12.3.14

Losing It - rozdział dwudziesty

Klub Ekstaza był ciemny i mglisty, gdy weszłyśmy do środka. Rytm muzyki walił przez ściany i podłogę, wsączając się w moją skórę, denerwując mnie. To w ogóle nie była moja scena, ale Kelsey ją uwielbiała. Stwierdziłam, że muszę tylko siedzieć przy barze, może pogawędzić z kolesiem czy dwoma, żeby dała mi spokój. Potem prawdopodobnie pójdzie do domu z jakimś facetem i zostawi swoje auto. Zazwyczaj tak wszystko szło.
Czego nie przewidziałam to to jak moja zmiana ubioru zmieni normalny plan. Byłyśmy wewnątrz zaledwie minutę i już facet poprosił mnie do tańca. Odmówiłam, zarabiając od Kelsey piorunujące spojrzenie.
- No co? – krzyknęłam ponad muzyką. – Powiedziałaś, że muszę iść, nie, że muszę tańczyć!
Stałyśmy przy barze, ja próbowałam zatrzymać barmana, kiedy ona mnie gromiła.
- Jesteś najbardziej irytującą osobą, jaką znam! Wyglądasz dziś super seksownie a zamierzasz jedynie siedzieć tutaj i jak zwykle się dąsać!
- Więc może powinnaś pozwolić zostać mi w domu i się dąsać!
Facet klepnął mnie w ramię i nawet nie czekałam, żeby zapytał, mówiąc: - NIE!
Kelsey położyła ręce na biodrach, a jak na wygląd Barbie, wciąż była całkiem przerażająca. – Zdaję sobie sprawę, że masz zły humor i że dużo dzieje się w twoim życiu. Staram się być wyrozumiała, ale jaki jest twój problem?
- Nie mam problemu, Kelsey. Tylko nie podoba mi się to, że myślisz, że możesz mnie ciągnąć w różne miejsca bez żadnej troski o to, co tak naprawdę chcę!
- W porządku! Nieważne! Poddaję się! Siedź tu i dąsaj się! Ja idę tańczyć!
Obróciła się i przepchnęła przez tłum, na swojej drodze rozlewając kilka drinków i odpychając ludzi.
Straszna Barbie.
Przysiadłam na stołku, świadoma faktu, że krótka spódniczka sprawiała, że moje gołe nogi były przyklejone do plastiku. Nie byłabym zaskoczona, gdyby zwisał mi tyłek, ale w tamtym momencie byłam zbyt wkurzona, żeby się przejmować. Zamówiłam Jacka oraz colę i siedziałam, czekając i kipiąc ze złości. Wiedziałam, że chciała dobrze, lecz rozwiązaniem na wszystkie problemy świata nie było imprezowanie. Zawsze wiedziałam, że jesteśmy bardzo różnymi ludźmi, ale nigdy nie orientowałam się, jak bardzo ona mnie nie rozumiała.
- Mogę kupić ci drinka? – Zapytał głos za moim ramieniem.
Podniosłam pełną szklankę i go zlekceważyłam.
Facet i tak zajął obok mnie miejsce. Pochylił się, żeby o coś zapytać, a ja powiedziałam gniewnie. – Nie jestem zainteresowana!
Potem odpowiedział znajomy głos. – Cieszę się to słyszeć.
Niemal spadłam ze stołka, gdy usłyszałam akcent.
- Garrick!
Garrick był kolesiem siedzącym obok mnie, czapka była nisko opuszczona na jego oczy, zasłaniając wspaniałe blond włosy.
Nie brzmiał na Garricka, kiedy odezwał się po raz pierwszy. – Brzmiałeś…
Gdy odpowiedział, tym razem jego akcent zniknął i brzmiał na Amerykanina. Żadnego szczególnego dialektu, po prostu… normalnie. – Jestem aktorem, Bliss. Wiem jak ukryć mój akcent.
Wciąż zszokowana, zapytałam. – Co ty tutaj robisz? Co jeśli ktoś cię zobaczy?
- Jestem tak jakby incognito. A jeżeli ktoś zobaczy, powiem, że wpadliśmy na siebie przez przypadek. Jestem profesorem. Nie ślubowałem mieć zero życia towarzyskiego.
- Ale czemu?
- Bo nie mogłem znieść myśli o tobie tańczącej z kimś innym w tej spódniczce. – Jego ręka musnęła moje udo i całe gorąco z wcześniej prędko wróciło.
- Garrick, przestań! Ktoś zobaczy! Co jeśli Kelsey wróci?
- Biorąc pod uwagę wasze poprzednie widowisko nie widzę, żeby wkrótce się to zdarzyło.
Wzdrygnęłam się. Może byłam trochę jędzowata.
- Chodź. – Wstał i podał mi rękę. Rozejrzałam się, obawiając się ją wziąć. Było tak ciemno. Jeżeli był tutaj ktoś, kogo znaliśmy, w żaden sposób się tego nie dowiemy, dopóki nie staniemy twarzą w twarz. To była zbyt wielka możliwość.
- Przestań tyle myśleć – powiedział mi i objął mnie ramieniem w pasie, zsuwając z miejsca. Naga skóra moich uda żenująco skrzypnęła na siedzeniu, ale on nie wydawał się zauważyć czy przejmować. Splótł nasze palce i wciągnął mnie w tłum.
Trzymałam głowę w dole, koncentrując się na stawaniu stóp tam, gdzie były jego. Poprowadził mnie po kilku schodach w dół na niższe piętro, gdzie było nawet jeszcze ciemniej, a ciała były ciaśniej do siebie przyciśnięte. Nie widziałam nikogo prócz ludzi tuż obok mnie. Lawirował i ciągnął mnie, aż byliśmy w najdalszym kącie, potem postawił mnie pomiędzy nim a ścianą. Jego plecy były do reszty pomieszczenia, a jego wysoka figura całkowicie mnie zasłaniała.
Jego oddech połaskotał moje ucho, gdy wyszeptał. – Lepiej?
Potaknęłam. Było lepiej. To znaczy, wciąż byliśmy w klubie, a wolałabym być sama w domu, ale już to było najlepszym doświadczeniem klubowym w moim życiu.
Nawet wiedząc o tym, co on do mnie czuł, byłam zbyt podenerwowana, żeby tańczyć z nim twarzą w twarz. Więc obróciłam się, przyciskając plecy do jego przodu. Jego dłonie natychmiast powędrowały do moich bioder, przyciągając mnie do niego. Uczucie wypędziło całe powietrze z moich płuc.
Zamknęłam oczy, żebym nie musiała patrzeć na ścianę i próbowałam pozwolić muzyce przeze mnie przepłynąć. Powoli wysunął biodra do przodu, a ja poszłam za jego śladem, przyciskając się do niego. Wypuścił powietrze przy moim uchu i to posłało dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Przesunął rękę z mojego biodra na brzuch. Z rozpostartymi palcami jego kciuk opierał się jakiś centymetr pod moim stanikiem, a mały palec muskał pasek mojej spódniczki. Użył tę rękę do trzymania mnie przy nim w tym samym czasie, kiedy zakręcił biodrami.
Gwiazdy zatańczyły za moimi zamkniętymi oczami, a bicie serca dopasowało się do stałego rytmu muzyki. Jego ciało przy moim wydawało się wzmocnić już rozgrzane pomieszczenie i czułam, jak pot zaczyna zwilżać moją szyję. Jego biodra nadal kręciły się do muzyki, powoli i zmysłowo, ale co jakiś czas podczas silnego rytmu, przyciskał je do mnie mocniej. Ustami dotknął skórę mojej szyi i spadałam, spadałam, spadałam w te uczucie.
To mi nie wystarczało. Czy kiedykolwiek będę miała go dosyć? Wyciągnęłam ręce za mną, wplatając je w jego włosy, a on mruknął z aprobatą. Ręka na moim brzuchu przesunęła się do góry, lekko przebiegając od mojego uniesionego ramienia do boku. Musnął bok mojej piersi i ten dotyk wywołał we mnie dreszcze, które zostały wzmocnione, gdy jego palce minęły nieprzyzwoitą spódniczkę i złapały moje udo.
Piosenka się zmieniła, ale my nie. Jego dłonie doprowadzały mnie do szaleństwa. Nasze ciała były ciasno do siebie przyciśnięte. Wciąż byłam tak podniecona, że czułam zawroty głowy od pożądania. Cały świat obracał się i tylko my byliśmy nieruchomi. Albo to może my się obracaliśmy. Wiedziałam tylko, że byli wszyscy inni, a potem byliśmy my i nigdy nie chciałam, żeby było inaczej.
Znalazł te miejsce pod moim uchem i jęknęłam, ciesząc się, że muzyka połknęła ten dźwięk. Skubnął zębami moją szyję, a ja w odpowiedzi wbiłam paznokcie w jego kark.
- Boże, Bliss, masz pojęcia jak bardzo cię pragnę?
Znowu zakręciliśmy biodrami i byłam pewna, że mam dość dobre pojęcie.
Skończyła się piosenka i już miałam dosyć. Wyciągnęłam komórkę z biustonosza, gdzie była wygodnie schowana. Garrick jęknął i raz jeszcze przycisnął do siebie nasze biodra, ale byłam skupiona na telefonie. Trzęsły mi się ręce, ale zdołałam napisać wiadomość do Kelsey.
Poznałam kogoś. Wychodzę. Przepraszam za wcześniej. Pogadamy jutro?
Nie czekałam na odpowiedź, ciągnąc Garricka do wyjścia.
Choć raz nie obchodziło mnie jak szybko jechał swoim motocyklem. Po prostu trzymałam się mocno, chcąc szybciej być w domu.
Jego usta były na mojej szyi, zanim w ogóle wsadziłam klucz do drzwi. Mój oddech był tak ciężki, że mógł być nazwany tylko dyszeniem. Kiedy nareszcie otworzyłam drzwi, pchnęłam je tak mocno, że uderzyły o ścianę. Jutro będę musiała sprawdzić i upewnić się, że nie ma dziury. Gdy tylko drzwi zostały zamknięte, całowaliśmy się.
Ściągnęłam obcasy gdzieś pomiędzy motocyklem a moimi drzwiami, a teraz bez nich on był zbyt daleko. Ta myśl musiała przyjść nam do głowy w tym samym czasie, ponieważ jego dłonie zostawiły moje uda i objęły tyłek, podnosząc mnie tak, że musiałam opleść go nogami w pasie.
Plecami uderzyłam o drzwi i sapnęłam. Jego język wsunął się do moich ust, wchodząc i wychodząc, szybko i mocno – dokładnie tak, jak to lubiłam.
- Łóżko – wysapałam między pocałunkami.
Odchylił się na dość długo, żeby powiedzieć. – Jesteś pewna? – Potem znowu się całowaliśmy, a rytm, który ustawił był tak uwodzicielski i hipnotyzujący, jak była muzyka w klubie. Raz jeszcze zapytał. – Bliss, jesteś pewna?
Czy byłam pewna? Czemu on zadawał mi pytania? Czy zdawał sobie sprawę, że po prostu chciałam go całować? Chciałam go całować, aż zniknie reszta świata.
- Łóżko – powiedziałam ponownie.
- To nie jest odpowiedź. – I tak ruszył w stronę sypialni.
Chwyciłam się go mocno, przenosząc pocałunki na jego szczękę, potem szyję, żeby mógł skoncentrować się na chodzie.
Jednak zdołałam zaplątać się w zasłonę.
Dosłownie zaplątać.
Mój kolczyk zahaczył o zwiewny materiał i nie zauważyłam, dopóki nie szedł dalej. Ból przeciął moje ucho i bok głowy. Krzyknęłam w odpowiedzi.
- Co? Przepraszam! Co jest? Co zrobiłem?
- Ucho. – Najwyraźniej zostałam zredukowana do jednoczłonowych zdań.
- Cholera. Nie ruszaj się.
Próbował użyć obu rąk do uwolnienia kolczyka, ale wtedy straciliśmy równowagę i oboje uderzyliśmy w moją komodę, która stała w sypialni.
Biorąc pod uwagę to jak piekł mnie łokieć, będę miała jutro diabelnego siniaka.
Kiedy ból ustąpił, roześmiałam się, ponieważ moje życie, jak zwykle, było absurdalne. I dzięki mojemu szczęściu był to jeden z tych pół-śmiechów, pół-prychnięć. Oboje śmieliśmy się, teraz z trudem łapiąc oddech z zupełnie innego powodu. Mój bok bolał mnie od uderzenia w komodę. Kolczyk wciąż tkwił w zasłonie, a nogami wciąż oplatałam jego talię. Pomiędzy śmiechem Garrick przycisnął słodkiego całusa do mojego czoła.
Może absurdalność nie była taka zła.
- Dobra, rozplączmy cię. Postawię cię, okej?
Delikatnie zniżył mnie na podłogę, a moje walące tętno zaczynało spowalniać. Przez kilka minut starał się mnie uwolnić, ale jego palce były duże i niezdarne. W końcu powiedziałam. – Po prostu odepnij kolczyk. Jutro wyciągnę go z zasłony.
Śmiejąc się, zrobił o co prosiłam.
Podczas gdy wcześniej czułam się, jakbym paliła się w naszym pocałunku, to teraz ciepło rozchodzące się we mnie było inne, słodsze. Blask świec zamiast otwartego płomienia.
Potarł moje ramię, które uderzyło w komodę. – Jesteśmy bałaganem – powiedział.
Ścisnęłam palce. – Troszeczkę – odparłam.
Zacisnął rękę na moim karku i pociągnął mnie do przodu, znowu całując w czoło. Zamknęłam oczy, myśląc, że tak właśnie czuć było doskonałość.
- Sądzę, że twoja zasłona zrobiła nam przysługę. Twoje nogi w tej spódniczce zabiły moją samokontrolę.
Uśmiechnęłam się. – Mówiłam ci, że nigdy nie powinnam była jej ubierać.
- O, zdecydowanie się cieszę, że ją założyłaś. To wspomnienie, które będę pielęgnował przez bardzo długi czas. – Walnęłam go w ramię, ale nie miałam nic przeciwko zawadiackiemu uśmiechu. – Pewnie powinienem już iść, zanim znowu sprawisz, że stracę rozum – rzekł.
Puściłam go, chociaż wielka część mnie krzyczała z protestem. A kiedy wyszedł, świętowałam niemal w taki sam sposób kiedy dowiedziałam się, że dostałam rolę Fedry.
Zatańczyłam.
Ponieważ… nareszcie… sprawy miały się dobrze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz