18.3.14

Keeping Her - rozdział trzeci

Wciąż miałem trochę opuchnięte oczy, kiedy czekaliśmy w długiej kolejce dla imigracji, potem wzięliśmy nasze torby i przeszliśmy przez odprawę celną. Bliss balansowała między wylewnością, a ciszą, bardziej tym drugim, jak zbliżaliśmy się do naszego przeznaczenia.
Pod lotniskiem przytuliłem do siebie Bliss, potrzebując ją poczuć, poczuć jakąś kontrolę, jak jej panika zaczęła przechodzić na mnie. Bez przekonania próbowałem przywołać taksówkę, żeby zabrała nas do mieszkania moich rodziców w Kensington, gdy usłyszałem jak ktoś krzyczy. – Taylor! Garrick Taylor! Spójrz tutaj, palancie!
Bliss już się zatrzymała i patrzyła na dwóch idiotów stojących dalej na chodniku, krzyczących i machających rękami. Pierwszy idiota miał ciemną skórę i łysą głowę, która ostatnio go widziałem, była pokryta dredami. To był Rowland. Stał z drugim idiotą, Grahamem, który wyglądał tak podobnie do mnie, że mógł być uważany za mojego brata (przekręt, który wielokrotnie wykorzystywaliśmy, kiedy byliśmy dzieciakami), oni oznaczali kłopoty.
Przesunąłem ręką po włosach i uśmiechnąłem się. – Jasna cholera.
Co oni tutaj robili, na Boga?
- Twoi przyjaciele? – spytała Bliss.
- Bardzo starzy przyjaciele.
Bliss i ja odwróciliśmy nasze bagaże i ledwo co przeszliśmy parę metrów, kiedy rzucił się na mnie Rowland.
- Ricky! – zawołał, czochrając mi włosy.
Usłyszałem przez ramię jak Bliss zapytała – Ricky? – zanim odepchnąłem Rowlanda. Piorunując go wzrokiem, powiedziałem. – Te przezwisko nie było fajne w ponadpodstawówce i nie jest fajne teraz.
- Daj spokój, bracie – powiedział Graham. – Pozwól mu na trochę zabawy. Nie było cię tutaj wieki. Choć widzę dlaczego.
Nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, że gapił się na Bliss. Nie tylko Graham i ja wyglądaliśmy podobnie – wysocy, blond włosy, niebieskie oczy – ale mieliśmy ten sam gust w kobietach. Przeważnie żartowałem z nią wcześniej, mówiąc o znalezieniu innego kolesia, ale teraz nie było to takie zabawne. Potrząsnąłem na niego głową i przyciągnąłem ją bliżej siebie.
- Bliss, te dwa dupki to moi starzy przyjaciele, Rowland i Graham. Razem dorastaliśmy. A to jest moja narzeczona Bliss.
Boże, dobrze było to wypowiedzieć.
- Jej imię to Bliss? A może to jest twoje przezwisko na nią, bo jest naprawdę dobra w…
- Rowland – ostrzegłem.
Wzruszył ramionami i rzucił Bliss bezczelny uśmiech. Uśmiechała się do nich szeroko, jej policzki były zaczerwienione. A choć dobrze było ich zobaczyć, to ani myślałem o dzieleniu się nią.
- Co wy tutaj robicie – zapytałem.
- Zadzwoniliśmy do twojego taty i powiedzieliśmy mu, żeby powiedział twojej mamie, że twój lot został opóźniony o kilka godzin – powiedział Rowland.
- Dlaczego to zrobiliście?
Graham uśmiechnął się w kierunku Bliss i odparł. – Bo chcieliśmy poznać twoją dziewczynę… zanim twoja matka rozerwie ją na kawałki.
Zobaczyłem jak krew odpłynęła z jej twarzy i w ciągu paru sekund przeszła z czerwoności na biel. Oto poszła ostatnia cząstka jej spokoju.
- Garrick! – Jej ręka uderzyła o moje ramię, a potem znowu o tors.
Rzucając gniewnie spojrzenie Grahamowi, chwyciłem jej dłonie i przyciągnąłem do siebie.
- On żartuje, kochanie. Wszystko będzie dobrze.
Proszę, niech będzie dobrze.
- A przynajmniej będzie po paru piwach z nami – wtrącił Rowland.
- Jest środek dnia – powiedziałem.
Rowland wzruszył ramionami. – Upewnimy się, że gdzieś tam będą mieli jedzenie.
Bliss miała skrzyżowane ramiona na piersiach, piorunując mnie wzrokiem. Wyglądała tak cholernie seksownie, kiedy była zła, że prawie nie miałem nic przeciwko.
- Dziękuję wam za przyjście – powiedziałem. – I za wkurzenie mojej przyszłej żony w rekordowym czasie. Ale to był długi lot. Powinienem zabrać Bliss do domu.
Gdy sięgnąłem do niej, jej ręka wycofała się z mojego zasięgu i wróciła, żeby szturchnąć mnie w klatkę piersiową. – Nie ma mowy, panie Taylor. – Usłyszałem za sobą śmiech Rowlanda. Ciągnęła. – Nie pozbawisz mnie szansy na zebranie bardzo potrzebnej alkoholowej odwagi albo przesłuchania twoich przyjaciół.
Graham zagwizdał. – Lubię ją.
To było akurat niewygodnie wyraźne.
Spojrzałem jej w oczy i nie zamierzała się poddać. Zacisnąłem usta w cienką linię, ale jej brwi uniosły się tylko w odpowiedzi.
- Dobra. W porządku. – Odwróciłem się do starych przyjaciół i dodałem. – Jeden drink. Z jedzeniem. Jedna godzina. Tylko tyle. – Unieśli niewinne ręce w kapitulacji i zaczęli kierować nas chodnikiem.
- Cholera, Taylor – powiedział przez ramię Graham. – Czy nauczanie wyssało z ciebie całą zabawę?
- Coś było ssane, kiedy nauczał.
Pchnąłem Rowlanda w plecy i potknął się o parę kroków do przodu, chichocząc.
- Co? – spytała Bliss. – Co on powiedział?
- Nic. Zachowuje się po prostu jak dupek.
Rowland utrzymywał dystans, kiedy prowadził nas do tego samego, starego Peugeota, którym jeździł, kiedy mieszkałem w Londynie osiem lat temu. Zabawne było jak mało zmieniali się niektórzy ludzie i rzeczy.
Ja się zmieniłem… to było pewne. Na przemian byłem tak elitarystyczny i krytyczny jak moi rodzice albo zbuntowany i zwalczałem to ogromnymi ilościami głupoty oraz problemów. Dopiero w ostatnich dwóch latach zacząłem czuć się tak jakbym nareszcie znalazł rozsądną płaszczyznę porozumienia. Mogłem się tylko modlić, żebym dzisiaj znalazł coś podobnego z moimi rodzicami. Mogłem się tylko modlić, żeby ta cała podróż nie wybuchła mi w twarz.
Pomogłem Bliss wsiąść na tylne siedzenie i odwróciłem się do Grahama, zanim wsiadłem za nią. Nie tylko wyglądał dla mnie jak brat; przez większość mojego życia taki właśnie dla mnie był. A kiedy opuściłem te miasto, tę przyjaźń także opuściłem. Dopiero niedawno ponownie się z nim skontaktowałem.
- Naprawdę dobrze jest cię widzieć, przyjacielu – powiedziałem. – Przepraszam, że tak zawaliłem w utrzymywaniu kontaktu.
Poklepał mnie po plecach, kręcąc głową. – Nie martwi się tym. Rozumiem dlaczego trzymałeś się z daleka. Wygląda na to, że wszystko dobrze się ułożyło. – Zerknąłem do samochodu, gdzie Bliss uśmiechała się i słuchała jakiejś bez wątpienia ordynarnej historyjki, którą Rowland opowiadał jej z miejsca kierowcy. Uśmiechnąłem się. – Tak, wszystko idealnie się ułożyło.
Wsiadłem na tylne siedzenie i przysunąłem do siebie Bliss. Moi starzy przyjaciele mogli być intrygantami największego poziomu, ale jedno na pewno im wychodziło; Bliss była najbardziej zrelaksowana od kilku tygodni.
Może dobrym pomysłem było wyluzowanie się na jakiś czas. Oboje tego potrzebowaliśmy.
Przyciągnąłem jej głowę do mojej, wsuwając nosa w jej loki, jak śmiała się na absurdalny głos Rowlanda, który przedrzeźniał swoją matkę. Jej ciepło, jej zapach mnie uspokajały. I sprawiła, że zobaczyłem Londyn w innym świetle. Sprawiła, że zobaczyłem jaki był zanim moi rodzice, ich presja i manipulacja zmusili mnie do wyjazdu.
Bliss ciągle wydawała się być moim nowym początkiem, osobą, która pomagała mi zapomnieć o przeszłości i posuwać się do przodu.
Położyła dłoń na moim udzie i spojrzała na mnie. Musiałem się wyłączyć na dłużej niż myślałem, bo zapytała. – Wszystko okej?
Położyłem rękę na jej dłoni i odparłem. – Po prostu cieszę się, że jestem w domu i mam cię przy sobie.
Obróciła rękę i splotła palce z moimi, a Rowland wydał odgłos wymiotowania na przednim siedzeniu.
- Zamknij się, Row. Jesteś zazdrosny, bo nie udało ci się utrzymać kobiety na więcej niż jedną noc.
- Udało? Udało? Powinienem wygrać za to nagrodę. Jest to trudniejsze niż sądzisz.
Bliss przytuliła się do mojego boku i zapytała. – Więc jak długo znacie Garricka?
- Znam go tylko od ponadpodstawówki – odpowiedział Rowland.
- Liceum – przetłumaczyłem Bliss.
- Ale Graham i Garrick byli nierozłączni od szmatek.
- Pieluch – dodałem.
- Hej, ona rozumie istotę. Nie musisz tłumaczyć każdej cholernej rzeczy, którą mówię. Mówię po angielsku.
- Więc mówisz – zaczęła Bliss, pochylając się pomiędzy dwoma przednimi siedzeniami – że to do Grahama powinnam zwracać się po zawstydzające historyjki?
- Wypraszam sobie. – Dźgnąłem ją w bok, a ona ode nie odskoczyła.
- Oj no weź. Tak jakbyś ty nie znał zawstydzających historyjek o mnie. Sam uczestniczyłeś w zbyt wielu.
- Opowiadaj – powiedział Rowland, poruszając do nas brwiami w lusterku.
- Ani. Mi. Się. Waż. – Teraz to ona mnie dźgnęła.
- Poczekaj. – Graham odwrócił się do nas na siedzeniu. – Mówisz o byciu gorącą dla nauczyciela?
- Garrick! – Miałem przeczucie, że podczas tej podróży będę słyszał moje imię w tym tonie o wiele zbyt często. – Powiedziałeś im?
- Powiedziałem Grahamowi. Skoro Rowland nie jest zbyt zaskoczony, zgaduję, że został poinformowany.
Bliss pochyliła się i schowała twarz w dłoniach. – O mój Boże, jestem tak bardzo zażenowana.
- Czemu miałabyś być zażenowana? – zapytał Rowland. – Nie możesz być seksowniejsza od fantazji z uczennicą. Po tym jak Graham mi powiedział, przez tydzień miałem sny z dziewczynami w naszych starych szkolnych mundurkach.
Bliss jęknęła głośno i zsunęła się jeszcze niżej, opierając twarz o kolana. Wciąż uczyłem się złożoności mowy Bliss, ale byłem całkiem pewny, iż ten jęk oznaczał, że myślała o umieraniu ze wstydu.
Spojrzałem na niego, mówiąc. – Wielkie dzięki, stary.
Potem przesunąłem ręką po plecach Bliss i powiedziałem. – Nie ma powodu, żeby być zażenowanym, bo nie zrobiliśmy niczego złego. Już nigdy nie chcę kłamać na nasz temat.
Nazwijcie to problemem. Nazwijcie to bagażem. Ale naprawdę nienawidziłem kłamstw. Są obrzydliwe, zaogniają się jak rany, rozprzestrzeniają jak choroba. Są mniejszymi przestępstwami, które ostatecznie wszystkich ranią.
Poczułem pod ręką jak jej plecy uniosły się i opadły w ciężkim oddechu. – Masz rację. – Usiadła prosto, a ja nie zabierałem ręki spomiędzy niej i siedzenia. – Nie jest mi przykro i już się tego nie obawiam.
- Dobra dziewczynka – powiedział Rowland.
- To moja dziewczynka – powiedziałem jej do ucha.
- Trzymaj się tej grubej skóry, skarbie. Pozwól, że razem z Grahamem zafundujemy ci parę piwek i będziesz miała zbroję, kiedy staniesz w wielkim hallu Taylorów.
- Masz wielki hall? – Zbladła.
Podrapałem się po karku, odpowiadając. – Jest tylko trochę wielki.
- A schody? Masz schody?
Potaknąłem.
Wyrzuciła ręce w powietrze. – To koniec. Umrę. Wiedziałam.
Dostrzegłem jak Rowland i Graham zerknęli na siebie ze skonsternowaniem, a potem na mnie. Potrząsnąłem głową, bo nie miałem pojęcia. Może będę trochę pobłażliwy w zasadzie jednego drinku.
- Nie wiem o czym mówisz, ale nie umrzesz. To tylko dom. Nie masz się czym martwić.
Naprawdę to był tylko dom. Nigdy nie uważałem go za mój dom.
Nabrała powietrza, kiwając głową. Wyprostowując się, popatrzyła na mnie z determinacją.
Schody. Koty. Kochałem tę kobietę, ale Bóg wie, że nie zawsze ją rozumiem. Była tak bardzo przerażona małymi rzeczami – matkami i drogimi domami – ale kiedy nastawiała się na coś, to stawiała temu czoła z wielką mocą. Wielkim rzeczom. Strasznym rzeczom.
Jej karierze w Filadelfii. Życiu po studiach. Zakochaniem się we mnie.
To ja miałem trudności z wielkim obrazkiem. Nigdy nie wiedziałem, czego chciałem, dopóki trochę nie dało mi to popalić.
Albo dopóki ona nie pojawiła się w moim życiu z wymyślonym kotem.

- Ona nie potrzebuje jeszcze jednego, Rowland. Wystarczy jej.
Obojgu nam wystarczyło. Gdybym wypił jeszcze więcej, to nie miałbym filtru, gdy spotkalibyśmy się z moimi rodzicami, co było jak nie posiadanie tratwy ratunkowej w Titanicu.
- Daj spokój. Jaki jest sens pracowania w pubie, jeśli nie mogę schlać moich przyjaciół?
Było coś okropnie niewłaściwego w przebywaniu w niemal pustym pubie w środku dnia i wypiciu tak dużej ilości alkoholu, co my.
- Nie wiem… zatrudnienie przynoszące dochód? Oszczędzanie, żeby nareszcie przestać mieszkać z rodzicami?
- Cii! – Machnął mocno ręką, jakby dwójka ludzi w loży naprzeciwko baru miałaby to usłyszeć.
- Po pierwsze to było chłodne, kolego. Po drugie, mam własne mieszkanie. Po prostu zdarzyło mu się być nad garażem moich rodziców. Nie liczy się to jako mieszkanie z rodzicami.
- Cokolwiek pomaga ci w nocy spać, Row.
- Tylko za to… - Nalał kolejną szklankę i przysunął ją w kierunku Bliss.
Zabrałem ją, zanim po nią sięgnęła i odsunąłem ją od niej.
- Ej! – Wydęła dolną wargę nadąsana. Było to niemal nieodparte.
- Skarbie, sądzę, że już ci wystarczy.
Przysunęła się do mnie na jej stołku, obejmując mnie ręką za szyję. Wsunęła palce we włosy na moim karku i powiedziała. – Jeśli ja nie mogę go mieć, to ty powinieneś wypić.
- To jest plan – wtrącił Row. – Może kolejny drink sprawi, że będziesz mniejszym nudziarzem.
- Nie jestem nudny.
Graham chrapnął głośno, udając, że śpi z głową balansującą nad jego kuflem.
Bliss roześmiała się głośno i nie spadła ze stołka tylko dlatego, że trzymałem rękę na jej talii. Graham otworzył oczy i puścił do niej oko, zanim wydał kolejne dramatyczne chrapnięcie.
To podziałało.
Złapałem stołek Bliss i przysunąłem go do swojego. Pisnęła i wpadła na mnie. Próbowałem nie wyglądać na wyraźnie zirytowanego Grahamem, kiedy objąłem ją i wypiłem piwo.
Rowland zaklaskał, Bliss mruknęła w skórę mojej szyi, a ja powiedziałem sobie, że jeden napój nie zaszkodzi.

Sławne ostatnie słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz