nie można było
mieć. I bardziej niż wszystko… wiedziałam, jak to jest chcieć czegoś, jak i
zarówno tego nie chcieć. Wlałam w te półtoraminutowe wystąpienie każdą kroplę
pożądania, strachu, zwątpienia i wstydu. Otworzyłam się jak nigdy w życiu, bo
tutaj… tutaj mogłam swobodnie odpuścić i udawać, że nie było to o mnie… udawać,
że było to o Fedrze. Byłam bardziej szczera pod gorącem tych świateł niż
kiedykolwiek byłam w świetle dnia.
W ciągu minut się to skończyło, a ja
wróciłam do poczekalni, zastanawiając się czy to wystarczało.
Gdy skończyły się przesłuchania,
wszyscy poszliśmy świętować. Rano wywieszą osoby do ponownego przesłuchania, a
to będzie całkiem nowa rzecz do zmartwienia, ale teraz nie było to w naszych
rękach.
Wszyscy razem (w większości seniorzy
i juniorzy) zajęliśmy całą część Zataczającej Się Gospody. Chociaż siedzieliśmy
przy osobnych stolikach – krzyczeliśmy do siebie przez całe pomieszczenie i nie
obchodziło nas, jak wielu ludzi irytowaliśmy.
Zaczęliśmy wieczór kieliszkami
tequili, co było bardzo podobne do mojej nocy tutaj z Garrickiem, ale zbyłam
to. Byłam tutaj z przyjaciółmi. Zrobi mi dobrze rozluźnienie się i zabawienie.
Oczywiście siedziałam przy stoliku z
Cadem i Kelsey. Lindsay też tam była razem z Jeremym, słodkim studentem
drugiego roku, z którym całowałam się po pijaku w zeszłym roku. Jestem całkiem
pewna, że nie wiedział o tym, co się między nami wydarzyło. Od kilku dni
chodził z głową w chmurach dla naszej stałej omamionej seksem piękności Kelsey.
Potem była Victoria, która mogłaby uchodzić za owoc miłości Kelsey i Lindsay.
Miała piersi Kelsey (i jej zdzirowatość), ale Lindsay’owe nastawienie
Nienawidzę-Wszystkich-I-Wszystkiego. I na końcu stołu był Rusty, król
wszystkich przypadkowych i komicznych rzeczy.
Jeremy był jedynym za młodym na
picie, ale kelnerka nie kłopotał się wylegitymowaniem całego stolika. Spojrzała
na dowód Cade’a, a potem tylko przejrzała resztę. Zamówiliśmy drinki, jedzenie,
a potem więcej drinków.
Gdy rozmawialiśmy o przesłuchaniach,
czułam się całkiem dobrze.
To Rusty przełamał pierwsze lody. –
Więc… jak tam kazirodcza rola?
Wywróciłam oczami. – To nie jest
kazirodztwo, Rusty. Nie są spokrewnieni.
- Nie ma znaczenia. – Wzruszył
ramionami. – Mam macochę i narobiłbym w majty, gdyby się do mnie dobierała.
Kelsey zaśmiała się. – To pewnie ma
więcej wspólnego z twoim byciem gejem.
- Poznałem twoją macochę. W każdej
chwili może się do mnie dobrać – powiedział Cade.
Gdybyśmy byli innym typem ludzi Rusty
by się wkurzył, może walnął Cade’a w ramię… lub twarz. Zamiast tego przybili
sobie piątki.
- Ale poważnie, jak wam wszystkim
poszło? – spytał Rusty. – Ja byłam do dupy. Będę miał szczęście, jeśli dostanę
żołnierza numer dwa albo służącego.
- Zabiłabym, żeby zagrać Afrodytę –
wcięła Kelsey. – Kto inny ma na to cycki?
Victoria podniosła rękę. – Um, halo?
Nie działają ci oczy? – Wskazała na swoją klatkę piersiową.
- Daj spokój, w ogóle chcesz
Afrodytę?
- Do diabła nie – rzekła Victoria. –
Nie znaczy to, że moje cycki nie mają za złe, że je lekceważycie.
Jeremy z rozszerzonymi oczami
powiedział: - Nigdy nie lekceważyłem twoich piersi.
Wszyscy się roześmiali. Jeremy
zazwyczaj siedział cicho, kiedy byliśmy wszyscy razem. Chyba jest trudno
wytrzymywać z nami, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie cztery lata spędziliśmy
ze sobą dużo czasu, a on był nowicjuszem w naszej grupie.
- Co z tobą, Bliss? – zapytała
Lindsay. – Wszyscy wiemy, że moczysz się, tylko o tym myśląc.
Zaczerwieniłabym się, gdyby moje
policzki nie były już zarumienione od alkoholu.
- Myślę, że poszło dobrze. Ja po
prostu… naprawdę rozumiem Fedrę, wiecie?
Kelsey wybuchła śmiechem, a ja
kopnęłam ją pod stołem.
Cade uśmiechnął się do mnie. – Co?
Pożądasz jakiegoś członka swojej rodziny, którego nigdy nie poznałem?
Pchnęłam go w bark, a on zaśmiał się,
obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie.
- Żartuję, śliczna.
- Ja tylko… rozumiem, jak to jest
pragnąć czegoś, ale próbować zmusić się do uwierzenia, że nie. Nawet nie musi
chodzić o miłość. Chodzi o pragnienie kogoś, kogo nie można mieć czy czegoś, na
co się nie zasługuje. Do diabła, chcemy role, które mają nasi przyjaciele,
chociaż są naszymi przyjaciółmi i powinniśmy być z nimi szczęśliwi. Siedzimy na
widowni i myślimy, jakbyśmy my wykonali rolę. Pragniemy tego, czego nie możemy
mieć. To ludzka natura.
Mogłam dać się trochę ponieść. Przy
stoliku nastała cisza, kiedy skończyłam.
Dopóki Rusty nie powiedział: -
Najwyraźniej nie jesteś wystarczająco pijana! – Więc wypiliśmy więcej i
przyszło nasze jedzenie, wyglądając tłusto i cudownie.
- Ludzie, zdajcie sobie sprawę, że
jest jeden główny temat, o którym nie rozmawialiśmy. – Victoria uniosła brew,
ciągnąc. – Profesor jestem wcielonym seksem i pewnie bym cię zaciążył tylko na
ciebie patrząc.
Większość facetów przy stoliku (bez
Rusty’ego) jęknęło, podczas gdy większość dziewczyn (beze mnie) plus Rusty powiedziały rozmaite
zróżnicowania „Do diabła, tak!”.
Victoria powachlowała się. –
Poważnie, w pierwszym dniu, kiedy się odezwał, sądzę, że sam jego akcent prawie
doprowadził mnie do orgazmu.
Milczałam, Kelsey również, posyłając
mi pytające spojrzenie.
Mogłabym przeprosić i pójść do
łazienki. Wydawałoby się to dziwaczne? To nie tak, że piłam mało.
- Kelsey, czemu mnie nie popierasz? –
zapytała Victoria. – Mogę tylko zaklepać prawo pierwszeństwa jak tylko skończymy
studia?
Starałam się, aby moja mina była
neutralna.
Kelsey uśmiechnęła się. – O tak, jest
ładniutki. Ale jest dla mnie trochę zbyt sztywny i uporządkowany. Lubię
facetów, którzy są odrobinę bardziej niebezpieczni. – Puściła oko do Jeremy’ego
i jestem pewna, że odpadłaby mu szczęka, gdyby opuścił ją jeszcze niżej.
- Co? Jego motocykl nie jest dla
ciebie dość niebezpieczny? – zapytał Cade.
- On ma motocykl? Tego nie
wiedziałam! – Rzuciła mi oskarżające spojrzenie, jakbym zdradziła ją, nie
przekazując tej informacji.
- Co się wydarzyło z nim i Domem? –
spytała mnie Lindsay. – Dom wciąż narzeka na to, jak obszedł się z nim
brutalnie podczas waszego przesłuchania.
Ręka Cade’a ześlizgnęła się z oparcia
siedzenia na moje ramiona i szybko mnie uścisnął.
- Dom jest po prostu palantem. Pan
Taylor tylko go ode mnie zabrał, tyle.
Rusty uśmiechnął się, wskazując na
Cade’a i na mnie. – Oboje jesteście tacy uroczy. „Och, pan Taylor to i pan
Taylor tamto”. Myślę, że tylko wy traktujecie go jak nauczyciela zamiast
kawałka mięsa.
Wywróciłam oczami. Nigdy go przy nim
nie nazwałam panem Taylorem, ale dziwnie było rozmawiać o nim z innymi ludźmi i
nazywać go Garrickiem. Czułam się, jakby byli w stanie wyczytać z mojej twarzy
wszystkie moje sekrety i wiedzieliby, jak bardzo myślałam o nim
nienauczycielsko.
Może jednak potrzebowałam przerwy na
łazienkę. Szturchnęłam Cade’a, a on wysunął się z boksu, żeby mnie przepuścić.
Mój niepokój łagodniał z każdym krokiem dalej od boksu. Zostanę tam parę minut,
potem wrócę, a oni będą rozmawiać o całkowicie czym innym i wszystko będzie w
porządku.
Przechodziłam obok baru, gdy
usłyszałam moje imię.
- Bliss!
Odwróciłam się, ale nikogo nie
widziałam.
- Bliss!
Głos był bliżej, a tym razem, kiedy
spojrzałam za bar, to go zobaczyłam – Chłopak Barman.
Uśmiechnęłam się, próbując udawać, że
cieszę się na jego widok. Ale szczerze… nawet nie pamiętałam jego imienia. Było
zbyt wiele rzeczy, które skupiły moją uwagę tamtego wieczoru. Jak zawsze kiedy
myślałam o Garricku, przewróciło mi się w żołądku i musiałam skoncentrować się,
żeby nie zatopić się we wspomnieniach.
Gdy staliśmy po przeciwnych stronach
baru, Chłopak Barman powiedział. – Hej… mam nadzieję, że to nie dziwaczne, że
pamiętam twoje imię.
Było. Troszeczkę.
- Obiecuję nie być przestraszoną,
jeżeli wybaczysz mi nie pamiętanie twojego.
Na chwilę zmarszczył usta, zanim
uśmiechnął się, mówiąc. – Brandon.
- Racja, Brandon. Oczywiście.
Przepraszam. To był długi tydzień.
- Cóż, pozwól mi go trochę polepszyć.
– Wyciągnął szklankę i nalał mi tequili. – Na koszt firmy.
Czułam się niezręcznie sama pijąc,
ale nie mogłam odmówić. Więc podziękowałam mu, wzruszyłam ramionami i wypiłam
duszkiem.
Roześmiałam się, nie dlatego, że coś
było śmieszne, ale dlatego, że wydawało się być to właściwe.
- Posłuchaj – zaczął Brandon. – Nie
chcę się narzucać, ale chcesz kiedyś się umówić?
Chciałam się z nim umówić? Co
ważniejsze, czy chciałam się z nim przespać? Pomimo całego szaleństwa z
Garrickiem, wciąż byłam dziewicą. I dalej chciałam nią nie być. Oto była
kolejna okazja, aby to naprawić… taka, która nie wymagała łamania regulaminu
szkolnego i ryzykowania wydaleniem. Spojrzałam na niego. Kelsey miała rację;
był ładny. I zdecydowanie był zainteresowany.
Próbowałam sobie wyobrazić jak
wyglądałoby przespanie się z nim. Próbowałam wyobrazić sobie zrzucanie naszych
ubrań, jego ręce na mojej skórze, jego usta na moich. Próbowałam, ale każdy
obraz jaki wyczarowałam był robiącym te rzeczy Garrickiem, nie Brandonem.
Cholera, czemu nie mogłam po prostu
pstryknąć palcami i już nie być dziewicą? Czemu musiał być w to zamieszany
seks? I dlaczego mogłam tylko myśleć o Garricku, choć nawet z nim wycofałam się
z seksu?
Czemu mój mózg nie miał żadnego
sensu?
Brandon sam sobie odpowiedział na
pytanie. – Zgaduję, że pewnie nie. Zazwyczaj tak jest, jeżeli odpowiedź zajmuje
tak długo.
Uśmiechnęłam się zaciśniętymi ustami.
– Przepraszam. Wydajesz się naprawdę miły, ale ja nie jestem tak
zainteresowana… teraz. – Cholera, zawsze to robiłam. Byłam do bani w
konfrontacjach, więc zawsze dodałam zwroty takie jak „teraz”.
Brandon pokiwał głową. – Spoko. Ja,
uch, lepiej wrócę do pracy.
Nie czekał na moją odpowiedź, idąc
wzdłuż baru, aby pomóc klientowi na dalekim końcu. Wzdychając, poszłam do
łazienki, gdzie ochlapałam twarz wodą.
Nie pomogło to chaosowi w mojej głowie,
ale czułam mrowiący alkohol w żołądku, a to przynajmniej sprawiło że czułam się
dobrze z chaosem.
Wróciłam do stolik, gdzie czekały na
mnie kolejne dwa kieliszki, uprzejmość Cade’a i na szczęście rozmowy toczyła
się wokół innej plotki, która nie zawierała Garricka. Kiedy dostaliśmy następną
rundkę, moja skóra była jak ciepły koc, gardło bolało mnie od śmiechu z rzeczy,
które mogły być śmieszne lub nie. Byliśmy wszyscy tak zatraceni, że nasza
rozmowa przeszła do fragmentów, żartów i śmiechu.
- Jestem taki pijany – zaczął Rusty. – Że chcę tylko wsiąść do mojego auta i
grać na akordeonie, aż wytrzeźwieję.
Mój śmiech był żenująco głośny. –
Masz akordeon?
- Do diabła tak, mam. Chcesz
usłyszeć, jak gram?
- Oczywiście!
Zostawiłam mój portfel z Cadem, by
mógł za mnie zapłacić. Cmoknęłam go w policzek w nagrodę.
- O! Ja też! Ja też! – krzyknęła
Kelsey. Też dała Cade’owi swój portfel, klepiąc go po głowie, zamiast
pocałować, a Rusty objął nas ramionami.
- Róbcie notatki, chłopcy! Panie
zawsze uwielbiają mężczyznę, który umie grać na instrumencie!
Lindsay prychnęła. – Twój instrument
nawet nie lubi dziewczyn, Rusty!
- Nie znaczy to, że one nie lubią jego!
Jestem pewna, że głośność w barze
zmniejszyła się o połowę, kiedy wyszliśmy, ale ja nie widziałam różnicy. W
mojej głowie nadal było głośno. Po kilku minutach reszty grupy dołączyła do nas
na masce samochodu Rusty’ego, gdzie grał na swoim akordeonie i śpiewał
piosenkę, mówiąc, że jest po francusku (ale jestem pewna, że to był po prostu
jazgot).
Nie miało to dla nas znaczenia. Po
paru minutach dosyć poznaliśmy ten jazgot, żeby też śpiewać. Śpiewaliśmy
serenadę patronom baru, gdy szli do swoich aut o 2 nad ranem. Śpiewaliśmy po
angielsku i jazgotowemu. Śpiewaliśmy Britney Spears, Madonnę i Upiora w operze.
Cade wykonał absurdalne rapowanie, gdzie rymował może z rożek. Dalej
śpiewaliśmy, aż wszyscy zniknęli, a właściciel kazał nam znikać.
- Wszyscy byliśmy zbyt pijani, żeby
prowadzić samochód, może poza Jeremym, ale żadne z naszych aut nie było dosyć
duże, żeby nas wszystkich pomieścić.
Więc ni z tego, ni z owego
powiedziałam: - Pójdźmy do mnie. To około pól mili stąd, ale jestem pewna, że
mam wódkę w zamrażalce.
Zatem z wojowniczym okrzykiem
„Wódka!” poszliśmy.
Potem żałowałam tej nocy, ale wtedy
nie chciałam, żeby się skończyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz