Bliss
- Dobra,
teraz naprawdę skończyliśmy – powiedział Garrick głosem głębokim i
hipnotyzującym.
Nie
chciałam kończyć. To była o wiele większa zabawa niż spotykanie się z jego
rodzicami. Położyłam brodę na jego barku i powiedziałam. – Jeszcze jeden.
Zerknął na
mnie, mówiąc. – Zaufaj mi, kochanie. Będziesz chciała teraz przestać. W innym
wypadku będziesz wymyślać piosenki, mówić o tym jak dobrze pachnę i będziesz
mnie obmacywać.
Położyłam
policzek na jego barku i wsunęłam palce pod kołnierz jego koszuli. – Myślałam,
że podoba ci się jak cię obmacuję.
Garrick
znieruchomiał na dotyk mojej ręki na jego szyi i odparł. – Nie, kiedy mamy
spotkać się z moją matką.
O Boże.
Jego matka. Nie powinno być to zabawne, ale i tak zorientowałam się, że śmieję
się. Musiałam się śmiać.. albo mogłabym się rozpłakać. Wiem, że powiedział, że
Graham i Rowland żartowali, ale byłam całkiem pewna, iż starał się powstrzymać
mnie przed ucieczką.
- Twoja
mama zrozumie – powiedział Rowland. – Wy dwoje praktycznie jesteście już na
miesiącu miodowym. To dość obrzydliwe.
-
Oczywiście, że zrozumie – dodał Graham. – Przecież to twoja mama. Uprawiała już
kiedyś seks.
O Boże.
Teraz chciało mi się śmiać i płakać.
Graham
pochylił się obok mnie, żeby spojrzeć na Garricka, którego twarz była
zmarszczony w jedynej nieatrakcyjnej minie, jaką kiedykolwiek u niego
widziałam. Jeszcze bardziej drażniąc Garricka, powiedział. – Mogę się założyć,
że twoi rodzice robią to teraz. Wymykają się na szybkie bzykanko, kiedy wasz
lot jest „opóźniony”.
Garrick
zsunął się ze stołka. – A… to jest nasz sygnał, żeby zakończyć ten wieczór.
- I
zadzwonić do terapeuty. – Graham się uśmiechnął.
- I kupić
kawę – dodałam. Zdecydowanie kawę.
Garrick
stanął za mną i jego ciepłe dłonie złapały mnie za ramiona. Odchyliłam się tak
bardzo, że oparłam głowę o jego brzuch i patrzyłam na niego do góry nogami.
Zamrugałam. Albo przynajmniej tak zamierzałam. Zamiast tego moje oczy się
zamknęły, ciemność zawirowała i miałam przeczucie, że spadałam długą czarną
dziurą. Uchyliłam powieki i musiałam je zmrużyć przy świetle baru. Pomiędzy
leżeniem do góry nogami i wypiciu dwóch drinków poza limitem przejmowania się,
świat był potwornie zdezorientowany. – Myślę…
- Spojrzałam na Garricka. – Że wypiłam za dużo.
Garrick
potaknął, a jeśli jego ciężkie spojrzenie było jakąś oznaką, to on także nie
był trzeźwy. Albo było podniecony. Lub to i to… przy odrobinie szczęścia.
- Myślę, że przyjaźnię się z parą dupków –
odparł.
Graham
wstał, pozostawiając na barze do połowy puste piwo. – Wyluzuj z ckliwością,
Taylor. Wiemy jak bardzo nas kochasz. Nie musisz robić widowiska.
- Chodźmy
już stąd – powiedział Garrick.
Zgodziłam
się, otaczając go ramionami w pasie i opierając głowę o jego tors.
-
Przynajmniej jest teraz rozluźniona – rzekł Rowland. – Zrobiłem ci przysługę.
Rzeczywiście
byłam cudownie rozluźniona. I stwierdziłam… że moglibyśmy rozciągnąć jeszcze
trochę te fałszywe opóźnienie samolotu, przez jakiś czas pochodzić po mieście
przed moim skazaniem na śmierć. Zsunęłam ręce na skórzany pasek oplatający jego
biodra i uniosłam się na palcach stóp. Mrucząc odnalazłam ciepłe miejsce, gdzie
jego bark łączył się z szyją. To była doskonała część jego ciała. Gdy wzięłam
głęboki wdech, niemal mogłam sobie wyobrazić, że byliśmy sami i byłam nim
otoczona.
Garrick
chrząknął. – Może trochę zbyt rozluźniona.
Otworzyłam
usta i również posmakowałam doskonałości. Mały dźwięk satysfakcji wydobył się w
moich ust i gdzieś za sobą usłyszałam. – Rowland naprawdę zrobił ci przysługę.
Garrick
łagodnie mnie odsunął, aż opierałam całe stopy o ziemię i nie mogłam już dosięgnąć
jego szyi.
Pokazał
środkowy palec jego przyjaciołom. Graham uniósł brwi, a Garrick wydawał się
zorientować, że nie byliśmy już w Ameryce. Zamrugał i potrząsnął głową, po czym
dodał drugi palec. Wyglądało to jak znak pokoju od tyłu, ale wiedziałam, że nie
to to oznaczało. Nie tutaj.
Graham
pokręcił głową. – Niech to szlag. Amerykanie się do ciebie dobrali.
Garrick
znowu pokazał mu dwa palce, tym razem z większym przekonaniem. Obserwowałam,
ledwie świadoma tego, co się działo, dopóki nie wybuchli śmiechem.
Wywróciłam
oczami.
Mężczyźni.
Garrick
trzymał mnie mocno za rękę, kiedy opuściliśmy pub i skierowaliśmy się do
samochodu, którym przyjechaliśmy. Garrick wprowadził mnie na tylne siedzenie i
wsiadł za mną.
Zignorowałam
pas bezpieczeństwa, żeby przytulić się do Garricka. Ponownie znalazłam te
miejsce na jego szyi i westchnęłam. – Naprawdę pachniesz tak dobrze.
Zaśmiał
się. – Zawsze tak mówisz, zwłaszcza, kiedy piłaś.
Dlatego, że
taka była prawda. Nigdy nie uważałam zapachu za coś podniecającego. Gdy kupowałam
wodę kolońską poprzednim chłopakom, zawsze tak samo mi pachniała. Zazwyczaj w
sklepie ktoś wybierał ją za mnie. Ale z Garrickiem… Boże, cały czas chciałam
być otoczona jego zapachem. Jeżeli nie mogłam być obok niego, to chciałam nosić
jego ubrania albo spać po jego stronie łóżka.
Byłam
dziwakiem. Mogłam to zaakceptować.
Może to
przez alkohol, przebywanie w obcym mieście albo fakt, że po raz pierwszy
piliśmy razem od nocy, kiedy się poznaliśmy; cokolwiek to było, pragnęłam go
tak bardzo, że moja skóra mrowiła, żeby go dotknąć. Bawiłam się jednym guzikiem
jego koszuli, próbując zachowywać się tak niewinnie jak to możliwe. A potem
powolutku odpięłam górny guzik. Nie poruszył się, więc przeszłam na drugi
guzik.
Najwyraźniej
jeden guzik był moim limitem ostrożności, ponieważ totalnie mnie przyłapał.
Uśmiechnęłam się do niego słodko i wsunęłam palce pod koszulę do nagiej skóry
jego torsu. Schylił brodę i spojrzał na mnie z ostrzeżeniem, ale nie
powstrzymał mnie. Przejechałam palcami po jego obojczyku, barku i znowu klatce
piersiowej. Przyglądał mi się pociemniałymi oczami, a ramię leżące na siedzeniu
za mną oplotło mnie. Wsunął koniuszki palców pod moją bluzkę, zaciskając je na
moim barku.
Przesuwając
się, odwróciłam się do niego przodem, opierając drugie ramię o siedzenie i
kładąc nogi na jego kolanach. Jego ręka natychmiast objęła moją łydkę.
Mogę nie
mieć pojęcia o wielu rzeczach, ale znałam mojego narzeczonego. Zdecydowanie
cenił u kobiet nogi.
Pomiędzy
jego dotykiem i alkoholem, miałam lekko w głowie.
Być może większość była zasługą alkoholu,
biorąc pod uwagę, jak ciężka była moja głowa, a świat w mojej marginesowej
wizji ciągle się kręcił. Złapał palcami tył mojego kolana i zachichotałam na
jego dotyk.
- Oj, stary
– odezwał się z przodu Rowland. – Jesteście jak para namiętnych nastolatków.
Czułam się
jak nastolatka. Od wieków nie byłam taka pijana. Zbyt zajęta byłam pracą, pracą
i jeszcze większą pracą.
Bycie dorosłą jest do bani.
Odchyliłam
głowę w stronę Garricka i powiedziałam. – Nie czuję ust.
- Niech no sprawdzę.
– Nakrył ustami moje wargi, wsuwając między nie język, splatając go z moim.
Smakował jak piwo i on sam, i uświadomiłam sobie, że wypił niemal tyle co ja.
Odsunął się. – Nie, wciąż tam są.
Uśmiechnął
się wesoło i wtedy wiedziałam, że wypił wiele.
Śmiejąc się oplotłam ramionami jego szyję i oparłam się o siedzenie, ciągnąc go
za sobą.
- Hej, hej!
– zawołał Rowland. – Nie ma seksu, kiedy prowadzę. To społeczne
niebezpieczeństwo.
Garrick
przesunął ustami po mojej szyi, a ja nie potrafiłam przestać chichotać.
Zawołałam do Rowlanda. – Więc zjedź na pobocze.
- Poważnie
będziecie uprawiać seks w moim samochodzie? Bo to seksowne. Czy ona może być na
górze?
- Oczy na
drogę, Rowland! – powiedział Garrick. – Nikt nie uprawia seksu.
Zmarszczyłam
brwi, a on pocałował moją wygiętą wargę. Mruknął. – Ty jesteś społecznym niebezpieczeństwem.
Graham
wychylił się ze swojego siedzenia, żeby na nas spojrzeć. – Wy nie potrzebujecie
kawy. Potrzebujecie pieprzonego środka uspokajającego.
Burcząc Garrick
zabrał ręce z mojego ciała, opierając się o swoje siedzenie. Usiadł prosto, a
ja zawyłam na tę odległość.
Zawyłam. Byłoby mi wstyd, gdybym nie była
tak podniecona.
Zacisnął
dłonie w pięści i oparł głowę o siedzenie.
Akurat
teraz musiał ćwiczyć pohamowanie. Spalę się tam od wewnątrz.
Wpatrując
się w sufit powiedział z napięciem. – Przykro mi.
- Przykro? – spytałam. – Komu jest przykro?
- Mnie nie!
– powiedział Rowland.
Przejechałam
palcami po jego ramieniu. – Przykro mi, że przestałeś.
Garrick
piorunował wzrokiem Rowlanda w lusterku, dopóki nie skupił się na drodze. Potem
odwrócił się do mnie i pokazał na jego przyjaciela. – Dlatego jest mi przykro.
Byłam
pewna, że gdzieś w moim ciele wciąż posiadałam mózg. Który zapewne krzyczał na
mnie od jakiegoś czasu. Ale moje hormony musiały mieć pieprzone megafony, bo
tylko je słyszałam. Usiadłam prosto, moje ręce i nogi drżały od uwięzionego
pragnienia. Moja bluzka była przekręcona i można było zobaczyć niebieską
koronkę mojego biustonosza i kształt moich piersi wystające z dekoltu bluzki.
Szybko ją poprawiłam, zerkając czy widzieli to Rowland albo Graham, ale na
szczęście wciąż patrzyli przed siebie. Spojrzałam na pociemniałe spojrzenie
Garricka. Tak, on zdecydowanie tego nie przegapił.
Przeszła
przeze mnie elektryczna strzała i zacisnęłam razem uda, próbując przynieść
sobie w czymś ulgę, cokolwiek.
Garrick nachylił się i wargami musnął moje ucho. Tak bardzo nie pomagał tej sytuacji. Kiedy próbowałam się nie
wiercić, powiedział. – Choć straszliwie chciałbym cię teraz mieć, to jesteś
moja. A ja się nie dzielę.
Przełknęłam
ślinę, jeszcze mocniej ściskając nogi. To był najgorszy i najlepszy moment
mojego życia. Właściwie, to większość naszego związku wpadało do tych
kategorii. Najlepszy chłopak. Najgorszy żenujący moment. Najlepszy pocałunek.
Najgorsza wymówka na świecie. Najlepszy (cóż… tylko) seks. Najgorsze wyczucie
czasu. Ale mogłam przyjąć wszystkie najgorsze rzeczy, jeżeli za tym szły
najlepsze.
Otarł się
nosem o moją szczękę i jego oddech omiótł moją szyję, mogłabym przysiąc, że
moje ciało zadrżało w odpowiedzi. Można by pomyśleć, że po poranku przed lotem,
który spędził na rozpraszaniu mnie, to nie czułabym do niego tak rozpaczliwego
pragnienia, ale zawsze tak było.
Poza tym,
chociaż mieszkaliśmy razem, to nigdy nie widziałam go tyle ile bym chciała.
Pomiędzy występami i dodatkowymi pracami, które pozwalały nam zapłacić czynsz w
Center City, wydawało się, że bez przerwy byliśmy w ruchu. Nie mogłam sobie
przypomnieć ostatniego razu, kiedy wyszliśmy gdzieś razem wieczorem,
przynajmniej nie wtedy, gdy właśnie kończyliśmy przedstawienie i byliśmy
wyczerpani.
Wszystkie
te lata wymyślania wymówek na nie uprawianie seksu, a teraz starałam się
wymyślić wymówkę, żeby porzucić jego przyjaciół oraz rodziców, żeby zatrzymać
go dla siebie.
Znowu
musnął moje usta i opuściłam rękę na jego udo, ściskając je. Nie byłam pewna
czy sygnalizowałam mu, żeby przestał, czy dał mi więcej; po prostu wiedziałam,
że umierałam od samej jego bliskości.
Niski pomruk wydobył się z jego gardła i zerknęłam na przód, upewniając się, że
jego przyjaciele nie patrzyli. Nie patrzyli, więc wykorzystałam szansę i
przesunęłam dłoń wyżej.
Nie
przesunęłam jej nawet o cal, bo położył swoją rękę na mojej. Warknął mi do
ucha. – Naprawdę jesteś niebezpieczeństwem dla mojego zdrowia. – Raz jeszcze
ścisnęłam jego nogę i odchyliłam głowę, oferując mu moją szyję. Lekko przygryzł
tam skórę i szepnął. – Spotkamy się z moimi rodzicami. Będziemy się uśmiechać i
rozmawiać na tyle długo, żeby poczuli, że cię poznali, potem znajdziemy
miejsce, gdzie będziemy sami. Moja sypialni, łazienka, kuchnia, nie obchodzi
mnie gdzie. Obchodzi mnie tylko to, że będę tak mocno cię pieprzył, że nie
będziesz widzieć wyraźnie.
Iiii…
aneurysm.
Powietrze
wyleciało z moich płuc jakbym została walnięta w klatkę piersiową i
zarumieniłam się tak mocno, że czułam się jakby moja krew się gotowała. Serio.
Zrobiło się tak gorąco na tylnym siedzeniu, że zaraz mogłam dostać udaru
cieplnego. Musiałam przygryźć wargę, żeby powstrzymać wiązankę niezrozumiałych
dźwięków, które budowały się na moim języku.
Garrick i
ja uprawialiśmy seks. Często. Dobry seks.
Ale w spektrum kontaktów (o Boże, tylko mój mózg mógłby teraz wymyślić spektrum kontaktów) kochaliśmy się. Było
intensywnie, słodko i doskonale. Nie wiem czy to alkohol, czy moje czyny
popchnęły go na drugi koniec spektrum, lecz wiedziałam, że byłam tak mocno
podniecona, że gdyby jeszcze przez jedną minutę szeptał do mojego ucha, to
prawdopodobnie nie wytrzymałabym dłużej. Pewnie dlatego moje ramiona i nogi
wydawały się być galaretką, kiedy staliśmy przed drzwiami domu jego rodziców i
nacisnął dzwonek. Choć byłam pewna, że alkohol, stres i podróżowanie nie
pomagało.
- Będzie
dobrze, prawda? – zapytałam. – Nie widzicie, że jestem pijana, prawda?
I czy jego
rodzice będą w stanie stwierdzić, że nie mogłam się doczekać, żeby przelecieć
ich syna na tylnym siedzeniu auta jak licealna randka na studniówce? Że wciąż tego chciałam?
Mogłam
sobie to teraz wyobrazić.
Cześć mamo i tato, to jest moja dziewczyna…
NIERZĄDNICA!
Potem
zmuszą mnie do wyszycia czerwonego A
na wszystkich moich ubraniach, a ja nie wyglądałam
dobrze w czerwonym, przez całe czerwienienie się. Poza tym ledwo co przeszłam
przez zajęcia kostiumowe w college’u. Igły i ja to niedobre połączenie.
Poczułam
rękę na ramieniu i podskoczyłam. Rowland uśmiechnął się. – Jest dobrze, Bliss.
Będziesz powalająca. Tylko poczekaj.
Tak.
Wszystko będzie dobrze.
Garrick
drugi raz zadzwonił do drzwi, a kiedy nikt nie odpowiadał, odezwał się Graham.
– Mówiłem ci, że się bzykają.
Rzucając mu
gniewne spojrzenie przez ramię Garrick wziął głęboki wdech i wyprostował
ramiona. Przypatrując mu się po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że był tak
poddenerwowany jak ja. Do diabła, jeśli on był zdenerwowany, to było po mnie. Moje
szanse wyglądały tak dobrze jak charakterów Gry
o tron.
Nacisnął
klamkę. Poddała się jego dłoni i drzwi otworzyły się, ukazując ciemne wejście.
Moje kroki obijały się echem, kiedy weszliśmy do środka.
- To dziwne
– powiedział, jego głos także pozostawiał echo.
Czy to
oznaczało, że mogliśmy iść prosto do jego sypialni? O tak, dziękuję.
Otwarte
drzwi wpuszczały dosyć popołudniowego światła, żeby ukazać pas pustego… cóż,
hallu. Nigdy nie myślałam, że będę miała potrzebę użycia tego słowa w
prawdziwym świecie. Okna były zakryte ciężkimi zasłonami, pokrywając resztę
miejsca ciemnością. Sięgnęłam do ściany obok drzwi, przesuwając dłońmi w
poszukiwaniu przełącznika.
Nie miałam
pewności, które z wielu kwestii obwiniać, kiedy moje przedramię zderzyło się z
czymś chłodnym, gładkim i w kształcie wazonu, uderzając w jego bok. Gdy
próbowałam go złapać i chybiłam, obwiniałam mojego rozproszone seksem myśli.
Gdy usłyszałam jak się rozbija o podłogę, obwiniałam alkohol. Gdy światło się
zapaliło, ukazując poważnie ogromny
hall, dużą grupkę ludzi wpływającą przez przejście i trzymającą kieliszki do
szampana oraz elegancką i przerażającą kobietę, która mogła być tylko matką
Garricka, patrzącą z trwogą… cóż, wtedy wiedziałam, że to nie było żadne z tych
rzeczy.
To byłam po
prostu ja… znowu zawalająca życie.
Rowland
przerwał za mną ciszę niepewnym. – Niespodzianka?
Nie… moje
bycie katastrofą w niezręcznych proporcjach było najmniej niespodziewaną rzeczą
na świecie. Byłam całkiem powalająca. Jakbym była kuzynką Hulka.
Bliss POWALAJĄCA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz