18.3.14

Keeping Her - rozdział piąty

Garrick
Łoskot wazonu odbijał się przez kilka sekund echem po hallu i każde odbicie wydawało się jeszcze bardziej wykrzywiać twarz mojej matki.
Zawsze twierdziłem, że byłem dość w szybkim myśleniu i reagowaniu w sytuacji kryzysowej (a patrząc na moją matkę, to zdecydowanie zaliczało się do kryzysu). Jednak nie potrafiłem nic wymyślić. Może straciłem formę albo w moim mózgu ciągle przepływało za mało krwi, ale tak czy inaczej przez głowę przechodziło mi tylko jedne słowo.
Kurwa.
Na szczęście mój ojciec, zawsze opanowany biznesmen, pokrył za nas.
- Cóż… czyż to nie było wielkie wejście?
Tłum się roześmiał i mogłam prawie wyczuć z mojego miejsca żar rumieńca Bliss. Całe dolne piętro wypełnione było chyba każdą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam i mnóstwem, których nie znałem. I nie miałem bladego pojęcia, co oni tutaj robili.
Tata podszedł do Bliss, a ona wyglądała na tak niespokojną, jakby zaraz miała zemdleć. Był on nieskazitelny w jego ciemnym garniturze, który kontrastował z jego posrebrzającymi się włosami. Podniósł jej dłoń i pocałował jej wierzch. Jej oczy powędrowały do moich, zaskoczone.
- Nie martw się tym ani przez sekundę, skarbie – powiedział tata wystarczająco głośno, żeby każdy go usłyszał. – Jestem pewien, że kiedyś Garrick rozbił już tę starą rzecz i skleił ją z powrotem.
Mama obdarłaby mnie ze skóry. Uwielbiała ten wazon. Ale ludzie wybuchli śmiechem i pokój wspólnie westchnął z ulgą. Tata był dobry w takich rzeczach. Potrafił oczarować każdą salę konferencyjną, każde przyjęcie, każde seminarium. Nie potrafił poradzić sobie z sytuacjami jeden-na-jeden.
Tata pomógł Bliss przestąpić nad odłamkami szkła, a to sprawiło, że ruszyłem do akcji. Podeszliśmy do siebie, ale tata ciągle między nami stał. Nie puszczając jej ręki, poklepał mnie po ramieniu i spojrzał na tłum.
- Chcieliśmy przyjęcia zaręczynowego niespodzianki i z pewnością dostaliśmy niespodziankę. – Wszyscy raz jeszcze się zaśmiali. Tata ścisnął moje ramię, mówiąc. – Wszyscy znacie mojego syna Garricka. – Dostrzegłem kilku biznesowych typów w tłumie – włosy koloru soli i pieprzu, nieskazitelne garnitury, nienaganne krawaty.  Ja z pewnością nie znałem ich. Jak zwykle mieszał interesy z rodziną.
- Ukończył szkołę z najlepszymi wynikami i byliśmy gotowi z jego matką, żeby poszedł do Oxfordu jak wszyscy inni Taylorowie. – No to zaczynamy. Czas na nie-tak-przebiegłe zniewagi o tym jak zrujnowałem spadek naszej rodziny. – Ale dzieci muszą sami kształtować sobie drogę albo będą tylko udawać, że dorośli. Jestem dumny, patrząc na niego i widząc mężczyznę, którym się stał.
Starałem się nie rozdziawiać ust. Dość często rozmawiałem z mamą, ale nawet nie mogłem sobie przypomnieć ostatniego razu, kiedy rozmawiałem z tatą. Był wściekły, gdy wyjechałem i przekonany, że zrujnowałem sobie życie. Czy to możliwe, że moi rodzice sami trochę się zmienili? Te nowe nastawienie wytrąciło mnie z równowagi i nagle myślałem tylko o zapachu piwa w moim oddechu i tym jak niechlujnie wyglądałem. – Opuścił nas, żeby ułożyć sobie życie i przeprowadził się do Ameryki, gdzie udało mu się już w tym młodym wieku stać się profesorem na uniwersytecie.
Okej, więc jego gawędziarstwo było trochę wybiórcze biorąc pod uwagę, że nie byłem już profesorem. Niemniej był to komplement.
- Stał się wspaniałym mężczyzną i przywiózł teraz do domu tę śliczną, nieprzewidywalną młodą kobietę, żeby dołączyła do naszej rodziny. – Odwrócił się do Bliss, unosząc jej dłoń. – Jesteśmy bardzo szczęśliwi goszcząc cię tutaj, Bliss. – Potem zwrócił się do tłumu. – Jesteśmy szczęśliwi wszystkich was tu goszcząc, żeby świętować z nami ich zaręczyny. Proszę jedzcie, pijcie i dobrze się bawcie. Jednakże uważajcie na wystrój. – Mrugnął, a Bliss roześmiała się oczarowana.
Podał mi jej rękę, jak ludzie zaczęli bić brawo, a potem bez żadnego słowa do nas wycofał się do grupki mężczyzn w garniturach.
Chciałem się walnąć. Ludzie śmiali się i rozczulali jego występem, a ja zostałem oczarowany tak jak reszta. Tak jakby znowu mając szesnaście lat, skręcałem się ze złości i chciałem wypaść z domu.
To tyle, jeśli chodzi o nowe nastawienie.
Zorganizował te głupie przyjęcie, żeby zaimponować ludziom i zrobił z tego niespodziankę, żebym nie mógł zaprotestować. Choć raz chciałbym zobaczyć jak ojciec próbuje zrobić coś ważnego bez publiki.
Oczyściłem twarz z jakichkolwiek emocji, po czym skupiłem się na Bliss. Pocałowałem ją w skroń. Przytuliła mnie i usłyszałem przy moim torsie, jak powiedziała. – Zabij mnie. Skróć moje cierpienia, proszę.
- I być nieszczęśliwym bez ciebie? Nigdy.
- Samolub.
- Kiedy chodzi o ciebie? Absolutnie. – Chciałem już ją stąd zabrać, żebyśmy znowu byli sami. Westchnąłem się, rozglądając wkoło. Niektórzy ludzie pozostali w hallu, inni przechodzili do reszty części domu, śmiejąc się, pijąc i biorąc przystawki od przechodzących kelnerów.
- Nasze szanse znalezienia miejsca sam na sam właśnie znacznie się zmniejszyły – powiedziałem.
Podniosła na mnie wzrok i zmarszczyła brwi. Wyglądała na tak rozczarowaną, że mój brzuch znowu zacisnął się od pożądania.
Tylko parę godzin. Te przyjęcie nie może wiecznie trwać.
- Przepraszam za ten wazon. I za zrobienie sceny. – Jej twarzy wyglądała tak jakby miała się zaraz rozpłakać, a moja metoda radzenia sobie z jej łzami z wczorajszego poranka prawdopodobnie nie przeszłaby w tym pomieszczeniu pełnym ludzi. Przesunąłem ręką po jej włosach i powiedziałem jedyne, co mogłem.
- Wyjdziesz za mnie?
Jej oczy posmutniały.
- Garrick, nie teraz.
Ścisnęło mnie w sercu. To był kolejny z tych momentów. – Tak, teraz, kochanie. Wyjdź za mnie.
- Nadal? Wiesz, że dalej będę rozbijać rzeczy.
- A ty wiesz, że dalej będę cię kochał. – Jej zmarszczone brwi zadrżały i dodałem. – Poza tym… nie poślubienie ciebie rozbiłoby mnie.
Jej twarz złagodniała i odmrugała warstwę łez w jej oczach. – Mnie też.
- Więc ustalone. Jesteś na wieczność na mnie skazana.
Potrząsnęła głową i wydała odgłos brzmiący jak niedowierzenie.
Moją największą obawą było to, że pewnego dnia wyperswaduje sobie nasz związek. Że pokręci głową i posłucha bardziej jej trujących myśli niż słów z moich ust.
Pocałowałem ją w policzek i szepnąłem do ucha. – My jesteśmy wiecznością. Jeśli mi nie wierzysz, to będę musiał cię do tego przekonać. Kiedy tylko znajdziemy miejsce sam na sam.
Dostałem tylko słaby róż jej policzków, jak spojrzała na swoje stopy, ale wziąłem i to. Po chwili uniosła głowę i jęknęła, ten dźwięk przeszył mnie na wskroś.
- Mam na sobie dżinsy – powiedziała.
Potaknąłem. Uwielbiałem te dżinsy. Doskonale jej pasowały.
- Wygląda na to, że jestem w pomieszczeniu pełnym ludzi w najmodniejszych sukniach. I jesteś szalony, jeśli uważasz, że ten hall jest tylko trochę wielki. Tu jest cholerny żyrandol.
- Na szczęście nie może zostać przewrócony. – Głos mamy był jak whisky, zaczynał się gładko, ale kończył paleniem.
- Mamo. – Mój głos balansował pomiędzy powitaniem, a ostrzeżeniem.
- Cześć, skarbie. – Pocałowała mnie w policzek, zanim odwróciła się do Bliss.
- Mamo, to jest Bliss. Bliss, moja matka.
Uśmiechnęła się. – Co za imię.
Bliss ścisnęła razem palce. – Um… dziękuję?
Uśmiech mamy składał się z czerwonych ust, bialutkich zębów i słodzonej uprzejmości. Martwiłem się o język jak brzytwa chowający się za tymi zębami.
- Pani Taylor – zaczęła Bliss. – Tak bardzo przepraszam za wazon. Nawet nie wiem jak zacząć przepraszać.
- To tego nie rób. – Boże, głos mojej matki powinien być wymieniony na WebMD jako powód odmrożenia. – Przecież to był tylko wypadek.
- Jednak bardzo mi przykro. I jestem bardzo wdzięczna, że przywitała mnie pani w swoim domu. Bardzo miło jest panią poznać. Jestem tak bardzo szczęśliwa, mogąc tutaj być.
- Bardzo. A my cieszymy się, że nasz Garrick wrócił do domu. I przywiózł ciebie ze sobą, oczywiście.
- Tak, bardzo się cieszę, że tu jestem.
- Tyle już powiedziałaś. – Wtedy odwróciła się do mnie. – Jest bardzo słodka, Garrick. Czy tylko w niezdarności przesadza? A może czymś gorszym?
Tak się zaczęło.
Zaśmiałem się, jakby żartowała. Bo tak trzeba radzić sobie z moją matką. Oczekuje reakcji, a humor jest najbezpieczniejszą. Nie przestawałem się śmiać i po paru chwilach niespokojny śmiech Bliss dołączył do mojego.
Zmieniłem temat, zanim mama mogłaby zauważyć, że tak właściwie to ona nie żartowała.
- Przyjęcie było twoim pomysłem, mamo?
Rzuciła mi spojrzenie zanim przeniosła wzrok na tatę. – Twój ojciec chciał się upewnić, że ty i twoja narzeczona będziecie mieli najlepsze przywitanie.
To znaczy: Chciał wykorzystać okazję, żeby się popisać. „Najlepsze przywitanie” było gadką spółki. A chociaż moja matka zdecydowanie miała swoje problemy, to kochałem ją za nie udawanie, że się z tym zgadzała.
- Jasne. Dzięki za to.
Zachichotała krótko i długo upiła swojego szampana. Mama nienawidziła takich wydarzeń. Przypuszczałem, że przynajmniej tę jedną rzecz ona i Bliss miały wspólną.
Zobaczyłem, że Bliss bawiła się bluzką i przesuwała stopami w miejscu.
- Mamo, wybaczysz nam na moment? Ponieważ nie mieliśmy żadnego ostrzeżenia, nie jesteśmy ubrania na przyjęcie. Przebierzemy się i wrócimy na dół.
- Oczywiście, kochanie. To zdecydowanie dobry pomysł. Zwykły strój towarzyski będzie pasował doskonale.
Gdy odwróciliśmy się, żeby wziąć nasz bagaż, Bliss powiedziała. – W jakim świecie to jest zwykłe?
Niestety w moim świecie. A przynajmniej starym.
Wziąłem jej torbę i powiedziałem. – Jesteśmy na górze. Będę tuż za tobą.
Nie musiałem mówić jej dwa razy. W prędkości jakiej poszła byłem pewien, że kusiło ją przeskakiwać po dwa schodki na raz.
Skierowałem ją do mojego starego pokoju. Wleciała do środka i nie zatrzymywała się dopóki nie opadła twarzą na łóżko, jęcząc głośno.
- Nigdy tam nie wrócę. Wyjdę przez okno.
Położyłem nasze bagaże przy drzwiach i zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem obok niej i położyłem rękę na jej plecach. – Popatrz na jasną stronę, w końcu mamy trochę czasu sam na sam.
Przewróciła się, odsuwając się ode mnie.
- Przepraszam, ale nie jestem już w nastroju.
Skrzywiłem się.
- Bliss…
Podniosła się z łóżka i zaczęła chodzić w tę i z powrotem. – Czemu nie mogłeś mi po prostu powiedzieć, że ona mnie znienawidzi? Czemu ciągle mi mówiłeś, że martwię na próżno, kiedy wyraźnie tak nie było?
- Nie chciałem, żebyś się zamartwiała. Myślałem, że będzie bardziej gładko, kiedy będziesz spokojna.
- Czy ty mnie poznałeś? Ja nie pasuję do gładkości. Jeżeli szukasz gładkości, może poszukaj gdzieindziej.
W połowie pokoju chwyciłem ją za łokcie i obróciłem do siebie.
- Nie rób tego. Nie odpychaj mnie.
Schowała twarz w dłoniach i wzięła głęboki wdech. – Przepraszam. Nie miałam tego na myśli. Po prostu… nie spodziewałam się, że tak będzie.
- Co to znaczy?
Pokręciła głową i opuściła ręce, żeby spojrzeć na sufit. – Nic. To… nic.
Odsunęła się i podeszła do jej walizki. Chciała położyć ją na łóżku, długo przyglądała się białej pościeli i postawiła ją na podłodze.
- Bliss, rozmawiaj ze mną.
- Myślisz, że to pasuje? Najlepsza jaką mam. – Wstała, wyciągając z torby prostą niebieską sukienkę z bawełny.
- Bliss, możesz założyć co chcesz. Powiedziałem, że idziemy się przebrać tylko po to, żeby dać nam przerwę.
- Racja. Może znajdę jakąś przyzwoitą biżuterię. Daj mi kilka minut. – Wzięła sukienkę i parę innych rzeczy, znikając w łazience. Drzwi zamknęły się za nią z kliknięciem i to była moja kolej na rzucenie się na łóżku.
Wpatrywałem się w sufit i przekląłem pod nosem.

Może moje obawy miały podstawy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz