Lindsay skończyła ostatnie dźwięki,
po czym wystawiła język. – Ble. Zadowolony, Kenny? – zapytała.
Cade zaśmiał się i wydał głośny okrzyk.
Tłum zaczął klaskać i gwizdać. Próbowałam podnieść ręce, żeby dołączyć, ale
były jakby związane na moich kolanach.
Spojrzałam na Garricka i tym razem
patrzył na mnie. Miał pociemniałe spojrzenie, a kiedy spotkaliśmy się wzrokiem,
nie próbował odwrócić wzroku. Może nie wyobrażałam sobie jego wcześniejszego
spojrzenia. Obserwowaliśmy siebie, jak klaskanie ucichło i po raz pierwszy w
całym moim życiu naprawdę rozumiałam
te „serce wyrywające się z twojej piersi”, ponieważ czułam się jakby coś
wewnątrz mnie chciało się wydostać.
Zanim zaczęłam wariować, oderwałam
wzrok, wstałam i pociągnęłam Cade’a za łokieć.
- Hej, co jest? – Był tak dobry w
odczytywaniu moich emocji, widziałam jak jego spojrzenie zmieniło się z
rozbawionego na zmartwione. – Wszystko w porządku?
- Tak, oczywiście. Jestem po prostu
zmęczona. Może zabrać mnie do domu?
- Jasne, oczywiście. – Przycisnął
dłoń do mojego policzka jakby był moją matką sprawdzającą moją temperaturę.
Cały czas na mnie patrzył, jak mówił: - Dzięki za pozwolenie nam na dzielenie
stolika, panie Taylor. Do zobaczenia w środę.
- Garrick, Cade, proszę. Dobrej nocy.
Garrick patrzył tylko na Cade’a,
kiedy mówił, co pewnie było najlepsze. Obejmując mnie ramieniem, mój przyjaciel
wyprowadził mnie na parking.
Nigdy wcześniej tak bardzo nie
cieszyłam się z wejścia do zardzewiałego samochodu, które słabo śmierdziało
olejem i serem. Cade wsiadł obok mnie. – Jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- Tak, przyrzekam, jestem tylko
zmęczona.
- Okej. – Nie wyglądał na
przekonanego. – Zatem zabierzmy cię do domu.
Obrócił kluczykiem i nic się nie
stało. Wyłączony silnik, wyłączone światła, nic.
- Niech to szlag.
- Co? – zapytałam. – Co to znaczy?
- Znaczy to, że moje auto jest
kawałem złomu.
Znowu obrócił kluczykiem, a kiedy nic
nie zadziałało, walnął dłonią w kierownicę. Podniosłam nogi na siedzenie i
oparłam głowę na kolanach.
- Poczekaj chwilkę. – Cade wysiadł z
samochodu i podniósł maskę. Zostałam zwinięta na siedzeniu, starając się
wymazać z mózgu ostatnie 24 godziny. Musiałam zasnąć gdzieś pomiędzy
analizowaniem każdego spojrzenia, jakie posyłał mi dzisiaj Garrick i
planowaniem, co powiem i zrobię na naszych następnych zajęciach.
Następną rzecz jaką wiedziałam to
Cade próbujący mnie obudzić, a samochód zdecydowanie nadal nie działał.
Potarłam oczy, wysiadając z auta.
- Przepraszam, chyba byłam bardziej
zmęczona niż sądziłam.
- Posłuchaj, nie możemy odpalić auta,
a próbowaliśmy wszystkiego, co wymyśliliśmy.
Mózg nie zarejestrował „my” dopóki
maska nie opadła, a Cade dalej stał obok mnie.
I oczywiście to znowu był Garrick. Bo świat nie mógł mi niczego ułatwić.
- Nawet próbowaliśmy odpalić na
kabel, wykorzystując motor pana Taylora.
- Powiedziałem ci, że nazywam się
Garrick, Cade.
- Tak, tak, wiem. Tak czy inaczej,
skoro nie mieszkam daleko…
O matko. Nie. Proszę nie. Cade
mieszkał w jednym z akademików, co znaczyło, że może iść pieszo do domu. Ja, z
drugiej strony, mieszkam kilka mil od kampusu.
- Poprosiłem pana Taylora, a on
zgodził się podwieźć cię do domu. Okazuje się, że nawet mieszkacie w tym samym
kompleksie mieszkaniowym.
- No co ty. – Starałam się zamienić
zaciśnięte zęby w uśmiech. – Miło z jego strony, ale mogę zadzwonić do Kelsey,
żeby po mnie przyjechała. Nie ma problemu.
- Ale jedziecie do tego samego
miejsca… - Zdezorientowanie Cade’a było urocze, ale chciałam kopnąć go w goleń.
- Tak, ale…
- Bliss – wtrącił Garrick. Boże,
nigdy nie znudzi mi się słuchanie jak wymawia moje imię tym wspaniałym
akcentem. – To nic. Naprawdę. Nie mam nic przeciwko, dowiozę cię do domu w
okamgnieniu. Obiecuję.
Patrzył na mnie, jakby była to
najnormalniejsza rzecz na świecie. Jakby obejmowanie go ramionami podczas jazdy
było totalnie okej. Jakbym nie miała wciąż bandażu na nodze z ostatniego razu,
jak byłam na tym motorze.
Cade ziewnął. Wyglądał na tak
zmęczonego, jak ja się czułam. Wiedziałam, że gdybym naciskała i chciała czekać
na Kelsey, on zaczekałby ze mną.
Potarłam oczy, biorąc głęboki wdech.
Nie był dość głęboki.
- Okej, dobra. Dzięki… panie Taylor.
Do zobaczenia jutro, Cade.
Cade uśmiechnął się, nieświadomy
mojej udręki. – Świetnie! – powiedział.
Szybko pocałował mnie w czoło,
powiedział nam dobranoc, po czym przebiegł przez ulicę do kampusu.
Tym razem nie przejmowałam się
uspokajaniem oddechu. Wiedziałam, że to nie pomoże. Wyprostowałam ramiona i
odwróciłam się do niego.
Patrzył na mnie przez chwilę,
marszcząc brwi i powiedział: - Nie możesz
nazywać mnie panem Taylorem.
Roześmiałam się, pomimo napięcia
pomiędzy nami. Zastanawiając się nad tym… było to naprawdę śmieszne. – Dobra…
Garrick.
Nie było żadnego dobrego sposobu na
zrobienie tego, więc po prostu podał mi kask i wsiadł na motor. Nie musiał
ostrzegać mnie przed rurą wydechową, jak siadałam, ale i tak to zrobił.
Dzisiejszego wieczoru miał na sobie
lekka kurtkę, bo właśnie przeszedł zimny front (dobra… tak zimny jak może być w
Teksasie). Trzymałam się kurtki zamiast jego. Jazda była jeszcze straszniejsza
bez trzymania się czegoś solidniejszego, ale nie chciałam obejmować go
ramionami. Przeważnie dlatego, iż nie byłam pewna czy miałabym siłę je oderwać,
gdybym to zrobiła.
Kiedy dojechaliśmy, w ciągu chwili
zeszłam z motoru. Myślę, że się pożegnałam. Szczerze, to byłam tak spanikowana,
że po prostu wystrzeliłam. A on mi pozwolił. Gdy weszłam do mieszkania,
zaryzykowałam spojrzenie do tyłu. Wciąż siedział na motorze, a po chwili
podparł go i zsiadł. Patrzyłam jak odchodzi, walcząc z szalonym pragnieniem, by
pójść za nim.
Bez względu na to, co czułam…
pomiędzy nami nic nie może się wydarzyć.
***
W środę czekałam w pokoju dla
aktorów, aż do ostatniej minuty, żeby klasa była już pełna w chwili, kiedy tam
weszłam. Miałam ze sobą zdjęcie portretowe i życiorys, i zajęłam miejsce z
Cade’em daleko z boku, żeby pomiędzy mną, a Garrickiem było tuzin ludzi.
Minutę po dziewiątej Garrick wezwał
klasę do porządku.
- Dobra. Tak jak powiedziałem w
poniedziałek – nie marnujemy czasu. Przeskakujemy do ciężkich rzeczy. Dzisiaj
robicie udawane przesłuchania wykorzystując zimny odczyt z Tramwaju zwanego pożądaniem Tennesseego Williamsa. Jeśli nie
czytaliście tego, w tej chwili powinniście zastanowić się nad swoim kierunkiem.
Podzielę was na pary. Zadanie te wraz ze stroną, którą będziecie czytać są na
stole po mojej lewej. Poślę was na zewnątrz i będziecie mieli dziesięć minut na
przygotowanie się zanim zawołam pierwszą grupę. Zauważycie, że scena, którą
wybrałem ze sztuki jest sceną prowadzącą do kulminacyjnego momentu, gdzie
Stanley gwałci Blanche, siostrę jego żony.
- Koleś, on ją gwałci? – To pewnie
Dom, oczywiście ten z tych, którzy powinni raz jeszcze zastanowić się nad swoim
kierunkiem studiów.
- Tak, Dom. Trudnością przesłuchań
jest to, że często musicie przedstawić kulminacyjne sceny bez korzyści
posiadania całego wykonania budującego się do tej chwili. Wchodzicie to ślepi
emocjonalnie. Chwile przed przesłuchaniem są ekstremalnie ważne. Macie dziesięć
minut na znalezienie więzi z partnerem i waszą postacią. Powodzenia!
Odsunął się na bok i było tak, jakby
Czarny Piątek[1] w
Walmarcie, kiedy aktorze ruszyli do stołu, próbując chwycić stronę i dowiedzieć
się, kto jest ich partnerem. Nie czułam się na siłach, żeby skakać w tłum, lecz
Kelsey złapała mnie za łokieć i nie dała mi zbytniego wyboru.
Złapałam stronę, rozpoznając scenę.
Garrick nie żartował o rozpoczynaniu w kulminacyjnym momencie. Blanche jest już
całkiem zwariowana. Zerknęłam na kartkę zadania i łatwo było się domyślić…
zostałam sparowana z Domem.
Przycisnęłam rękę do czoła, tępe
dudnienie już zaczęło walić mi nad lewym okiem. Chwilę później Dom objął mnie
ramieniem.
- Wiesz co, Rozkoszna, znowu jesteśmy razem.
Strąciłam jego ramię i skierowałam
się do drzwi. – Niech to już będzie za nami, Dom.
Gdy opuściłam teatr, pary mieściły
się już w różnych miejscach na korytarzu. Jedyne wolne miejsce było tuż przed
drzwiami teatru, co gwarantowało nam bycie wybranymi na pierwszą grupę. To
oznaczało, że mamy mniej przygotowania niż inni. Myśl ta sprawiła, że chciałam
uciec, ale najwyraźniej dziś świat był przeciwko mnie. A co tam, przynajmniej
wcześnie skończę dzisiaj zajęcia.
- W porządku, Dom, zobaczmy, co mamy.
Spędzam większość tych dziesięciu
minut wyjaśniając rolę i scenę Domowi. Był jednym z tych facetów, którzy mieli
dobry wygląd i byli dobrzy w graniu zbyt pewnych siebie palantów (głównie,
ponieważ był on zbyt pewnym siebie
palantem), ale to wszystko.
- Więc mój facet jest pijany, tak?
- Tak, Dom.
- Słodko. A ty jesteś szalona?
Westchnęłam. – Tak jakby. Mam
urojenia, a ty je niszczysz.
- Świetnie. Potem cię atakuję.
Wywróciłam oczami. O co chodziło?
- Tak, pewnie. W każdym razie, ja
zacznę, siedząc na krześle, a ty wejdziesz na scenę z lewej, dobra? Nie
wyobrażam sobie, że każe nam zagrać całą scenę, bo jest trochę długa.
I tylko na to mieliśmy czas, ponieważ
drzwi się otworzyły, a wzrok Garricka padł na mnie. – Bliss, Dom, gotowi?
Dom pociągnął mnie do pionu wbrew
mojej woli, mówiąc: - Jasne, Garrick.
Gotowość była przeciwieństwem tego,
jak się czułam. Nienawidziłam bycia
nieprzygotowaną.
Garrick wziął nasze zdjęcia
portretowe i przez chwilę im się przyglądał. Wzięłam krzesło i przesunęłam je
na środek pomieszczenia, po czym usiadłam. Złożyłam kartę przesłuchania, by nie
była za duża i nieporęczna. Kazał nam przedstawić się, jakbyśmy nigdy go nie
poznali, a potem pozwolił nam zacząć.
Scena zaczynała się Blanche ubraną w
najwytworniejsze ciuchy (w tym diadem), rozmawiającą z wymyślonymi konkurentami
do jej ręki na wymyślonym przyjęciu.
Zajęło mi kilka sekund wczucie się w
scenę, bo moje własne uczucia strachu oraz niepokoju były wbrew błogiej
niewiedzy Blanche. Ale gdy to zrobiłam, łatwo było odciąć się od pokoju wokół
mnie i zgubić się w jej śmiechu, marzeniach i urojeniach. Gdy wkroczył Dom,
musiałam przyznać, że tworzył świetnego Stanley’a. Pomimo całkowitej niewiedzy
o roli, emanował charyzmą Stanley’a, jego absolutnym lekceważeniem Blanche.
Wykorzystałam mój niepokój sytuacją z
Garrickiem, kierując nim w stronę Doma. Po kolejnej połowie strony Garrick nas
zatrzymał.
- Dobrze, dobrze. Bliss, zaczęłaś
trochę niepewnie, ale na końcu byłaś precyzyjna. Dom, sądzę, że naprawdę dobrze
uchwyciłeś Stanley’a. – Powstrzymałam się od wywrócenia oczami. – Ale… nie
czuję z twojej strony tej więzi, jaką mam z Bliss. Ona cały czas jest ciebie
świadoma, dopasowuje swoje ruchy do twoich. Chcę zobaczyć, jak trochę bardziej
reagujesz. Przejdźmy dalej to momentu, gdy wracasz do łazienki. Zacznijcie z
Blanche dzwoniącą do Western Union i zobaczmy, czy naprawdę nie potrafimy
skoncentrować się na połączeniu się ze sobą.
Skinęłam głową, idąc na drugą stronę
sceny, gdzie planowałam dać wymyślony telefon. Wybrał dla mnie możliwie najtrudniejszą
część do zaczęcia. Przeszliśmy do momentu, gdzie Stanley rozwala ładny, idealny
świat, jaki dla siebie wymarzyłam, a ja muszę przekazać ten sam strach i
paranoję.
Zamknęłam oczy, nabierając głębokiego
tchu.
Strach. Paranoja. Jakbym się czuła,
gdyby ktoś dowiedział się o Garricku i mnie. Albo gdyby on dowiedział się, że
jestem dziewicą. Do diabła… jak czułam się tuż przed tym jak zatrzymałam nas od
uprawiania seksu. To był najświetniejszy strach i paranoja.
Czując się trochę bardziej pewna siebie,
otworzyłam oczy i udałam łapanie telefonu. Ponieważ wciąż musiałam trzymać
scenariusz, musiałam zapomnieć o uchu i udawać, że rozmawiam do słuchawki.
Sapnęłam do telefonu, prosząc o operatora.
Strach był taki prawdziwy, że łzy
pojawiły się w moich oczach bez mojego starania się. Plotłam trzy po trzy,
panika rosła i dusiła moje słowa.
Złamał mi się głos w wołaniu o pomoc.
Uczucie osaczenia przyszło zbyt łatwo. Dusiło mnie.
Usłyszałam jak Dom podchodzi do mnie
od tyłu i zamarłam. Cofnęłam się, a on stanął pomiędzy wymyślonymi drzwiami, a
mną. Łypał na mnie, a ja nie musiałam udawać odrazy, którą czułam.
Próbowałam wyjść, a on stanął mi na
drodze. Poprosiłam go, żeby mnie przepuścił, ale on nie ruszał się. Śmiejąc
się, zaczął przesuwać się do mnie, a ja poczułam jak lekko podskakuje mi tętno.
Wyszłam z postaci na dość długo, by
pomyśleć, że wykonywaliśmy naprawdę dobrą robotę. O wiele lepszą niż się
spodziewałam. Potem uśmiechnięta twarz Doma pojawiła się przede mną i wróciłam.
Starałam się odsunąć od niego, ale on
nadal szedł, wciąż się śmiejąc. Wtem objął rękami moje przedramiona,
przyciągając mnie do siebie.
Walczyłam, wykręcając ciało, by
spróbować się odsunąć.
Przycisnął mnie do siebie, mocniej
ściskając, dość mocno, aby naprawdę zabolało i mały dreszczyk niepokoju
przeszedł po moim kręgosłupie.
Twarz miał tuż przed moją, więc
czułam gorący oddech na twarzy. Miałam być skruszona, pokonana, a on miał
zabrać poza scenę na scenę gwałtu, ale nie tak to wszystko poszło.
Dom upuścił scenariusz, złapał mój
kark i przyciągnął mnie do pocałunku.
Zszokowana, pchnęłam go wolną ręką,
ale on nie przestawał, nie zdając sobie sprawy, że to ja protestowałam, nie Blanche. Pchałam i pchałam, ale on był zbyt
silny, a usta przyciskał do moich tak mocno, że nie mogłam nic powiedzieć, by
go zatrzymać. Przygotowywałam się na mój ostatni ruch protestu, kolano w jaja,
kiedy Dom został ode mnie oderwany.
Złapałam powietrze i zobaczyłam
Garricka, kipiącego ze złości, który puścił jedno z ramion Doma, który wykręcił
pod dziwnym kątem.
- Gdzie dokładnie w scenariuszu
widziałeś taki kierunek sceniczny, Dominic? – zapytał Garrick śmiertelnie
cichym tonem.
Ja nie traciłam czasu logicznymi
pytaniami. Rzuciłam się na Doma, pchając go do tyłu.
- Co to do diabła było, Dom? Scena
gwałtu następuje za kulisami, dupku!
Złapał mnie za nadgarstki, jak
chciałam raz jeszcze go pchnąć.
- Hej, starałem się połączyć. Improwizowałem. To robią
aktorzy!
Garrick położył dłoń na barku Doma i
ścisnął trochę mocniej niż było to zapewne odpowiednie. Dom od razu puścił moje
nadgarstki, a ja odsunęłam się.
- Tak czy owak – zaczął Garrick. –
Aktorzy również się szanują. Uprzednio uzgadniaj takie coś z partnerem, chyba
że chcesz być oskarżony o napaść. – Już widziałam, jak spokojna maska Garricka
opada. – Teraz idź.
Dom był wkurzony. Rzucił mi zjadliwe
spojrzenie i tak mocno otworzył drzwi, że odbiły się od ściany na zewnątrz. Po
prostu nie mogłam mieć w tym tygodniu odpoczynku. Czy świat na wszystkich
zrzucał gówno czy tylko na mnie?
Poczułam delikatne dotknięcie w ramię,
po czym Garrick stanął przede mną, trzymając moje ramię w obu dłoniach. Już
pojawiał się siniak tam, gdzie trzymał mnie Dom podczas sceny. Garrick
przejechał dłonią po twarzy i spojrzał na mnie. – Prawdopodobnie mogłem lepiej
to załatwić – powiedział.
Nie miałam pojęcia, jak bardzo dalej
waliło mi w głowie, dopóki się nie zaśmiałam, a to posłało rykoszetem ból przez
moją głowę. Odruchowo zamknęłam oczy. Garrick musnął palcami moją szczękę,
posyłając gęsią skórkę w miejsce, gdzie się dotykaliśmy. Trzymałam oczy
zamknięte, bo kiedy były zamknięte, nie robiłam nic złego, prawda? Lecz jeśli
je otworzę i spojrzę na jego wspaniałą twarz, zobaczę te usta… przekroczę
całkiem inne terytorium, które było złe, złe, złe.
Wyszeptane „Bliss” było jedynym
ostrzeżeniem, jakie dostałam, zanim poczułam jego wargi na swoich.
[1] Czarny
Piątek – w USA jest to potoczna nazwa dniu po Dniu Dziękczynienia,
rozpoczynającego sezon zakupów na Gwiazdkę. A Walmart to sieć sklepowa w USA,
jak np. u nas Tesco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz