12.3.14

Losing It - rozdział dziewiętnasty

Wciąż byłam trochę zła na Garricka, kiedy wyszłam tej nocy, ale kiedy odprowadził mnie do moich drzwi i zapytał, co robię następnego dnia, nie byłam aż tak zła, żeby mu odmówić. Cade nie rozmawiał ze mną i nie słyszałam od Kelsey, więc powiedziałam mu, że jestem wolna i umówiliśmy się na obiad w moim mieszkaniu.
Spałam do południa, moje łóżko było zbyt wygodne, żeby z niego wyjść. Potem odwróciłam swoją uwagę długim prysznicem, potem zadaniem domowym i książką. Kiedy sprawdziłam zegarek, była tylko piętnasta.
Wzięłam komputer i wyszukałam „Teatr Filadelfijski”.
Znalazłam serwis internetowy o teatrach, który dawał informacje o kilku teatrach w mieście, jak również o pozycjach pracy i przesłuchaniach. Klikałam na linki, patrząc, jakie w tej chwili były przedstawienia, czytając opisy pracy i zapisałam kilka stron.
Zadzwoniła moja komórka, ale brzmiała z daleka. Próbowałam podążyć za dźwiękiem, ale dzwonienie skończyło się zanim zdążyłam wejść dalej do salonu. Na szczęście ktokolwiek, kto dzwonił był uparty i kilka minut później znowu zadzwonił. Z pewnością była gdzieś przy kanapie. Odsunęłam poduszki, ale nic nie znalazłam. Sprawdziłam pod kartkami i książkami, dalej nic. W końcu opadłam na podłogę i zerknęłam pod kanapę. Oto była, oświetlając zakurzoną ciemność pod moim meblem. A tuż obok niej, piorunując mnie wzrokiem, była Hamlet.
Ten mały przerywnik słodkości, który widziałam w niej w schronisku nadal nie powrócił. I nie miałam wątpliwości, że jakoś zaciągnęła tam mój telefon, żeby zrobić mi na złość.
- Posłuchaj, kocie, nie wiem, dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz, ale musiałaś przegapić tę wiadomość. Ocaliłam cię. – Leżąc na brzuchu, wcisnęłam się pod kanapę, sięgając po telefon. – Powinnaś być wdzięczna.
Gdy zbliżyła się moja ręka, wydała już znajome niskie warknięcie.
- Tak, tak, zamknij się.
Musiałam wsunąć połowę ciała do szczeliny pomiędzy meblem i podłogą, żeby dosięgnąć mojego telefonu, a wyjście było jeszcze bardziej niewygodne niż wejście.
2 nieodebrane połączenia od MAMA.
Jęknęłam. Powinnam była zostawić go pod kanapą. W tamtej chwili znowu zadzwonił, po raz trzeci. Odebrałam. – Cześć, mamo.
- Czemu nie odebrałaś za dwoma pierwszymi razami? Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest, mamo. Po prostu nie mogłam znaleźć telefonu.
- Och, cóż, naprawdę powinnaś mieć miejsce, gdzie kładłabyś go za każdym razem, gdy wrócisz do domu, w ten sposób zawsze będziesz wiedzieć, gdzie jest.
- Zapamiętam to, mamo.
- Twoja dezorganizacja to stara wiadomość. Co jeszcze dzieje się w twoim życiu? – Przysięgam, moja matka była jedyną osobą na świecie, która nie uważała, że jestem nerwicową osobą lubiącą rządzić, ponieważ ona była o wiele gorsza. Zadała nieuniknione pytanie. – Poznałaś kogoś?
Przewróciłam oczami, z czym nie uszłabym na sucho twarzą w twarz.
- Jestem zajęta szkołą, mamo. Właściwie to właśnie zostałam obsadzona w głównej roli w sztuce.
- O, to miło – odparła łagodnie. Sądziła, że pójście do teatru było marnotrawstwem mojej inteligencji.
- To dość duża sprawa.
- Oczywiście, że tak, słońce. Tylko wiesz, jak martwimy się z twoim ojcem. Czulibyśmy się o wiele lepiej, gdybyś miała kogoś, kto opiekowałby się tobą finansowo.
Ktoś zapukał do moich drzwi i poszłam otworzyć, mówiąc. – Po pierwsze, zabezpieczenie finansowe nie jest wystarczająco dobrym powodem na wyjście za mąż, matko, nawet jeśli to was uspokaja. Po drugie, nie potrzebuję faceta, żeby się mną zaopiekował. Sama potrafię opiekować się sobą. – Garrick był po drugiej stronie drzwi, niemal godzinę wcześniej i zdołał usłyszeć koniec mojej przemowy. Uniósł brew, uśmiechając się, a gdybym mogła sięgnąć przez telefon, żeby udusić moją matkę, to bym to zrobiła. – Tak czy inaczej, muszę iść, mamo. Mam towarzystwo.
- Czy to męskie towarzystwo?
Jęknęłam i powiedziałam. – Do widzenia.
Rozłączenie się było takie przyjemne. Kusiło mnie, żeby do niej oddzwonić i zrobić to drugi raz.
Garrick uśmiechnął się. – Twoja mama bardzo brzmi jak moja.
Spiorunowałam go wzrokiem. – Jesteś wcześnie. – Tego ranka włosy wsunęłam do mokrego kucyka. Planowałam wyprostowanie ich zanim on przyjdzie, ale teraz wyglądałam tylko bez gustu. A po wczołganiu się pod kanapę, byłam również zakurzona.
- Czy to w porządku?
Prawdopodobnie byłoby niegrzecznie powiedzieć mu, by poszedł do domu i wrócił za godzinę.
- Nie, to nic. Możesz obejrzeć telewizję czy coś. Potrzebuję tylko chwilki. – Wskazałam ręką na salon i wsunęłam się do sypialni, zastanawiając ile mogę zrobić poprawki w pięć minut.
Ściągnęłam gumkę z włosów i spojrzałam na falowany, wilgotny bałagan, z którym musiałam sobie radzić. Nie było czasu na wysuszenie go i rozprostowanie. A gdybym wysuszyła bez rozprostowania, miałabym kędzierzawą kulę włosów. Użyłam rąk, żeby trochę bardziej je zmierzwić, mnąc je w moich rękach, mając nadzieję, że loki dadzą radę. Psiknęłam je odrobiną pianki, ale tylko na to miałam czas. Nałożyłam szybką warstwę tuszu i trochę balsamu do ust, mając nadzieję, że on nie będzie miał nic przeciwko naturalnemu wyglądowi.
Gdy wyszłam z mojego pokoju, leżał rozciągnięty na mojej kanapie, oglądając telewizję, a Hamlet była zwinięta w ciasną kulkę na jego torsie. Stałam tam zszokowana, pewna, że śnię.
Odwrócił się i zobaczył, że się gapię. – Hej, twoje włosy są kręcone. – Potaknęłam. Niemal zawsze miałam proste włosy. – Podobają mi się – powiedział.
Wciąż tkwiłam przy fakcie, że moja kotka radośnie siedziała na jego klatce piersiowej… mrucząc. On ma magiczne moce. To była jedyna odpowiedź.
- Chodź tutaj – rzekł, siadając i przenosząc Hamlet na swoje kolana. Usiadłam ostrożnie kilka stóp dalej.
Wskazałam na Hamlet, mówiąc. – Jak to zrobiłeś?
- Co zrobiłem?
- Zdołałeś przekonać ją, żeby pozwoliła ci ją trzymać. 
- To ona? – spytał.
- Tak, i wszystkich nienawidzi. Zwłaszcza mnie.
- Twój własny kot cię nienawidzi?
- Rozwiązujemy ten problem.
Roześmiał się. – Może jest urażona, że dałaś jej chłopięce imię.
Wyciągnęłam rękę, żeby ją pogłaskać i jak zawsze otrzymałam warknięcie. Garrick uważał że nienawiść Hamlet do mnie jest przekomiczna. I dalej ją trzymał, co oznaczało, że byłam przeniesiona na drugą stronę kanapy, ponieważ moja kotka ukradła mojego… czymkolwiek on był.
Ugh. Nie chciałam o tym myśleć. To znaczy, oczywiście, to był tajemny związek, więc to nie było konieczne, żebyśmy potrzebowali etykietek, ale byłam ciekawa. Co się stanie, kiedy skończy się rok? Czy w ogóle tak długo wytrwamy?
Wstałam, żeby zacząć obiad, aby rozproszyć moją uwagę.
Zrobiłam spaghetti, bo to była jedyna rzecz, w której ufałam sobie, że nie schrzanię, kiedy byłam poddenerwowana. A cóż… przy Garricku zawsze byłam poddenerwowana. Najwidoczniej miał odwrotny efekt na Hamlet, która szybko zasnęła na jego kolanach.
Zobaczyłam moją szansę na to, czego łaknęłam odkąd przyszedł.
Zostawiłam gotujące się jedzenie na kuchence i podeszłam do kanapy. Nie usiadłam z obawy, że zbudzę kapryśną kotkę, ale położyłam rękę na jego ramieniu i pochyliłam się po pocałunek. Ponieważ jego ręce tkwiły pod Hamlet, mogłam kontrolować pocałunek. Moje dłonie znalazły jego włosy, które były tak uzależniające i miękkie jak zawsze, a pocałunek się pogłębił. Całowałam go mocno, bo mogłam a on nie robił nic, żeby mnie powstrzymać. To był pocałunek, którego pragnęłam poprzedniej nocy, którego nie chciał mi dać.
Nie chciałam się odsuwać, ale gotowałam obiad. Gdy się rozdzieliliśmy, jego oczy były pociemniałe. – Myślę, że możesz być trochę diabelska – powiedział.
Zaśmiałam się. – Tak, wszystko to zaplanowałam. Hamlet też w tym była.
- Pocałuj mnie znowu.
Nie musiał prosić mnie dwa razy.
Za każdym razem, kiedy się całowaliśmy, moja pewność siebie rosła. Im dłużej go znałam, tym śmielsza się stawałam. Lubiłam to… niemal tak bardzo, jak lubiłam jego.
Ktoś zapukał do drzwi, trzy głośne stuknięcia, nastąpione przez jeszcze trzy tylko chwilę później. Nasze oddechy wciąż były krótkie od pocałunku i nie byłam pewna czy zbyt szybkie bicie mojego serca było z powodu Garricka czy zaskoczenia.
- Spodziewasz się kogoś? – szepnął.
Zaprzeczyłam.
Trzy kolejne pukania, a potem Kelsey krzyknęła przez drzwi. – Wiem, że tutaj jesteś, Bliss! Otwieraj!
- Cholera.
Nie byłam ani trochę delikatna, kiedy podniosłam Hamlet z kolan Garricka i rzuciłam ją na kanapę. Prawie nie dosłyszałam warknięcia; stał się taki powszechny.
Złapałam Garricka i podniosłam go na nogi. Nie miałam pojęcia, gdzie go dać, ale postanowiłam, że łazienka będzie pewnie lepsza od sypialni, zważając na to, że ona ma drzwi.
Wepchnęłam go do środka z szybkim: - Przepraszam. Pozbędę się jej, obiecuję.
Gdybyśmy tylko poszli do jego mieszkania.
Potarłam wargi, mając nadzieję, że nie były tak spuchnięte, jak to czułam. Przebiegłam ręką przez włosy i kiedy byłam pewna, że nie było nic dziwnego w moim wyglądzie, otworzyłam drzwi.
Kelsey przeszła obok mnie pewnym krokiem. – Nareszcie. Co ty robiłaś?
Udałam ziewnięcie.
- Och, no wiesz, leniuchowałam.
Wywróciła oczami i spojrzała na mnie, jakbym to ja była tą frustrującą.
- Więc dobrze, że przyszłam. Nie zamierzam pozwolić ci zostać w domu w sobotnią noc zamartwiając się tą sytuacją z Cadem.
Chwyciła mój nadgarstek i zaciągnęła mnie do sypialni. Zatem łazienka była dobrym wyborem.
- Nie zamartwiam się! – odparłam. – I skąd wiesz o sytuacji z Cadem?
- Bo wszyscy wiedzą, słońce. Tak w ogóle, jestem wkurzona, że nie powiedziałaś mi o tym dziejącym się dramacie.
Świetnie.
- To naprawdę nie taki wielki dramat. Jestem pewna, że niedługo naprawimy sytuację – powiedziałam.
- O, słońce, nie słyszałaś? Cade niemal odrzucił rolę w Fedrze. Nie zrobił tego, dzięki Bogu. Rusty go od tego odwiódł. Ale nie nazwałabym tego „nie takim wielkim dramatem”.
Opadłam na łóżko, wnętrzności skręciły mi się jak wykręcana szmata. Cade był aż tak zdenerwowany? Odrzuciłby tak świetną rolę tylko dlatego, żeby nie musieć ze mną przebywać?
Głos Kelsey doszedł do mnie z mojej szafy i miałam déjà-vu wieczoru, kiedy to wszystko się zaczęło. Zaczęła wyciągać bluzki i spódniczki, a ja zapytałam. – Co robisz?
- Wychodzimy. Musisz pamiętać, że świat istnieje na zewnątrz twojego mieszkania.
- Nie, Kelsey, wolałabym nie. – Pomyślałam o Garricku w łazience i zastanawiałam się czy nas słyszy.
- A to pech! Nie daję ci wyboru. Od dawna nie tańczyłam i potrzebuję skrzydłową.
Jęknęłam, kładąc się na łóżku. Rzuciła spódnicę na moją twarz.
- Ubieraj się.
Potem przypomniałam sobie idealną wymówkę. – Nie mogę. Gotuję obiad.
- Świetnie. Umieram z głodu. Co mamy?
Czasami myślę, że moje życie byłoby łatwiejsze, gdybym nie miała przyjaciół.
Wróciłam do kuchni, a ona poszła za mną. Pozostawiłam sos trochę zbyt długo i spalił się na brzegach. To tyle po nie schrzanieniu spaghetti.
- Jeeezu, kobieto, planowałaś zajeść swoje problemy? Zrobiłaś dosyć dla trzech osób! – Tylko wzruszyłam ramionami. Nie miałam jak wyjaśnić dlaczego gotowałam dla dwóch osób (jednej z bardzo dużym apetytem).
Położyłam trochę spaghetti na naszych talerzach, starając się zostawić coś dla Garricka, chociaż nie miałam pojęcia, kiedy będzie miał szansę to zjeść.
Szybko zjadłam, pozwalając Kelsey zdominować rozmowę, która była na temat tego jak dawno temu miała naprawdę dobry seks. Potakiwałam, śmiejąc się we właściwych chwilach, cały czas wpychając jedzenie do ust. Wyczyściłam talerz zanim ona w ogóle zrobiła wgniecenie w swoim. Włożyłam talerz do umywalki i skierowałam się do przedpokoju.
- Gdzie idziesz? – zapytała Kelsey.
Zawołałam „Łazienka!” przez ramię, nie zatrzymując się.
Kiedy dotarłam do drzwi, zerknęłam przez ramię, zadowolona, widząc, że Kelsey jest zaabsorbowana spaghetti i wślizgnęłam się do pomieszczenia.
- Poszła? – zapytał Garrick.
- Ciiii! – Opierał się o umywalkę, a ja sięgnęłam za niego, żeby odkręcić kran, który pokryje nasze szepty. – Nie. Przykro mi. Właściwie to je nasze spaghetti.
Zmarszczył usta i pochyliłam się do przodu, dusząc mój śmiech w jego klatce piersiowej.
- Wyjdzie za niedługo?
Spojrzałam na niego, ale pozostałam blisko.
- Nie. Myśli, że jestem w depresji z powodu Cade’a i jest zdeterminowana, żeby zmusić mnie na wyjście.
Przyciągnął mnie do siebie i przycisnął twarz do miejsca, gdzie moja szyja łączyła się z barkiem. Wydał warknięcie, które dziwnie przypominało Hamlet.
Objęłam go ramionami, tak samo rozczarowana. – Wiem. To ssie.
Tak jakbym podsunęła mu pomysł, ustami nakrył miejsce, gdzie było moje tętno, łagodnie ssąc. Zaśmiałam się, odpychając go.
- Garrick, ona jest na zewnątrz.
Jak na zawołanie Kelsey zapukała do drzwi.
- Dość przeciągania, chica! Wybrałam twój strój! – Gałka zaczęła się obracać, a ja podbiegłam, żeby ją zatrzymać.
Trzymałam stopę na drodze, tak że uformował się tylko kawałek przestrzeni.
- Nie przeciągam, tylko przygotowuję się. Podaj mi ubrania, a ja się przebiorę – powiedziałam.
Patrzyła podejrzliwie na moje udawane podekscytowanie. Nigdy nie byłam podekscytowana, kiedy tak mnie wyciągała. Wciąż się uśmiechałam, tak jakby dopadł mnie stres i miała w końcu pęknąć.
Podała mi ubrania i zanim miała szansę odpowiedzieć, zamknęłam drzwi i zaryglowałam je tak cicho, jak mogłam.
Gdy się obróciłam, Garrick siedział na toalecie. Włączyłam radio, podkręcając je tak głośno, jak mogłam to znieść i zakręciłam kran.
- Przepraszam, Garrick.
Siedząc, jego głowa była na poziomie mojej klatki piersiowej i położył ręce na moich biodrach, ciągnąc mnie do przodu.
- W porządku, kochanie. To musiało się stać prędzej czy później.
- Chciałabym, żebyś mógł iść ze mną.
- Ja też, kochanie.  Ale to nic. Zjemy razem obiad innym razem. Powinnaś się przebrać. Im szybciej stąd wyjdziesz, tym mniej możliwe, że zostaniemy przyłapani.
Potaknęłam. Moje ręce lekko drżały, jak przycisnęłam ubrania do piersi.
- Zamknę oczy – powiedział. A ja położyłam na jego policzku szybki, wdzięczny całus.
Uśmiechając się, zamknął oczy, położył łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach. Tak szybko, jak potrafiłam ściągnęłam moją bluzkę i wyszłam z szortów. Włożyłam czarny top, po czym podniosłam spódniczkę.
Przewróciło mi się w żołądku.
To była ta okropna, potwornie krótka mini. Musiałam wydać dźwięk, bo Garrick podniósł głowę. Nie otwierając oczu, zapytał. – Wszystko w porządku?
- Tak – odparłam.
Chociaż myślałam do diabła nie.
Włożyłam spódnicę i była tak krótka, jak pamiętałam. Westchnęłam. Nie ma mowy, że w tym wyjdę.
Dotknęłam ręką ramienia Garricka, chcąc powiedzieć mu, że wychodzę, żeby znaleźć coś innego, ale otworzył oczy i skupił je na moich nogach, które nagle zdawały się słabe, jak kałuża materiału, a nie mięśnie, ciało i kości.
Jedną ręką objął tył mojego kolana, a ja musiałam odzyskać równowagę z dłonią na jego ramieniu, żeby nie upaść.
- Próbujesz mnie zabić, prawda? – wydusił. – Czy to nie ta spódniczka, której powiedziałaś, że nigdy nie ubierzesz?
- I dzisiaj nie będę mieć jej na sobie. Wracam do pokoju, żeby znaleźć coś innego.
Odwróciłam się, a jego druga ręka dotknęła mojego uda. – Poczekaj.
Jego dłonie przesunęły się do nieprzyzwoicie krótkiego rąbka i na tył moich ud, centymetry poniżej mojego tyłka.
- Jesteś. Niewiarygodnie. Seksowna. – Głos miał tak niski, że dudnił i czułam wibracje wsiąkające w moją skórę. Pochylił się i podkreślał każdy wyraz niewinnym pocałunkiem po boku mojego uda. Mogłabym być gliną w jego rękach, przez to jaką miał nade mną kontrolę. Gdyby spróbował, to może oddałabym mu moje dziewictwo tam w łazience bez zbędnej walki.
Ale pięść Kelsey walnęła w drzwi, wytrącając mnie z pożądania.
- Cholera, Bliss. Mogłabyś się już pośpieszyć?
Z jej słowami wrócił mój strach. Pewnie, teraz myślał, że jestem seksowna. Ale dziewice były najmniej seksowną rzeczą. Zmieni zdanie, kiedy się dowie?
- Muszę iść. Przepraszam. Prawdopodobnie zostało jeszcze spaghetti, jeśli trochę chcesz zanim wyjdziesz. Ja… zadzwonię do ciebie, dobrze?
Skinął głową, jego oczy wciąż były pociemniałe, niewzruszone.

Wypadłam do przedpokoju, bałagan hormonów i uczuć. Byłam tak rozproszona, że nawet nie pamiętałam, że miałam zamiar się przebrać dopóki nie siedziałam zapięta w samochodzie Kelsey i jechałyśmy do klubu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz