18.3.14

Keeping Her - rozdział siódmy

Bliss zawahała się, po czym otworzyła usta, żeby przemówić. Ale przerwał jej krzykliwy głos wołający moje imię.
- Garrick! Synu!
Oboje się odwróciliśmy. Ojciec po raz drugi zawołał moje imię. Przywołał mnie ręką, mówiąc. – Podejdź tutaj na chwilę.
Westchnąłem.
- Po prostu idź – powiedziała mama. – Wiesz, że nie odpuści, dopóki tego nie zrobisz.
- Wciągnie mnie w jakąś rozmowę o interesach. Nie chcę się w to mieszać i zdecydowanie nie chcę w to mieszać Bliss.
- Więc zostaw ją ze mną.
Próbowałem nie wyglądać na zaniepokojonego tym. – O nie, mamo. Nie trzeba. Bliss i ja wolelibyśmy zostać razem, skoro jest to nasze przyjęcie zaręczynowe.
- Nonsens. Jestem pewna, że Bliss przydałaby się przerwa od ciebie. Jeżeli jesteś podobny do twojego ojca, to jesteś obrzydliwie pogodny. – Mogła być to jedna z najmilszych rzeczy jakie kiedykolwiek o nim powiedziała. – Poza tym, jeżeli dajesz mi tylko tydzień z moją przyszłą synową, to będę potrzebować całego czasu, jaki mogę z nią mieć.
Przemawiała jak treserka próbująca przekonać do pracy konia albo osoba przesłuchująca starająca się złamać świadka. A patrząc na wyraz twarzy Bliss, można by pomyśleć, że miała wskoczyć do wody zamiast rozmawiać z moją matką.
Spojrzałem w szeroko otwarte oczy Bliss. Nie chciałem zostawiać jej samej z moją matką, ale radziła sobie odkąd zeszliśmy na dół. A mama miała biznesowy uśmiech, więc wiedziałem, że w tym nie wygram. Prawdę mówiąc, nie było żadnej dyskusji z obojgiem moich rodziców. Jeżeli tata chciał, żebym z nim pogadał, to będę musiał. A jeżeli mama chciała, żeby Bliss z nią została, to tak będzie. Dlatego nie mówiłem im nawet, że postanowiłem wyjechać z Londynu. Bóg wie, że spędziliśmy dość czasu kłócąc się o tysiąc innych rzeczy. Jak machanie wahadła, im bardziej dorastałem, tym bardziej odmachiwałem się pod każdym względem od przekonań i zwyczajów moich rodziców. Więc poczekałem z poinformowaniem ich, że wyjeżdżam, dopóki nie znajdowałem się już w Stanach i zadzwoniłem z automatu telefonicznego.
W ostatnim rok przed studiami życie zaczęły się przesuwać bardzo szybko. Rzeczy działy się szybciej, nie mogłem nad nimi zawładnąć i czułem się jakbym próbował powstrzymać głaz od stoczenia się ze wzgórza. Moje życie kierowało się do wyznaczonych z góry dróg i wydawało mi się, że nie tyle żyłem, co reagowałem. Nienawidziłem tego, ale nie wiedziałem jak to powstrzymać, oprócz opuszczenia miasta. Czyste konto.
Ojciec raz jeszcze mnie zawołał i westchnąłem. – Dobra. Ale nie spędzę całego wieczoru rozmawiając z klientami, potencjalnymi nabywcami handlowymi czy co on tam dziś planuje.
- Zaraz wrócę – obiecałem Bliss. Jej wyraz twarzy był pusty i nie mogłem stwierdzić jak się czuła, ale jej często zarumieniona skóra wyglądała na odrobinę bladą. Pocałowałem ją w czoło i to samo zrobiłem z mamą.
- Bądź miła – mruknąłem.
Mama zachichotała krótko. Albo był to bardzo dobry znak, albo bardzo zły.
Dwie minuty. Wrócę za dwie minuty.
Ostatni raz pocałowałem na pożegnanie Bliss i czując się jak najgorszy narzeczony na świecie, zostawiłem ją na odpieranie ataku rekina, podczas gdy poszedłem do mojego.
Chętny, żeby rozmowa była już zakończona, podszedłem do grupki ojca i odezwałem się. – Tak, tato?
- O, dobrze. Garrick, pamiętasz pana Woodsa. Robiłeś letni staż w jego firmie.
W reklamie, tak mi się wydaje? Szczerze nie mogłem sobie przypomnieć. Tata angażował mnie do tak wielu stażów, że wszystkie się ze sobą zbiegły.
- Oczywiście, pan Woods. Miło jest pana znowu widzieć.
Pan Woods był stary, po sześćdziesiątce albo siedemdziesiątce. Nosił ogromne okulary i jego włosy były białe. Jego uśmiech sprawiał, że wszystkie zmarszczki wokół jego ust robiły się wyraźniejsze, a jego skóra była wyniszczona i zmarszczona jak stara skóra, kiedy uściskałem jego dłoń.
- Ciebie również. Masz tutaj ze sobą uroczą narzeczoną.
Uśmiechnąłem się. – Dziękuję. Bardzo ją kocham i sprawia, że moje życie jest interesujące.
Parsknął śmiechem, a przy tym jego zmarszczki zniknęły niemal na sekundę.
- Jesteś tak pełen werwy, jak cię pamiętam. Twój ojciec opowiadał mi o twoim życiu w Stanach. Całkiem imponujące.
Oparłem się pokusie, żeby wywrócić oczami. Ojciec bez wątpienia tak upiększał historyjkę, że pewnie stałem się najmłodszym profesorem na Harvardzie czy jakieś inne bzdury.
Wzruszyłem ramionami. – Nie powiedziałbym, że wszystko było tak imponujące.
- Niełatwo zaspokojony. Podoba mi się to. W okamgnieniu przewyższysz swojego ojca, jestem tego pewien.
Tata roześmiał się i złapał mnie za szyję ramieniem, jakbyśmy się bili. – Bez walki tego nie zrobi.
Wszystko było tak udawane, tak wymuszone. Nie wiedziałem czy wszyscy inni to wyczuwali, czy byli do tego tak przyzwyczajeni, że już nawet tego nie dostrzegali.
Zgromadzeni wokół nas mężczyźni i kobiety śmiali się, a ja przez nawyk do nich dołączyłem.
Osiem lat.
Minęło osiem lat odkąd się wyprowadziłem i w mniej niż godzinę już zostałem wciągany z powrotem do stylu życia, którego nienawidziłem. Luksusowe przyjęcia, ładne rzeczy, drogie ubrania, wszystko to pokryte tak grubą warstwą sztuczności, że dusiło się każdą prawdziwą emocją.
Musiały już minąć dwie minuty. A nawet to wydawało się trwać o dwie minuty za długo.
- Bardzo miło było znowu się z panem spotkać, panie Woods, ale powinienem wrócić do narzeczonej. – Skinąłem głową reszcie ludziom w grupie, mówiąc. – Panie. Panowie.
- Jeszcze jedna sekunda zanim uciekniesz, Garrick.
Zatrzymałem się i starałem nie wyglądać na zirytowanego.
- Tak, panie Woods?
Stopniowo grupka zaczęła się rozłączać dopóki nie stali obok mnie tylko mój stary szef i ojciec.
- Chciałem porozmawiać z tobą o możliwości zatrudnienia…
Jezu. Nawet nie dostanę porządnego snu zanim to się zacznie.
- Och, sir, ja…
- Teraz mnie wysłuchaj. Mam wolne stanowisko PR, ten sam oddział, w którym robiłeś staż. Przez ostatnie trzy lata przeszedłem przez sześciu ludzi na tym stanowisku. Wszyscy są dość mądrzy, ale nie mają po prostu tej szczególnej cechy, która przyciąga ludzi, która sprawia, że klienci czują się rozluźnieni. Nie są jak ty czy twój ojciec. – Starałem się nie najeżać na bycie porównywanym do ojca i cechy, której najbardziej w nim gardziłem. – Pamiętam, że fantastycznie radziłeś sobie na stażu. A biorąc pod uwagę to, co powiedział mi twój ojciec, szybko się przystosowujesz i uczysz. – Wyciągnął z kieszeni wizytówkę i podał mi ją. – Pomyśl o tym. Zadzwoń do mnie i o wszystkim porozmawiamy. Nie szkodzi rozważenie tej propozycji.
Spojrzałem na wizytówkę, ale jej nie wziąłem.
- Bardzo to uprzejme, panie Woods. Ale Bliss i ja nie mamy planów na przeprowadzenie się do Londynu. – Ostatnie słowa skierowałem do ojca, tak stanowczo jak potrafiłem bez wyglądania na rozgniewanego.
Tata wtrącił się po raz pierwszy, mówiąc. – Może powinieneś o tym pomyśleć, Garrick. To dobra praca.
Jestem pewny, że to świetna praca. Lecz nie było przypadkiem, iż te zainteresowanie pojawiało się teraz przy przyglądającym się wszystkiemu ojcu. Był animatorem pociągającym za sznurki, ale mój odciąłem dawno temu.
- Jeśli to jakaś różnica, to jestem pewien, że będzie to znaczący krok do przodu w płacy z nauczania i zapłacimy za twoje przeniesienie – dodał pan Woods.
Jeżeli to był znaczący krok do przodu od nauczania, to byłyby to trzy albo cztery kroki do przodu od tego, co robiłem teraz. Ciężko było przemieszczać się pomiędzy pracą etatową i małymi kontraktami z mojej wygodnej pracy w uniwersytecie. Ale udawało nam się.
Wziąłem wizytówkę, żeby zakończyć zasadzkę i powiedziałem. – Pomyślę o tym. Ale naprawdę jestem zadowolony, tam gdzie jestem.
Wyczuwałem wzrok ojca, ale nie spojrzałem na niego.
Kiwnąłem głowa panu Woodsowi. – Miło było pana znowu widzieć. Dziękuję za przyjście. Proszę cieszyć się przyjęciem.
Potem odwróciłem się i wsunąłem wizytówkę do kieszeni. Przeszedłem tylko parę metrów, kiedy ojciec zatrzymał mnie na naszą pierwszą osobistą rozmowę tego wieczoru. Tak naprawdę, od wielu lat.
- Wiem, co myślisz, Garrick, ale powinieneś dać szansę tej robocie.
- Mam pracę, tato. – Właściwie to kilka.
- Ale ta praca mogłaby cię gdzieś zaprowadzić. Jeśli dalej będzie robił, to co robisz, to w wieku czterdziestu lat będziesz pracował w restauracji, żeby wiązać koniec z końcem. Wtedy takich okazji nie będzie w pobliżu.
- Dzięki za wiarę, tato.
- Przestań. Jesteś dorosły. Nie potrzebujesz, żebym stał na trybunach, kibicował ci i cię okłamywał. Będziesz miał żonę, nowe życie. Potrzebujesz dorosnąć i znaleźć prawdziwą pracę. Coś z realnymi korzyściami.
Och, co za ironia, że dawał mi wykład o tym, co było realne.
- Dzięki za rozmowę, tato. Ale muszę iść znaleźć Bliss i mamę.
Ominąłem go i zostawiłem, zanim mógłby wciągnąć mnie do kłótni. Byłem w połowie pomieszczenia, po czym rozejrzałem się wokoło.

Bliss nie było tam, gdzie ją zostawiłem. Ani mojej matki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz