12.3.14

Losing It - rozdział dziewiąty

- Przysięgam, w powietrzu było tak dużo niezręczności, że była niemal namacalna.
 Przyciskałam twarz do stolika w poczekalni studenckiej, podczas gdy Kelsey próbowała wepchnąć mi frytki oraz inne cudowne węglowodany.
Bez przekonania poklepała mnie po plecach. W Kelsey nie było nic matczynego, ale przynajmniej próbowała. – Wyolbrzymiasz, Bliss. Czułam tylko w powietrzu seksualne napięcie. To znaczy, nie patrzył on na ciebie często, ale kiedy to robił… Halo! Omdlenie!
- Nie ma mowy, że przetrwam semestr w tej klasie.
- To śmieszne. Jesteś aktorką. Aktorzy cały czas ze sobą sypiają, a potem idą dalej. Do diabła – nie pamiętasz pierwszego roku, kiedy nie chciałaś całować się z Domem w tamtej scenie i Eric wysłał was do innego pokoju, mówiąc, że macie się całować, aż nie będzie wam ze sobą niezręcznie?
- Dlaczego przypominasz mi coś, co jest, na dzień dzisiejszy, drugim najbardziej zawstydzającym momentem mojego życia?
Wywróciła oczami. – Bo przeszło ci.
- Nigdy nie przejdzie mi uczucie języka Doma w moim gardle. Wciąż czuję jego aroganckość.
- Nic ci nie będzie, Bliss. To pięć miesięcy. A musisz go widzieć jedynie trzy godziny w tygodniu. Wszystko się skończy, nim się zorientujesz. Potem możesz raz jeszcze skoczyć na jego kości, zanim obejdziesz ze mną świat.
- W tym zdaniu jest tyle szalonych rzeczy, że nawet nie wiem gdzie zacząć.
- Zaczniesz jedząc, bo inaczej spóźnimy się na Reżyserowanie.                                
Burcząc, wsadziłam parę frytek do buzi, żeby ją zadowolić.
Przegrzebała swoją torebkę, szukając komórki, ale zacisnęła dłonie na czymś innym. – O, zapomniałam. Mam nurofen… chcesz trochę?
Przełknęłam ślinę. – Czemu chciałabym chcieć? – zapytałam.
Przekrzywiła głowę. – Nie jesteś obolała po… no wiesz… wariowaniu?
Głupia Bliss. Tak cholernie głupia.
- O! Och, racja. Nie, nie, nic mi nie jest. Wzięłam pęk dziś rano. Nie trzeba, dzięki.
- Zuch dziewczyna.
Poruszałam się przez resztę dnia na autopilocie, gotowa wrócić do domu i wpełznąć do kokonu zapomnienia, jakim jest sen. Nawet nie kłopotałam się by ściągnąć ubranie, tylko opadłam na łóżko.
Kilka godzin później obudził mnie telefon. To był Cade.
- Hej, ślicznotko – gotowa się zabawić?
Zerknęłam niewyraźnie na zegarek. Była dopiero dziewiętnasta.
Ziewnęłam. – Tak… pewnie. Co planujesz?
- Cóż, tak sobie myślałem…
- Żadnego picia – przerwałam mu. – Nie wytrzymam picia.
Roześmiał się. – Żadnego klinu dla ciebie? Dobra… Lindsay gra dzisiaj w Grindzie. Jak brzmi kawa?
Znowu ziewnęłam. Lindsay była koleżanką z kierunku teatralnego. Wieczór słuchania jej muzyki będzie prosty i odprężający. Dokładnie to, czego potrzebowałam. – Kawa brzmi doskonale.
Kiedy wyszłam dwadzieścia minut później, obracałam głowę na lewo i prawo, bojąc się, że wpadnę na Garricka. Gdy byłam pewna, że nie ma nikogo, pobiegłam na parking i wsiadłam do zdezelowanej Hondy Cade’a.
Przywitał mnie uśmiechem. Oparłam się pokusie spojrzenia na mieszkanie Garricka.
- Zapomniałem wcześniej wspomnieć, że wyglądałaś dzisiaj świetnie. To znaczy, bez tego uroczego kaca. Nigdy nie zakładasz spódniczek na zajęcia.
Chciałam powiedzieć „Po prostu już jedź!”, ale to nawet dla mnie brzmiałoby szalenie. Więc odparłam: - Och, poparzyłam nogę i nie mogę nosić na niej ciasnych rzeczy.
- Naprawdę? – spytał. – Co się stało?
Nie mogłam wyjawić mu prawdziwego powodu. Wtedy chciałby wiedzieć, kogo był to motocykl, dlaczego na nim byłam i tak dalej.
- Poparzyłam się prostownicą.
- Poparzyłaś nogę prostownicą? Jak długie masz owłosienie na nogach?
Gdybyście pomyśleli, że po całym tym kłamaniu przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, będę w nim trochę lepsza. Bylibyście w błędzie.
- Ha-ha. Jakie to zabawne! – Skrzywiłam się. – Strąciłam ją z blatu, gnojku, i uderzyła mnie w nogę.
Włączyłam klimatyzację, choć ledwie działała w jego rupieciu.
- Tylko nie wylej na siebie kawy. Albo najlepiej… weź mrożoną kawę.
- Tak jest, kapitanie – rzekłam.
Grind było ładnym domkiem na krańcu kampusu, który został zamieniony w kawiarnię parę lat temu. Wewnątrz zamawia się kawę, a na zewnątrz jest weranda, gdzie przez większość wieczorów są występy muzyczne na żywo. Wnętrze było zapchane. Wysłałam Cade’a na zewnątrz, żeby znalazł miejsca i powiedziałam, że kupię napoje. Wzięłam mrożoną mochę dla siebie, a dla Cade’a schłodzony napój bezalkoholowy na bazie owoców. On nawet nie lubił kawy, ale przychodził tutaj dla mnie.
Stałam w kolejce 10 albo 15 minut, więc kiedy wyszłam na zewnątrz nie miałam pojęcia, gdzie był Cade. Mijałam stoliki, kiwając głową ludziom, których znałam, unikając kontaktu wzrokowego z tymi, których nie. Podchwyciłam wzrok Lindsay, gdy przygotowywała się na scenie, a ona uśmiechnęła się do mnie.
W końcu dostrzegłam Cade’a stojącego przy stoliku blisko przodu. Było to niesamowite miejsce, biorąc pod uwagę, jak zapchany był ten lokal.
Podeszłam do niego, szturchając go łokciem w plecy.
- Jezu, Cade, myślałam, że nigdy cię tu nie znajdę. Nie mogłeś przynajmniej wysłać wiadomości?
Cade spojrzał na mnie przez ramię, po czym objął mnie ramieniem i zabrał mi z ręki swój napój.
- Przepraszam, śliczna, rozmawiałem i rozproszyłem się. Spójrz, kto tu jest!
Pociągnął mnie do przodu, a tam był Garrick.
Tym razem nie miałam dosyć szczęścia, żeby już odłożyć swoją kawę. Więc kiedy zobaczyłam Garricka, wypadła z mojej ręki i rozlała się na moich stopach.
Cade dzięki swojemu superszybkiemu refleksowi ledwo dostał kawą.
- Cholera jasna, Bliss. Żartowałem o mrożonej kawie, ale cieszę się, że posłuchałaś. Przysięgam, że kiedyś nie byłaś taka niezdarna.
Nie potrafiłam wydusić słowa. Stopy miałam zimne i lepkie. Czułam, że mam bardzo gorącą twarz.
- Proszę – powiedział Cade. – Usiądź, pan Taylor powiedział, że możemy dzielić z nim stolik.
- Garrick, Cade. – Jestem pewna, że powiedział już to Cade’owi tuzin razy.
Cade zignorował go, odwracając się do mnie. – Pobiegnę do środka i przyniosę ci serwetki. Chcesz drugi napój?
- Nie, nie. Nie trzeba, Cade. Ty zostań. Ja pójdę się umyć.
- Zapomnij. Lubisz muzykę Lindsay o wiele bardziej ode mnie. Całe te „bycie zmianą” i „dziewczyńska moc”. Nie chcę, żebyś to przegapiła. Siadaj. – Tym razem, naciskał na moje ramiona, aż uderzyłam tyłkiem o krzesło. Potem poszedł, a ja znowu zostałam sama z Garrickiem.
- Co ty tutaj robisz? – Moje pytanie brzmiało gniewnie.
Dla porównania on był słodki, spokojny i możliwie trochę smutny. – Wciąż nie mam podłączonego internetu w mieszkaniu, a musiałem sprawdzić maila. Mogę pójść, jeśli chcesz.
TAK.
- Nie – westchnęłam. – Nie zamierzam cię odsyłać. Po prostu chciałabym, żebyś nie zapraszał nas do siadania z tobą.
- Cade nie powiedział, że jest tutaj z tobą. Starałam się być miły.
- Przepraszam… ja tylko… to jest niezręczne. Cade nie wie…
- …nie zamierzam mu powiedzieć, jeśli to cię martwi. Chciałbym zatrzymać tę pracę, a poza tym, twoje życie osobiste nie jest moją sprawą. To co wydarzyło się pomiędzy nami jest skończone.
Jego głos stał się twardy. Skończone? Czemu miałam poczucie, jakby ktoś walnął mnie w brzuch? On zaciskał zęby, przyciągając mój wzrok do silnego, gładkiego zarysu jego szczęki.
- Ogoliłeś się – rzekłam. Bardzo dokładnie.
Rozluźnił szczękę, patrząc na mnie ze zdezorientowaniem. – Uch, tak, ogoliłem.
Siedzieliśmy w ciszy, a ja nie mogłam przestać na niego patrzeć. Jego oczy były koloru oceanicznego błękitu, a bez zarostu wyglądał młodziej, mniej mrukliwie seksownie i bardziej gorąco jak chłopak z sąsiedztwa.
Spuścił wzrok na moje usta, a ja zorientowałam się, że zagryzam dolną wargę. Boże, chciałam znowu go pocałować.
Wstałam gwałtownie z krzesła. – To był zły pomysł. Pójdę sobie. Powiedz Cade’owi, że się rozchorowałam czy coś.
On też wstał. – Nie, Bliss, zaczekaj. Przepraszam. Nie wychodź. Ja… Cholera, nie wiem, co zrobię. Będę siedział tutaj cicho, a wy możecie mnie całkowicie ignorować. Obiecuję.
W tamtej chwili Lindsay weszła na niewielką prowizoryczną scenę, światła się zapaliły, a ludzie klaskali.
Jeśli zamierzałam wyjść, to musiałam zrobić to teraz. Jeśli wyjdę w środku występu Lindsay to zobaczy i będzie wkurzona.
Wbrew mojemu lepszemu osądowi, usiadłam z powrotem.
Garrick dotrzymał obietnicy i nie odrywał wzroku od ekranu. Siedziałam cicho, gdy Lindsay robiła próbę dźwięku, mocno wysilając szyję, żeby na niego nie spojrzeć.
Cade wrócił w momencie, kiedy Lindsay się przedstawiała.
- Hej – szepnął. – Randy był zajęty i pozwolił pożyczyć mi ręcznik. Stwierdziłem, że będzie lepszy od garści serwetek.
Potem podniósł moją lepką stopę na kolano, zdjął mojego buta i zaczął wycierać moją nogę wilgotnym ręcznikiem. Zachichotałam, gdy przejechał po szczególnie łaskotliwym miejscu.
Usłyszałam jak Garrick przestał pisać.
Odruchowo na niego popatrzyłam, ale on patrzył na Cade’a… i na moje nogi. Odchrząknęłam i zabrałam stopę. Wzięłam ręcznik od Cade’a, mówiąc: - Dzięki, myślę, że mogę sama to zrobić. Nie ufam ci w nie łaskotaniu mnie.
Garrick wrócił do komputera, Cade skupił się na Lindsay, a ja pochyliłam głowę, żeby lepiej spojrzeć na stopy. Kiedy byłam pewna, że nie patrzą, zacisnęłam powieki i bezgłośnie krzyknęłam. Prawdziwy krzyk byłby lepszy, ale brałam to, co mogłam.
Rozpoznałam pierwsze parę piosenek Lindsay, bo już wcześniej kilka razy słyszałam, jak je grała, zarówno na scenie, jak i w pomieszczeniu dla aktorów podczas prób i pomiędzy zajęciami. Miała ten świetny, surowy, akustyczny dźwięk, a jej teksty zawsze były pewnego rodzaju towarzyskimi komentarzami, mówiąc ludziom prawdę w oczy. Z tego powodu, kiedy pochyliła się do mikrofonu i przedstawiła następną piosenkę, byłam niewiarygodnie zaskoczona.
- Następna jest dla mnie troszkę inna. Uroczy właściciel tego przedsięwzięcia. – Wskazała na bok. – Pomachaj, Kenny. – Wyglądał, jakby był pod przymusem, ale pomachał. – W każdym razie… Kenny poprosił, żebym zagrała przynajmniej jedną piosenkę, która nie będzie… jak to określiłeś, Kenny? Zgorzkniała albo polityczna, sądzę, że tak powiedział. A ponieważ nie potrafię pisać niczego w tym stylu, śpiewam piosenkę napisaną przez moją przyjaciółkę, która woli zostać anonimowa. Nazywa się Opór.
Piosenka zaczynała się łagodnie, podobnie do normalnego dźwięku Lindsay. Potem zmieniła się w smutną, porywczą, niemal zrozpaczoną. Ona śpiewała… a ja życzyłam sobie, że mogłam wyjść, kiedy miałam szansę.

Jakkolwiek jesteś blisko, zawsze zbyt daleko
Moje spojrzenie podąża za każdym twoim krokiem

Ciche rozmowy, które wcześniej miały miejsce, zamilkły. Była to tak dramatyczna zmiana, że wszyscy skupili się na niej. Ale mogłabym przysiąc, że jedna para oczu skupiona była na mnie.

Jestem zmęczona tym, jak oboje udajemy
Zmęczona ciągłym pragnieniem i nigdy nie poddawaniem się
Czuję to w skórze, widzę w twoim uśmiechu
Jesteśmy czymś więcej. Zawsze byliśmy.

Pomyśl o tym wszystkim, co przegapiliśmy.
Każdym dotyku i każdym pocałunku.
Bo oboje nalegamy.
Opieramy się.

Jego spojrzenie napierało na moją skórę jak fizyczny ciężar. Serce waliło mi szybko w piersi, a wydechy były krótsze. Nie chciałam się opierać. Nie mogłam tego powstrzymać. Spojrzałam.

Wstrzymaj oddech i zamknij oczy
Rozpraszaj się innymi facetami
To nie żadne zaskoczenie, twe pokonane westchnienie
Nie jesteś zmęczona kłamstwami?

Lecz on na mnie nie patrzył. Nie pisał, ale skupiał wzrok na komputerze i wydawał się… nieporuszony. Czy to byłam tylko ja? Wszystko to sobie wyobraziłam?

Pomyśl o tym wszystkim, co przegapiliśmy.
Każdym dotyku i każdym pocałunku.
Bo oboje nalegamy.
Opieramy się.

Jakkolwiek jesteś blisko, zawsze zbyt daleko
Moje spojrzenie podąża za każdym twoim krokiem

Nagle już nie chciałam tam być. Nie potrafiłam być tak blisko niego. Oszaleję. To było głupie… nawet głupsze niż byłaby przygoda na jedną noc, ale lubiłam go. On nie lubił Szekspira, jeździł na motocyklu i był moim nauczycielem… ale go lubiłam.

Mam dosyć. Nie będę lekceważyć.
Nie będę udawać ani się opierać.

Pragnę więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz