12.3.14

Losing It - rozdział jedenasty

Przez dokładnie trzy sekundy myślałam o tym jak bardzo zła była idea pocałunku, zanim w ogóle przestałam myśleć. Wsunął język do moich ust, poszukujący, wściekły, wymagający. To była namiętność w najsurowszej formie. Zawsze udawałam, że rozumiem chemię, kiedy reżyserzy mówili o aktorach mających ją na scenie, ale teraz ją kumałam. Cokolwiek wydarzyło się, kiedy mnie dotknął, było jak reakcja chemiczna – zmienianie cząsteczek, przemieszczanie, wydzielanie gorąca.
Boże, było tak gorąco.
Głośny śmiech, który poznałam po Kelsey przeciął opary w mojej głowie i oderwałam się od Garrick. Na zewnątrz czekali inni studenci na wejście. Jak długo byłam tutaj z nim sama?
Podszedł o krok, żeby pójść za mną, a ja wyciągnęłam rękę.
- Przestań! Przestań! Nie możesz tak robić! Powiedzieliśmy, że o tym zapomnimy! Tak naprawdę, to ty to powiedziałeś! Nie możesz tak robić, a potem robić to!
- Przepraszam.
Nie wyglądał na skruszonego. Wyglądał, jakby znowu chciał to zrobić.
Potrząsnęłam głową i ruszyłam do drzwi.
- Poczekaj, Bliss. Naprawdę przepraszam. To już się nie zdarzy, dobra?
- Dobra. – Tak powiedziałam, ale w ogóle tego nie czułam. Zachowywał się, jakbym nie chciała tego pocałunku tak bardzo jak on, ale halo! Miał tyle do stracenia ile ja! Czemu tylko ja myślałam o konsekwencjach?
Wyszłam, słysząc głośno mówiącego Doma do paru kolesi, którzy zebrali się blisko drzwi.
- Facet to kompletny dupek. Zachowywał się, jakbym próbował ją zgwałcić czy coś. To był tylko pocałunek. Nie żebyśmy już wcześniej tego nie robili.
Wywróciłam oczami. – A jakoś było tym razem gorzej niż wcześniej. Nie powinieneś być z czasem lepszy, Dom? – Jego przyjaciele się śmiali, ale usłyszałam, jak Dom nazwał mnie suką.
Nie zatrzymywałam się. Miałam dość czasu na kupienie sobie największego kubka kawy przed następnymi zajęciami.
Reszta tygodnia na szczęście była spokojna. Garrick trzymał się na odległość, a ja miałam dość spraw na głowie, żeby się rozpraszać. Dostaliśmy zadania w reżyserowaniu, co znaczyło, że czas zabrać się i czytać, żeby znaleźć scenę. Piątek w Przygotowaniach Seniora rozmawialiśmy o przesłuchaniach, a on zadał nam trochę czytania o Związku Aktorów. Zatem spędziłam większość weekendu przeglądając każdą rolę, którą miałam (i większość Cade’a) oraz czytając najnudniejsze załamanie Związku Aktorów w historii.
W następnym tygodniu były zapisany na nasze pierwsze w tym semestrze Przesłuchania Teatralne i dla mnie przedostatni. Jeśli nie poradziłam sobie w piątek, miałam jeszcze jedną szansę na występ przed końcem studiów. Byłam na pierwszym widowisku roku, potem reżyserowałam drugie i nic od tamtej pory. Już zaproponowali mi inspicjenturę na ostatnią sztukę roku, ale za bardzo bałam się już to zaakceptować, na wypadek gdybym nie miała tam roli. Boże, naprawdę zaczęło to do mnie docierać. Za niedługo skończę studia, a moje życie nie było nawet blisko tego, gdzie myślałam, że będę. Kiedy zaczęłam szkołę trzy i pół roku temu, myślałam, że do tej pory będę miała plan. Myślałam, że wiem na pewno, co chcę robić i gdzie zmierzam. A jeśli miałam być szczera… myślałam, że spotkam faceta, którego do teraz poślubię. To znaczy, każde małżeństwo, które znałam, spotkało się w college’u, a oto byłam ja parę miesięcy blisko końca roku i w tej chwili wyobrażenie małżeństwa jest dla mnie niedorzeczne.
Nie pomagało to, że natychmiastowe pytanie mamy w każdej naszej rozmowie było: - Poznałaś już kogoś? – Zastanawiałam się przez chwilę jakby zareagowała, gdybym następnym razem powiedziała jej o moim obecnym stanie życia intymnego. Może by się wkurzyła. Może zapytałaby, kiedy planujemy wziąć ślub – czasami trudno było to stwierdzić z mamą.
Jak ludzie w tym wieku potrafią zdecydować z kim chcą spędzić resztę swojego życia? Ja nawet nie potrafię postanowić co zjem na kolację! Nie potrafię zdecydować czy chcę być aktorką, chociaż mam 35 tysięcy dolarów pożyczki studenckiej mówiącej mi, że na pewno, do diabła, chcę być aktorką.
Pod koniec tygodnia przesłuchań, rzecz z Garrickiem zaczynała być „żadną wielką sprawą”, jak sobie wmawiałam. Przychodziłam do klasy na ostatnią chwilę i zazwyczaj pierwsza wychodziłam. Dotrzymując słowa, był na zajęciach profesjonalny, co znaczyło, że rozmawialiśmy na poziomie minimalnym. Nigdy więcej nie widziałam go w Grindzie, a byliśmy tam często.
Był na przesłuchaniach, ale byli także inni członkowie kadry. Nawet jego obecność nie mogła stłumić mojego podekscytowania tym występem. Jako aktorka zawsze bardziej ciągnęło mnie do klasycznych ról niż współczesnych (stąd Szekspirowska obsesja), a my w końcu robiliśmy greckie przedstawienie (cóż… w każdym razie, tłumaczenie greckiego przedstawienia). Fedra nie byłaby moim pierwszym wyborem, biorąc pod uwagę, że była o zakazanej miłości, czego w tej chwili na pewno nie potrzebowałam. Lecz przynajmniej posiadałam wielkie zrozumienie dla postaci, kiedy byłam na przesłuchaniu. Pewnie, Fedra pożądała swojego pasierba, nie profesora, ale uczucia były takie same.
Od dłuższego czasu nie pragnęłam tak bardzo roli.
Gdy nadeszła moja kolej na wejście do teatru na przesłuchanie, czułam się dobrze, pewna siebie. Znałam swoje granice. Znałam moją postać. Wiedziałam, jak to jest pragnąć kogoś, kogo nie można było mieć. I bardziej niż wszystko… wiedziałam, jak to jest chcieć czegoś, jak i zarówno tego nie chcieć. Wlałam w te półtoraminutowe wystąpienie każdą kroplę pożądania, strachu, zwątpienia i wstydu. Otworzyłam się jak nigdy w życiu, bo tutaj… tutaj mogłam swobodnie odpuścić i udawać, że nie było to o mnie… udawać, że było to o Fedrze. Byłam bardziej szczera pod gorącem tych świateł niż kiedykolwiek byłam w świetle dnia.
W ciągu minut się to skończyło, a ja wróciłam do poczekalni, zastanawiając się czy to wystarczało.
Gdy skończyły się przesłuchania, wszyscy poszliśmy świętować. Rano wywieszą osoby do ponownego przesłuchania, a to będzie całkiem nowa rzecz do zmartwienia, ale teraz nie było to w naszych rękach.
Wszyscy razem (w większości seniorzy i juniorzy) zajęliśmy całą część Zataczającej Się Gospody. Chociaż siedzieliśmy przy osobnych stolikach – krzyczeliśmy do siebie przez całe pomieszczenie i nie obchodziło nas, jak wielu ludzi irytowaliśmy.
Zaczęliśmy wieczór kieliszkami tequili, co było bardzo podobne do mojej nocy tutaj z Garrickiem, ale zbyłam to. Byłam tutaj z przyjaciółmi. Zrobi mi dobrze rozluźnienie się i zabawienie.
Oczywiście siedziałam przy stoliku z Cadem i Kelsey. Lindsay też tam była razem z Jeremym, słodkim studentem drugiego roku, z którym całowałam się po pijaku w zeszłym roku. Jestem całkiem pewna, że nie wiedział o tym, co się między nami wydarzyło. Od kilku dni chodził z głową w chmurach dla naszej stałej omamionej seksem piękności Kelsey. Potem była Victoria, która mogłaby uchodzić za owoc miłości Kelsey i Lindsay. Miała piersi Kelsey (i jej zdzirowatość), ale Lindsay’owe nastawienie Nienawidzę-Wszystkich-I-Wszystkiego. I na końcu stołu był Rusty, król wszystkich przypadkowych i komicznych rzeczy.
Jeremy był jedynym za młodym na picie, ale kelnerka nie kłopotał się wylegitymowaniem całego stolika. Spojrzała na dowód Cade’a, a potem tylko przejrzała resztę. Zamówiliśmy drinki, jedzenie, a potem więcej drinków.
Gdy rozmawialiśmy o przesłuchaniach, czułam się całkiem dobrze.
To Rusty przełamał pierwsze lody. – Więc… jak tam kazirodcza rola?
Wywróciłam oczami. – To nie jest kazirodztwo, Rusty. Nie są spokrewnieni.
- Nie ma znaczenia. – Wzruszył ramionami. – Mam macochę i narobiłbym w majty, gdyby się do mnie dobierała.
Kelsey zaśmiała się. – To pewnie ma więcej wspólnego z twoim byciem gejem.
- Poznałem twoją macochę. W każdej chwili może się do mnie dobrać – powiedział Cade.
Gdybyśmy byli innym typem ludzi Rusty by się wkurzył, może walnął Cade’a w ramię… lub twarz. Zamiast tego przybili sobie piątki.
- Ale poważnie, jak wam wszystkim poszło? – spytał Rusty. – Ja byłam do dupy. Będę miał szczęście, jeśli dostanę żołnierza numer dwa albo służącego.
- Zabiłabym, żeby zagrać Afrodytę – wcięła Kelsey. – Kto inny ma na to cycki?
Victoria podniosła rękę. – Um, halo? Nie działają ci oczy? – Wskazała na swoją klatkę piersiową.
- Daj spokój, w ogóle chcesz Afrodytę?
- Do diabła nie – rzekła Victoria. – Nie znaczy to, że moje cycki nie mają za złe, że je lekceważycie.
Jeremy z rozszerzonymi oczami powiedział: - Nigdy nie lekceważyłem twoich piersi.
Wszyscy się roześmiali. Jeremy zazwyczaj siedział cicho, kiedy byliśmy wszyscy razem. Chyba jest trudno wytrzymywać z nami, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie cztery lata spędziliśmy ze sobą dużo czasu, a on był nowicjuszem w naszej grupie.
- Co z tobą, Bliss? – zapytała Lindsay. – Wszyscy wiemy, że moczysz się, tylko o tym myśląc.
Zaczerwieniłabym się, gdyby moje policzki nie były już zarumienione od alkoholu.
- Myślę, że poszło dobrze. Ja po prostu… naprawdę rozumiem Fedrę, wiecie?
Kelsey wybuchła śmiechem, a ja kopnęłam ją pod stołem.
Cade uśmiechnął się do mnie. – Co? Pożądasz jakiegoś członka swojej rodziny, którego nigdy nie poznałem?
Pchnęłam go w bark, a on zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie.
- Żartuję, śliczna.
- Ja tylko… rozumiem, jak to jest pragnąć czegoś, ale próbować zmusić się do uwierzenia, że nie. Nawet nie musi chodzić o miłość. Chodzi o pragnienie kogoś, kogo nie można mieć czy czegoś, na co się nie zasługuje. Do diabła, chcemy role, które mają nasi przyjaciele, chociaż są naszymi przyjaciółmi i powinniśmy być z nimi szczęśliwi. Siedzimy na widowni i myślimy, jakbyśmy my wykonali rolę. Pragniemy tego, czego nie możemy mieć. To ludzka natura.
Mogłam dać się trochę ponieść. Przy stoliku nastała cisza, kiedy skończyłam.
Dopóki Rusty nie powiedział: - Najwyraźniej nie jesteś wystarczająco pijana! – Więc wypiliśmy więcej i przyszło nasze jedzenie, wyglądając tłusto i cudownie.
- Ludzie, zdajcie sobie sprawę, że jest jeden główny temat, o którym nie rozmawialiśmy. – Victoria uniosła brew, ciągnąc. – Profesor jestem wcielonym seksem i pewnie bym cię zaciążył tylko na ciebie patrząc.
Większość facetów przy stoliku (bez Rusty’ego) jęknęło, podczas gdy większość dziewczyn (beze mnie) plus Rusty powiedziały rozmaite zróżnicowania „Do diabła, tak!”.
Victoria powachlowała się. – Poważnie, w pierwszym dniu, kiedy się odezwał, sądzę, że sam jego akcent prawie doprowadził mnie do orgazmu.
Milczałam, Kelsey również, posyłając mi pytające spojrzenie.
Mogłabym przeprosić i pójść do łazienki. Wydawałoby się to dziwaczne? To nie tak, że piłam mało.
- Kelsey, czemu mnie nie popierasz? – zapytała Victoria. – Mogę tylko zaklepać prawo pierwszeństwa jak tylko skończymy studia?
Starałam się, aby moja mina była neutralna.
Kelsey uśmiechnęła się. – O tak, jest ładniutki. Ale jest dla mnie trochę zbyt sztywny i uporządkowany. Lubię facetów, którzy są odrobinę bardziej niebezpieczni. – Puściła oko do Jeremy’ego i jestem pewna, że odpadłaby mu szczęka, gdyby opuścił ją jeszcze niżej.
- Co? Jego motocykl nie jest dla ciebie dość niebezpieczny? – zapytał Cade.
- On ma motocykl? Tego nie wiedziałam! – Rzuciła mi oskarżające spojrzenie, jakbym zdradziła ją, nie przekazując tej informacji.
- Co się wydarzyło z nim i Domem? – spytała mnie Lindsay. – Dom wciąż narzeka na to, jak obszedł się z nim brutalnie podczas waszego przesłuchania.
Ręka Cade’a ześlizgnęła się z oparcia siedzenia na moje ramiona i szybko mnie uścisnął.
- Dom jest po prostu palantem. Pan Taylor tylko go ode mnie zabrał, tyle.
Rusty uśmiechnął się, wskazując na Cade’a i na mnie. – Oboje jesteście tacy uroczy. „Och, pan Taylor to i pan Taylor tamto”. Myślę, że tylko wy traktujecie go jak nauczyciela zamiast kawałka mięsa.
Wywróciłam oczami. Nigdy go przy nim nie nazwałam panem Taylorem, ale dziwnie było rozmawiać o nim z innymi ludźmi i nazywać go Garrickiem. Czułam się, jakby byli w stanie wyczytać z mojej twarzy wszystkie moje sekrety i wiedzieliby, jak bardzo myślałam o nim nienauczycielsko.
Może jednak potrzebowałam przerwy na łazienkę. Szturchnęłam Cade’a, a on wysunął się z boksu, żeby mnie przepuścić. Mój niepokój łagodniał z każdym krokiem dalej od boksu. Zostanę tam parę minut, potem wrócę, a oni będą rozmawiać o całkowicie czym innym i wszystko będzie w porządku.
Przechodziłam obok baru, gdy usłyszałam moje imię.
- Bliss!
Odwróciłam się, ale nikogo nie widziałam.
- Bliss!
Głos był bliżej, a tym razem, kiedy spojrzałam za bar, to go zobaczyłam – Chłopak Barman.
Uśmiechnęłam się, próbując udawać, że cieszę się na jego widok. Ale szczerze… nawet nie pamiętałam jego imienia. Było zbyt wiele rzeczy, które skupiły moją uwagę tamtego wieczoru. Jak zawsze kiedy myślałam o Garricku, przewróciło mi się w żołądku i musiałam skoncentrować się, żeby nie zatopić się we wspomnieniach.
Gdy staliśmy po przeciwnych stronach baru, Chłopak Barman powiedział. – Hej… mam nadzieję, że to nie dziwaczne, że pamiętam twoje imię.
Było. Troszeczkę.
- Obiecuję nie być przestraszoną, jeżeli wybaczysz mi nie pamiętanie twojego.
Na chwilę zmarszczył usta, zanim uśmiechnął się, mówiąc. – Brandon.
- Racja, Brandon. Oczywiście. Przepraszam. To był długi tydzień.
- Cóż, pozwól mi go trochę polepszyć. – Wyciągnął szklankę i nalał mi tequili. – Na koszt firmy.
Czułam się niezręcznie sama pijąc, ale nie mogłam odmówić. Więc podziękowałam mu, wzruszyłam ramionami i wypiłam duszkiem.
Roześmiałam się, nie dlatego, że coś było śmieszne, ale dlatego, że wydawało się być to właściwe.
- Posłuchaj – zaczął Brandon. – Nie chcę się narzucać, ale chcesz kiedyś się umówić?
Chciałam się z nim umówić? Co ważniejsze, czy chciałam się z nim przespać? Pomimo całego szaleństwa z Garrickiem, wciąż byłam dziewicą. I dalej chciałam nią nie być. Oto była kolejna okazja, aby to naprawić… taka, która nie wymagała łamania regulaminu szkolnego i ryzykowania wydaleniem. Spojrzałam na niego. Kelsey miała rację; był ładny. I zdecydowanie był zainteresowany.
Próbowałam sobie wyobrazić jak wyglądałoby przespanie się z nim. Próbowałam wyobrazić sobie zrzucanie naszych ubrań, jego ręce na mojej skórze, jego usta na moich. Próbowałam, ale każdy obraz jaki wyczarowałam był robiącym te rzeczy Garrickiem, nie Brandonem.
Cholera, czemu nie mogłam po prostu pstryknąć palcami i już nie być dziewicą? Czemu musiał być w to zamieszany seks? I dlaczego mogłam tylko myśleć o Garricku, choć nawet z nim wycofałam się z seksu?
Czemu mój mózg nie miał żadnego sensu?
Brandon sam sobie odpowiedział na pytanie. – Zgaduję, że pewnie nie. Zazwyczaj tak jest, jeżeli odpowiedź zajmuje tak długo.
Uśmiechnęłam się zaciśniętymi ustami. – Przepraszam. Wydajesz się naprawdę miły, ale ja nie jestem tak zainteresowana… teraz. – Cholera, zawsze to robiłam. Byłam do bani w konfrontacjach, więc zawsze dodałam zwroty takie jak „teraz”.
Brandon pokiwał głową. – Spoko. Ja, uch, lepiej wrócę do pracy.
Nie czekał na moją odpowiedź, idąc wzdłuż baru, aby pomóc klientowi na dalekim końcu. Wzdychając, poszłam do łazienki, gdzie ochlapałam twarz wodą.
Nie pomogło to chaosowi w mojej głowie, ale czułam mrowiący alkohol w żołądku, a to przynajmniej sprawiło że czułam się dobrze z chaosem.
Wróciłam do stolik, gdzie czekały na mnie kolejne dwa kieliszki, uprzejmość Cade’a i na szczęście rozmowy toczyła się wokół innej plotki, która nie zawierała Garricka. Kiedy dostaliśmy następną rundkę, moja skóra była jak ciepły koc, gardło bolało mnie od śmiechu z rzeczy, które mogły być śmieszne lub nie. Byliśmy wszyscy tak zatraceni, że nasza rozmowa przeszła do fragmentów, żartów i śmiechu.
- Jestem taki pijany – zaczął Rusty. – Że chcę tylko wsiąść do mojego auta i grać na akordeonie, aż wytrzeźwieję.
Mój śmiech był żenująco głośny. – Masz akordeon?
- Do diabła tak, mam. Chcesz usłyszeć, jak gram?
- Oczywiście!
Zostawiłam mój portfel z Cadem, by mógł za mnie zapłacić. Cmoknęłam go w policzek w nagrodę.
- O! Ja też! Ja też! – krzyknęła Kelsey. Też dała Cade’owi swój portfel, klepiąc go po głowie, zamiast pocałować, a Rusty objął nas ramionami.
- Róbcie notatki, chłopcy! Panie zawsze uwielbiają mężczyznę, który umie grać na instrumencie!
Lindsay prychnęła. – Twój instrument nawet nie lubi dziewczyn, Rusty!
- Nie znaczy to, że one nie lubią jego!
Jestem pewna, że głośność w barze zmniejszyła się o połowę, kiedy wyszliśmy, ale ja nie widziałam różnicy. W mojej głowie nadal było głośno. Po kilku minutach reszty grupy dołączyła do nas na masce samochodu Rusty’ego, gdzie grał na swoim akordeonie i śpiewał piosenkę, mówiąc, że jest po francusku (ale jestem pewna, że to był po prostu jazgot).
Nie miało to dla nas znaczenia. Po paru minutach dosyć poznaliśmy ten jazgot, żeby też śpiewać. Śpiewaliśmy serenadę patronom baru, gdy szli do swoich aut o 2 nad ranem. Śpiewaliśmy po angielsku i jazgotowemu. Śpiewaliśmy Britney Spears, Madonnę i Upiora w operze. Cade wykonał absurdalne rapowanie, gdzie rymował może z rożek. Dalej śpiewaliśmy, aż wszyscy zniknęli, a właściciel kazał nam znikać.
- Wszyscy byliśmy zbyt pijani, żeby prowadzić samochód, może poza Jeremym, ale żadne z naszych aut nie było dosyć duże, żeby nas wszystkich pomieścić.
Więc ni z tego, ni z owego powiedziałam: - Pójdźmy do mnie. To około pól mili stąd, ale jestem pewna, że mam wódkę w zamrażalce.
Zatem z wojowniczym okrzykiem „Wódka!” poszliśmy.

Potem żałowałam tej nocy, ale wtedy nie chciałam, żeby się skończyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz