18.3.14

Keeping Her - rozdział czwarty

Bliss
- Dobra, teraz naprawdę skończyliśmy – powiedział Garrick głosem głębokim i hipnotyzującym.
Nie chciałam kończyć. To była o wiele większa zabawa niż spotykanie się z jego rodzicami. Położyłam brodę na jego barku i powiedziałam. – Jeszcze jeden.
Zerknął na mnie, mówiąc. – Zaufaj mi, kochanie. Będziesz chciała teraz przestać. W innym wypadku będziesz wymyślać piosenki, mówić o tym jak dobrze pachnę i będziesz mnie obmacywać.
Położyłam policzek na jego barku i wsunęłam palce pod kołnierz jego koszuli. – Myślałam, że podoba ci się jak cię obmacuję.
Garrick znieruchomiał na dotyk mojej ręki na jego szyi i odparł. – Nie, kiedy mamy spotkać się z moją matką.
O Boże. Jego matka. Nie powinno być to zabawne, ale i tak zorientowałam się, że śmieję się. Musiałam się śmiać.. albo mogłabym się rozpłakać. Wiem, że powiedział, że Graham i Rowland żartowali, ale byłam całkiem pewna, iż starał się powstrzymać mnie przed ucieczką.
- Twoja mama zrozumie – powiedział Rowland. – Wy dwoje praktycznie jesteście już na miesiącu miodowym. To dość obrzydliwe.
- Oczywiście, że zrozumie – dodał Graham. – Przecież to twoja mama. Uprawiała już kiedyś seks.
O Boże. Teraz chciało mi się śmiać i płakać.
Graham pochylił się obok mnie, żeby spojrzeć na Garricka, którego twarz była zmarszczony w jedynej nieatrakcyjnej minie, jaką kiedykolwiek u niego widziałam. Jeszcze bardziej drażniąc Garricka, powiedział. – Mogę się założyć, że twoi rodzice robią to teraz. Wymykają się na szybkie bzykanko, kiedy wasz lot jest „opóźniony”.
Garrick zsunął się ze stołka. – A… to jest nasz sygnał, żeby zakończyć ten wieczór.
- I zadzwonić do terapeuty. – Graham się uśmiechnął.
- I kupić kawę – dodałam. Zdecydowanie kawę.
Garrick stanął za mną i jego ciepłe dłonie złapały mnie za ramiona. Odchyliłam się tak bardzo, że oparłam głowę o jego brzuch i patrzyłam na niego do góry nogami. Zamrugałam. Albo przynajmniej tak zamierzałam. Zamiast tego moje oczy się zamknęły, ciemność zawirowała i miałam przeczucie, że spadałam długą czarną dziurą. Uchyliłam powieki i musiałam je zmrużyć przy świetle baru. Pomiędzy leżeniem do góry nogami i wypiciu dwóch drinków poza limitem przejmowania się, świat był potwornie zdezorientowany. – Myślę… - Spojrzałam na Garricka. – Że wypiłam za dużo.
Garrick potaknął, a jeśli jego ciężkie spojrzenie było jakąś oznaką, to on także nie był trzeźwy. Albo było podniecony. Lub to i to… przy odrobinie szczęścia.
- Myślę, że przyjaźnię się z parą dupków – odparł.
Graham wstał, pozostawiając na barze do połowy puste piwo. – Wyluzuj z ckliwością, Taylor. Wiemy jak bardzo nas kochasz. Nie musisz robić widowiska.
- Chodźmy już stąd – powiedział Garrick.
Zgodziłam się, otaczając go ramionami w pasie i opierając głowę o jego tors.
- Przynajmniej jest teraz rozluźniona – rzekł Rowland. – Zrobiłem ci przysługę.
Rzeczywiście byłam cudownie rozluźniona. I stwierdziłam… że moglibyśmy rozciągnąć jeszcze trochę te fałszywe opóźnienie samolotu, przez jakiś czas pochodzić po mieście przed moim skazaniem na śmierć. Zsunęłam ręce na skórzany pasek oplatający jego biodra i uniosłam się na palcach stóp. Mrucząc odnalazłam ciepłe miejsce, gdzie jego bark łączył się z szyją. To była doskonała część jego ciała. Gdy wzięłam głęboki wdech, niemal mogłam sobie wyobrazić, że byliśmy sami i byłam nim otoczona.
Garrick chrząknął. – Może trochę zbyt rozluźniona.
Otworzyłam usta i również posmakowałam doskonałości. Mały dźwięk satysfakcji wydobył się w moich ust i gdzieś za sobą usłyszałam. – Rowland naprawdę zrobił ci przysługę.
Garrick łagodnie mnie odsunął, aż opierałam całe stopy o ziemię i nie mogłam już dosięgnąć jego szyi.
Pokazał środkowy palec jego przyjaciołom. Graham uniósł brwi, a Garrick wydawał się zorientować, że nie byliśmy już w Ameryce. Zamrugał i potrząsnął głową, po czym dodał drugi palec. Wyglądało to jak znak pokoju od tyłu, ale wiedziałam, że nie to to oznaczało. Nie tutaj.
Graham pokręcił głową. – Niech to szlag. Amerykanie się do ciebie dobrali.
Garrick znowu pokazał mu dwa palce, tym razem z większym przekonaniem. Obserwowałam, ledwie świadoma tego, co się działo, dopóki nie wybuchli śmiechem.
Wywróciłam oczami.
Mężczyźni.
Garrick trzymał mnie mocno za rękę, kiedy opuściliśmy pub i skierowaliśmy się do samochodu, którym przyjechaliśmy. Garrick wprowadził mnie na tylne siedzenie i wsiadł za mną.
Zignorowałam pas bezpieczeństwa, żeby przytulić się do Garricka. Ponownie znalazłam te miejsce na jego szyi i westchnęłam. – Naprawdę pachniesz tak dobrze.
Zaśmiał się. – Zawsze tak mówisz, zwłaszcza, kiedy piłaś.
Dlatego, że taka była prawda. Nigdy nie uważałam zapachu za coś podniecającego. Gdy kupowałam wodę kolońską poprzednim chłopakom, zawsze tak samo mi pachniała. Zazwyczaj w sklepie ktoś wybierał ją za mnie. Ale z Garrickiem… Boże, cały czas chciałam być otoczona jego zapachem. Jeżeli nie mogłam być obok niego, to chciałam nosić jego ubrania albo spać po jego stronie łóżka.
Byłam dziwakiem. Mogłam to zaakceptować.
Może to przez alkohol, przebywanie w obcym mieście albo fakt, że po raz pierwszy piliśmy razem od nocy, kiedy się poznaliśmy; cokolwiek to było, pragnęłam go tak bardzo, że moja skóra mrowiła, żeby go dotknąć. Bawiłam się jednym guzikiem jego koszuli, próbując zachowywać się tak niewinnie jak to możliwe. A potem powolutku odpięłam górny guzik. Nie poruszył się, więc przeszłam na drugi guzik.
Najwyraźniej jeden guzik był moim limitem ostrożności, ponieważ totalnie mnie przyłapał. Uśmiechnęłam się do niego słodko i wsunęłam palce pod koszulę do nagiej skóry jego torsu. Schylił brodę i spojrzał na mnie z ostrzeżeniem, ale nie powstrzymał mnie. Przejechałam palcami po jego obojczyku, barku i znowu klatce piersiowej. Przyglądał mi się pociemniałymi oczami, a ramię leżące na siedzeniu za mną oplotło mnie. Wsunął koniuszki palców pod moją bluzkę, zaciskając je na moim barku.
Przesuwając się, odwróciłam się do niego przodem, opierając drugie ramię o siedzenie i kładąc nogi na jego kolanach. Jego ręka natychmiast objęła moją łydkę.
Mogę nie mieć pojęcia o wielu rzeczach, ale znałam mojego narzeczonego. Zdecydowanie cenił u kobiet nogi.
Pomiędzy jego dotykiem i alkoholem, miałam lekko w głowie.
Być może większość była zasługą alkoholu, biorąc pod uwagę, jak ciężka była moja głowa, a świat w mojej marginesowej wizji ciągle się kręcił. Złapał palcami tył mojego kolana i zachichotałam na jego dotyk.
- Oj, stary – odezwał się z przodu Rowland. – Jesteście jak para namiętnych nastolatków.
Czułam się jak nastolatka. Od wieków nie byłam taka pijana. Zbyt zajęta byłam pracą, pracą i jeszcze większą pracą.
Bycie dorosłą jest do bani.
Odchyliłam głowę w stronę Garricka i powiedziałam. – Nie czuję ust.
- Niech no sprawdzę. – Nakrył ustami moje wargi, wsuwając między nie język, splatając go z moim. Smakował jak piwo i on sam, i uświadomiłam sobie, że wypił niemal tyle co ja. Odsunął się. – Nie, wciąż tam są.
Uśmiechnął się wesoło i wtedy wiedziałam, że wypił wiele. Śmiejąc się oplotłam ramionami jego szyję i oparłam się o siedzenie, ciągnąc go za sobą.
- Hej, hej! – zawołał Rowland. – Nie ma seksu, kiedy prowadzę. To społeczne niebezpieczeństwo.
Garrick przesunął ustami po mojej szyi, a ja nie potrafiłam przestać chichotać. Zawołałam do Rowlanda. – Więc zjedź na pobocze.
- Poważnie będziecie uprawiać seks w moim samochodzie? Bo to seksowne. Czy ona może być na górze?
- Oczy na drogę, Rowland! – powiedział Garrick. – Nikt nie uprawia seksu.
Zmarszczyłam brwi, a on pocałował moją wygiętą wargę. Mruknął. – Ty jesteś społecznym niebezpieczeństwem.
Graham wychylił się ze swojego siedzenia, żeby na nas spojrzeć. – Wy nie potrzebujecie kawy. Potrzebujecie pieprzonego środka uspokajającego.
Burcząc Garrick zabrał ręce z mojego ciała, opierając się o swoje siedzenie. Usiadł prosto, a ja zawyłam na tę odległość.
Zawyłam. Byłoby mi wstyd, gdybym nie była tak podniecona.
Zacisnął dłonie w pięści i oparł głowę o siedzenie.
Akurat teraz musiał ćwiczyć pohamowanie. Spalę się tam od wewnątrz.
Wpatrując się w sufit powiedział z napięciem. – Przykro mi.
- Przykro? – spytałam. – Komu jest przykro?                    
- Mnie nie! – powiedział Rowland.
Przejechałam palcami po jego ramieniu. – Przykro mi, że przestałeś.
Garrick piorunował wzrokiem Rowlanda w lusterku, dopóki nie skupił się na drodze. Potem odwrócił się do mnie i pokazał na jego przyjaciela. – Dlatego jest mi przykro.
Byłam pewna, że gdzieś w moim ciele wciąż posiadałam mózg. Który zapewne krzyczał na mnie od jakiegoś czasu. Ale moje hormony musiały mieć pieprzone megafony, bo tylko je słyszałam. Usiadłam prosto, moje ręce i nogi drżały od uwięzionego pragnienia. Moja bluzka była przekręcona i można było zobaczyć niebieską koronkę mojego biustonosza i kształt moich piersi wystające z dekoltu bluzki. Szybko ją poprawiłam, zerkając czy widzieli to Rowland albo Graham, ale na szczęście wciąż patrzyli przed siebie. Spojrzałam na pociemniałe spojrzenie Garricka. Tak, on zdecydowanie tego nie przegapił.
Przeszła przeze mnie elektryczna strzała i zacisnęłam razem uda, próbując przynieść sobie w czymś ulgę, cokolwiek. Garrick nachylił się i wargami musnął moje ucho. Tak bardzo nie pomagał tej sytuacji. Kiedy próbowałam się nie wiercić, powiedział. – Choć straszliwie chciałbym cię teraz mieć, to jesteś moja. A ja się nie dzielę.
Przełknęłam ślinę, jeszcze mocniej ściskając nogi. To był najgorszy i najlepszy moment mojego życia. Właściwie, to większość naszego związku wpadało do tych kategorii. Najlepszy chłopak. Najgorszy żenujący moment. Najlepszy pocałunek. Najgorsza wymówka na świecie. Najlepszy (cóż… tylko) seks. Najgorsze wyczucie czasu. Ale mogłam przyjąć wszystkie najgorsze rzeczy, jeżeli za tym szły najlepsze.
Otarł się nosem o moją szczękę i jego oddech omiótł moją szyję, mogłabym przysiąc, że moje ciało zadrżało w odpowiedzi. Można by pomyśleć, że po poranku przed lotem, który spędził na rozpraszaniu mnie, to nie czułabym do niego tak rozpaczliwego pragnienia, ale zawsze tak było.
Poza tym, chociaż mieszkaliśmy razem, to nigdy nie widziałam go tyle ile bym chciała. Pomiędzy występami i dodatkowymi pracami, które pozwalały nam zapłacić czynsz w Center City, wydawało się, że bez przerwy byliśmy w ruchu. Nie mogłam sobie przypomnieć ostatniego razu, kiedy wyszliśmy gdzieś razem wieczorem, przynajmniej nie wtedy, gdy właśnie kończyliśmy przedstawienie i byliśmy wyczerpani.
Wszystkie te lata wymyślania wymówek na nie uprawianie seksu, a teraz starałam się wymyślić wymówkę, żeby porzucić jego przyjaciół oraz rodziców, żeby zatrzymać go dla siebie.
Znowu musnął moje usta i opuściłam rękę na jego udo, ściskając je. Nie byłam pewna czy sygnalizowałam mu, żeby przestał, czy dał mi więcej; po prostu wiedziałam, że umierałam od samej jego bliskości. Niski pomruk wydobył się z jego gardła i zerknęłam na przód, upewniając się, że jego przyjaciele nie patrzyli. Nie patrzyli, więc wykorzystałam szansę i przesunęłam dłoń wyżej.
Nie przesunęłam jej nawet o cal, bo położył swoją rękę na mojej. Warknął mi do ucha. – Naprawdę jesteś niebezpieczeństwem dla mojego zdrowia. – Raz jeszcze ścisnęłam jego nogę i odchyliłam głowę, oferując mu moją szyję. Lekko przygryzł tam skórę i szepnął. – Spotkamy się z moimi rodzicami. Będziemy się uśmiechać i rozmawiać na tyle długo, żeby poczuli, że cię poznali, potem znajdziemy miejsce, gdzie będziemy sami. Moja sypialni, łazienka, kuchnia, nie obchodzi mnie gdzie. Obchodzi mnie tylko to, że będę tak mocno cię pieprzył, że nie będziesz widzieć wyraźnie.
Iiii… aneurysm.
Powietrze wyleciało z moich płuc jakbym została walnięta w klatkę piersiową i zarumieniłam się tak mocno, że czułam się jakby moja krew się gotowała. Serio. Zrobiło się tak gorąco na tylnym siedzeniu, że zaraz mogłam dostać udaru cieplnego. Musiałam przygryźć wargę, żeby powstrzymać wiązankę niezrozumiałych dźwięków, które budowały się na moim języku.
Garrick i ja uprawialiśmy seks. Często. Dobry seks. Ale w spektrum kontaktów (o Boże, tylko mój mózg mógłby teraz wymyślić spektrum kontaktów) kochaliśmy się. Było intensywnie, słodko i doskonale. Nie wiem czy to alkohol, czy moje czyny popchnęły go na drugi koniec spektrum, lecz wiedziałam, że byłam tak mocno podniecona, że gdyby jeszcze przez jedną minutę szeptał do mojego ucha, to prawdopodobnie nie wytrzymałabym dłużej. Pewnie dlatego moje ramiona i nogi wydawały się być galaretką, kiedy staliśmy przed drzwiami domu jego rodziców i nacisnął dzwonek. Choć byłam pewna, że alkohol, stres i podróżowanie nie pomagało.
- Będzie dobrze, prawda? – zapytałam. – Nie widzicie, że jestem pijana, prawda?
I czy jego rodzice będą w stanie stwierdzić, że nie mogłam się doczekać, żeby przelecieć ich syna na tylnym siedzeniu auta jak licealna randka na studniówce? Że wciąż tego chciałam?
Mogłam sobie to teraz wyobrazić.
Cześć mamo i tato, to jest moja dziewczyna…
NIERZĄDNICA!
Potem zmuszą mnie do wyszycia czerwonego A na wszystkich moich ubraniach, a ja nie wyglądałam dobrze w czerwonym, przez całe czerwienienie się. Poza tym ledwo co przeszłam przez zajęcia kostiumowe w college’u. Igły i ja to niedobre połączenie.
Poczułam rękę na ramieniu i podskoczyłam. Rowland uśmiechnął się. – Jest dobrze, Bliss. Będziesz powalająca. Tylko poczekaj.
Tak. Wszystko będzie dobrze.
Garrick drugi raz zadzwonił do drzwi, a kiedy nikt nie odpowiadał, odezwał się Graham. – Mówiłem ci, że się bzykają.
Rzucając mu gniewne spojrzenie przez ramię Garrick wziął głęboki wdech i wyprostował ramiona. Przypatrując mu się po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że był tak poddenerwowany jak ja. Do diabła, jeśli on był zdenerwowany, to było po mnie. Moje szanse wyglądały tak dobrze jak charakterów Gry o tron.
Nacisnął klamkę. Poddała się jego dłoni i drzwi otworzyły się, ukazując ciemne wejście. Moje kroki obijały się echem, kiedy weszliśmy do środka.
- To dziwne – powiedział, jego głos także pozostawiał echo.
Czy to oznaczało, że mogliśmy iść prosto do jego sypialni? O tak, dziękuję.
Otwarte drzwi wpuszczały dosyć popołudniowego światła, żeby ukazać pas pustego… cóż, hallu. Nigdy nie myślałam, że będę miała potrzebę użycia tego słowa w prawdziwym świecie. Okna były zakryte ciężkimi zasłonami, pokrywając resztę miejsca ciemnością. Sięgnęłam do ściany obok drzwi, przesuwając dłońmi w poszukiwaniu przełącznika.
Nie miałam pewności, które z wielu kwestii obwiniać, kiedy moje przedramię zderzyło się z czymś chłodnym, gładkim i w kształcie wazonu, uderzając w jego bok. Gdy próbowałam go złapać i chybiłam, obwiniałam mojego rozproszone seksem myśli. Gdy usłyszałam jak się rozbija o podłogę, obwiniałam alkohol. Gdy światło się zapaliło, ukazując poważnie ogromny hall, dużą grupkę ludzi wpływającą przez przejście i trzymającą kieliszki do szampana oraz elegancką i przerażającą kobietę, która mogła być tylko matką Garricka, patrzącą z trwogą… cóż, wtedy wiedziałam, że to nie było żadne z tych rzeczy.
To byłam po prostu ja… znowu zawalająca życie.
Rowland przerwał za mną ciszę niepewnym. – Niespodzianka?
Nie… moje bycie katastrofą w niezręcznych proporcjach było najmniej niespodziewaną rzeczą na świecie. Byłam całkiem powalająca. Jakbym była kuzynką Hulka.

Bliss POWALAJĄCA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz