18.3.14

Keeping Her - rozdział jedenasty

Garrick
- Dziękuję, że znalazł dziś pan dla mnie czas, panie Woods. Naprawdę doceniam pana czas. – Wstał zza swojego masywnego czarnego biurka i podszedł, żeby się ze mną spotkać.
- Nonsens. Wszystko dla Taylorów. Cieszę się, że postanowiłeś raz jeszcze się zastanowić. Zadzwonisz do mnie po rozmowie z narzeczoną?
- Tak, sir. Dziś wieczorem z nią porozmawiam.
- Fantastycznie. Myślę, że to będzie naprawdę dobre małżeństwo, Garricku.
- Dziękuję, sir. Jutro do pana zadzwonię.
Węzeł siedział ciężko w moim brzuchu, kiedy wszedłem do windy i zjechałem trzydzieści siedem pięter do holu. Zaczął się wczoraj, gdy zadzwoniłem, aby ustalić rozmowę i teraz wydawało się, że zajął cały mój tułów. Może tak naprawdę zaczęło się już na Eye. Albo kiedy Bliss zrobiła pierwszy test, który był negatywny. Niemal odwołałem spotkanie, ale instrukcje na pudełku testu ciążowego sugerowały robienie wielu testów, więc wyszedłem po następny.
Ten był pozytywny.
Bliss zrobiła tego ranka jeszcze dwa, oba negatywne i ostatecznie postanowiliśmy, że zbyt wcześnie robiliśmy testy. Nie była pewna ile dokładnie dni była spóźniona, ale przypuszczała, że tylko kilka i wszystko co wyczytaliśmy w internecie sugerowało testowanie po tygodniu.
Więc zdecydowaliśmy się zaczekać.
Ale to czy była w ciąży czy nie, nie zmieniało faktów.
Miała zostać moją żoną. Nie mieliśmy na dziecko więcej pieniędzy niż mieliśmy na duży ślub czy miesiąc miodowy. Żadne z nas nie miało ubezpieczenia zdrowotnego.
Kochałem aktorstwo, ale w jaki sposób różniłem się od mojego ojca, jeżeli wybierałem granie ponad utrzymywaniem mojej rodziny?
Kiedy Bliss spotkała się ze mną na tamtej pustej scenie po przedstawieniu Dumy i Uprzedzenia, a ja opadłem na jedno kolano, wszystko się zmieniło. Musiała być moim priorytetem. Moją pracą było zaopiekowanie się nią, a jeśli oznaczało to podjęcie pracy w Londynie, która dawała więcej pieniędzy, to właśnie to zrobię. Faktycznie była to praca w świecie ojca, świecie, którego nigdy nie chciałem zostać częścią, lecz wiedziałem, że wzięcie tej pracy uczyni mnie innym od ojca, niezależnie od tego jak podobni wydawaliśmy się od zewnątrz.
Londyn miał nawet lepszą scenę teatralną od Filadelfii, więc Bliss mogłaby kontynuować pracę tutaj, a ja będę zarabiał wystarczająco, żeby nie musiała brać drugiej pracy, mogłaby chodzić tylko na przesłuchania. I ja… widywałbym ją na scenie, a to by mi wystarczało. Odkryłem mój talent do teatru, bo udawanie przychodziło mi naturalnie. To był mój sposób dorastania. Ale zakochałem się w teatrze, kiedy odkryłem, że był to jedyny rodzaj udawania, który również mówił prawdę. Bolałoby pozostawienie tego za sobą, tego uczucia, że byłem częścią czegoś większego, czegoś wspanialszego.
Będę musiał po prostu nauczyć się jak znaleźć te same uczucie na widowni.
Poza tym… pobranie się z Bliss, założenie rodziny – to było czymś większym.
Spółka opłaci naszą przeprowadzkę i ubezpieczenie zdrowotne. Dziecko czy nie… to miało sens. Tak należało zrobić. Mądrze.
Powtarzałem w głowie wszystkie moje powody, kiedy metro jeździło w tę i z powrotem na torach w mojej drodze powrotnej do Kensington. Bliss była na lunchu z mamą, ale powinniśmy wracać do domu w tym samym czasie. Musiałem mieć ułożone wszystkie myśli, kiedy jej powiem.
Nie wiedziałem jak zareaguje na pomysł opuszczenia Stanów. Wydawała się naprawdę podekscytowana przyleceniem do Londynu, ale wizyta a mieszkanie to były dwie różne rzeczy. Ale pomimo wolnego startu, naprawdę sobie tutaj radziła. Było to prawie gładkie przejście, naprawdę. Nawet lepsze niż miałem nadzieję.
Wszystko będzie dobrze. Przez to będzie wszystko w porządku. Bliss przestanie martwić się ciążą, ponieważ ta praca wszystkim się zaopiekuje. A po paru latach w tej pracy, prawdopodobnie będę mógł znaleźć porównywalną w Stanach, jeżeli będzie chciała wrócić.
Wróciłem do domu rodziców przed mamą i Bliss, i zaskakująco spotkałem ojca w drzwiach.
- O, Garrick, cieszę się, że cię złapałem. Wpadłem po parę rzeczy na lunch. Jak poszła rozmowa?
Oczywiście, że wiedział. Nikomu nie mówiłem, ale musiał dowiedzieć się od pana Woodsa.
- Dobrze poszła. Dzisiaj porozmawiam o tym z Bliss.
Skinął głową, wyciągając z kieszeni BlackBerry, gdy zawibrowała.
- Świetnie. – Zaczął pisać wiadomość i dodał z opuszczoną głową. – Podejmujesz właściwą decyzję, Garrick. Mądrą.
Węzeł w moim brzuchu zacisnął się jeszcze mocniej, kiedy dosłownie wyjął te słowa z mojej głowy.
Nie byłem jak mój ojciec. Byliśmy inni. To było inne.
Wyszedł po ostatnim komentarzu, że to było właściwe, a ja miałem dla siebie ogromny, pusty dom na zapełnienie go myślami.
Przemierzałem, siedziałem i stresowałem się w niemal każdym pokoju w domu do czasu, gdy Bliss wróciła do domu. Było to kilka godzin po tym jak się ich spodziewałem, a ja byłem w jadalni, bębniąc palcami w długi stół, gdy otworzyły się drzwi wejściowe i usłyszałem śmiech.
- Widziałaś jej minę? Nie śmiałam się tak mocno od… cóż, zapewne dekad.
- Myślałam, że mnie zamorduje tam w sklepie.
- Myślałam, że stracę ze śmiechu płuco. Nie wiesz jak bardzo nie znoszę tej kobiety.
Wszedłem do hallu, gdzie Bliss i moja matka uśmiechały się jak najstarsze przyjaciółki.
- Co robiłyście cały dzień? – zapytałem.
Mama machnęła ręką. – Popełniłyśmy trochę psot. Dość naturalnie przychodzi to twojej przyszłej żonie.
Tego byłem doskonale świadomy.
- A gdzie byłyście cały ten czas?
- Och, tu i tam. Nie martw się. Dobrze się nią zajęłam. I byłam miła, jak to określasz. W każdym razie dla niej.
Bliss roześmiała się i cokolwiek mnie omijało, to musiała być to długa historia. Chciałem ją usłyszeć… później. Teraz miałem jakieś tysiąc rzeczy do wyrzucenia z siebie i wszystko co chciałem powiedzieć miałem idealnie ułożone w głowie. Musiałem to powiedzieć, zanim wszystko rozwali się jak domek z kart.
- Cieszę się, że dobrze się bawiłyście, ale mogę ją ukraść na trochę?
- Jak najbardziej – odparła mama. – Bierz.
Trzymałem rękę Bliss, jak wspinaliśmy się po schodach do mojego pokoju. Potrząsnąłem głową, chichocząc. – Niewiarygodne. Jak to zrobiłaś?
Bliss odpowiedziała śmiertelnie poważnie. – Przewróciłam pięć półek odzieży w jakimś ekskluzywnym butiku, do którego mnie zabrała. Serio, to było okropne. Najdroższe domino w historia świata.
Wybuchłem śmiechem.
- Tak zareagowała również twoja matka – powiedziała. – Przedtem była uprzejma, ale potem było tak jakby coś w niej pstryknęło. Miałyśmy ubaw.
To był dobry znak. Świetny znak. Może będzie chciała być w Londynie.
- Moją matkę interesuje tylko praca. Dzisiaj miała pewnie najwięcej zabawy od lat.
- Dla mnie też to było dobre – powiedziała. – Posłuchaj, ja…
- Muszę o czymś z tobą porozmawiać – powiedziałem.
- Och. – Zmarszczyła brwi. – Oczywiście. Mów.
Posadziłem ją na brzegu łóżka i z przyzwyczajenia spojrzałem na jej brzuch. Sądzę, że w ciągu dwóch dni patrzyłem więcej razy na jej brzuch niż w ciągu całego związku.
- Zrobiłem coś dzisiaj. Coś lekko szalonego.
- Okej – odparła niepewnie, zaciskając pięści na kolanach.
Wypuściłem oddech.
- Odbyłem rozmowę w sprawie pracy.
- Ty co?
- Wiem, wiem. – Przemierzałem dywan leżący przed nią. – Wiem, że to znienacka, ale stary szef rozmawiał o tym ze mną na przyjęciu. Nie myślałem o tym do wczoraj, ale to rozwiązuje nasze problemy. Pieniądze są wielkie i zapłacą nam za przeniesienie. Będziemy mieli ubezpieczenie zdrowotne, które opłaci poród. Będziemy w stanie zapewnić sobie mieszkanie w naprawdę bezpiecznej części miasta z dobrymi szkołami. Możesz chodzić tutaj na przesłuchania i nie będziesz musiała martwić się innymi pracami.
- Odbyłeś rozmowę o pracę w Londynie, nic mi o tym nie mówiąc?
- Nie zaakceptowałem jej.
- Lepiej do diabła, żebyś jej nie zaakceptował.
Kompletnie to zawalałem. Zmusiłem się do zatrzymania i kucnąłem przed nią.
- Wiem, że to wiele. Proszę cię tylko, abyś o tym pomyślała, o tym ile może rozwiązać się problemów.
- A co z problemami, które stworzy? Już mam zapisane przedstawienie na jesień.
- I tak będziesz musiała zrezygnować z tego przedstawienia, jeśli jesteś w ciąży. Wtedy będzie już ci widać.
Wstała i teraz to ona zaczęła chodzić w tę i z powrotem.
- Nawet jeszcze nie wiemy czy jesteśmy w ciąży. Chcesz wyrwać całe nasze życie przez możliwość?
Złapałem ją za łokcie, mówiąc. – Nie. Oczywiście, że nie. Możemy poczekać z odpowiedzią do następnego tygodnia, aż będziemy wiedzieć na pewno. Ale nawet jeżeli nie jesteś w ciąży, Bliss, to pewnego dnia możesz być. Ta praca jest rzadką okazją. Większość ludzi musi przez wiele lat pracować, żeby dostać taki rodzaj pracy.
- A jaki to rodzaj pracy?
- Co masz na myśli?
Chwyciła mnie za barki, jakby chciała mną potrząsnąć. – Co będziesz robił? Kochasz teatr. Powiedziałeś, że dzięki niemu dorosłeś. On doprowadził cię do mnie. Zamierzasz to zostawić dla czego? Dla pracy za biurkiem?
- Kocham ciebie, bardziej niż kiedykolwiek kochałem aktorstwo.
Wyciągnęła łokcie z mojego uchwytu i wyrzuciła ręce do góry.
- Co to ma wspólnego z nami?
- Bliss, robię to dla ciebie. Dla nas.
- No to przestań.
Potrząsnąłem głową. – Co?
- Słyszałeś mnie. Przestań. Nie prosiłam cię, żebyś coś takiego robił.
- Nie musisz prosić. – Przejechałem kciukami po jej szczęce. – Myślę po prostu, że pora jest na trochę realizmu. Głupstwem byłoby nie przyjąć tej pracy.
- W tej chwili słyszę wiele głupich rzeczy.
Okej. Więc nie była zachwycona myślą mieszkania w Londynie.
- Niech to szlag, Bliss. Potrzebujemy tego. Staram się dorosnąć, dostać prawdziwą pracę i zachowywać się w tym wszystkim dorośle.
- Bycie dorosłym nie oznacza, że wszystko w sobie zmieniasz. Byłeś już dorosłym bez tej luksusowej pracy i pieniędzy.
- Ale teraz mogę być dorosłym, który może ci to zapewnić.
- Już zapewniłeś mi wszystko, czego potrzebuję. Powiedziałeś, że potrzebujemy dawki realizmu?
- Tak. Potrzebujemy.
Teraz to widziałem.
- Powiedziałeś mi niemal to samo w noc, kiedy się poznaliśmy, w noc, gdy się całowaliśmy. Mówiliśmy o teatrze, o Szekspirze.
- Bliss…
- Nigdy nie zatrzymałabym się przy tym stoliku, gdybyś nie czytał tej sztuki. Spotkalibyśmy się pierwszy raz jako nauczyciel i studentka, i nic nie wydarzyłoby się między nami. Być może nie zakochalibyśmy się w sobie, gdybyś nie był asystentem reżysera we Fedrze. Oświadczyłeś mi się na scenie, Garrick. Nasze całe życie jest teatrem. Miłość, którą mamy jest dzięki teatrowi. Wiążę wszystkie nasze najlepsze chwile ze sztuką. Gdybyśmy myśleli przy naszym spotkaniu o tym co było bezpieczne czy mądre, to dzisiaj byśmy ze sobą nie byli. Zawsze będziesz człowiekiem, który zachęcił mnie do podążania za moimi marzeniami, człowiekiem, który nauczył mnie jak podejmować śmiałe decyzje i podążyć za tym, czego pragnęłam. Mówiłeś, że nie jesteś jak swój ojciec. To on powinien być tym, kogo główną troską są pieniądze.
- Pieniądze to tylko środek do celu. Ty i dziecko jesteście moim priorytetem.
- Jeżeli naprawdę chcesz coś dla mnie zrobić, to odrzucisz tę pracę.
- Bliss, po prostu o tym pomyśl.
- Myślę o tym. Myślę o tym jak zakochałam się w mężczyźnie, który powiedział klasie pełnej seniorów, że najtrudniejszą rzeczą w życiu nie jest łapanie roli czy posiadanie dość pieniędzy. To podtrzymywanie swojego ducha i pamiętanie, dlaczego w ogóle wybraliśmy teatr. Więc posłuchaj własnej rady, Garrick. Mogłeś mieć takie życie wiele lat temu, ale go nie chciałeś. Chciałeś czegoś innego. Czegoś lepszego. Albo chcesz nadal tego innego życia, tego życia ze mną. Albo nie chcesz. Ale odejdę, zanim pozwolę ci zniszczyć twoje własne marzenie.
Cisza grzmiała w moich uszach. Serce szalało w klatce piersiowej i czułem się jakby moje żebra miały się złamać, jeżeli biłoby jeszcze mocniej. Nie mogłem jej stracić. Pragnąłem jej bardziej niż cokolwiek innego. Zepchnęła na drugi plan każde marzenie, każde pragnienie, każde zwątpienie.
- Bliss…
- Mówię poważnie, Garrick. Doceniam to co robisz i to rozumiem. Kocham cię za to, że jesteś w stanie to zrobić, ale nie warto. Nie, jeżeli przestaniesz być sobą.
Wzięła moją rękę i przycisnęła do jej brzucha. – Gdybyśmy mieli dziecko, a on przyszedłby do ciebie z czymś podobnym, to powiedziałbyś mu, żeby wziął pieniądze, żeby wziął pracę, która nic nie znaczyła? Po co w ogóle pytam, wiem, co byś powiedział. Powiedziałbyś mu, żeby robił to co kochał, to co sprawiało, że czuł się żywszy. Życie jest za krótkie, żeby marnować je w jakikolwiek inny sposób.
Miała rację.
Szlag. Miała rację.
Rozluźnił się węzeł w moim brzuchu i wypuściłem ciężki oddech.
- Jak to jest, że znasz mnie lepiej niż ja sam siebie?
- Bo cię kocham.
Moje serce przyśpieszyło i siła każdego bicia przyciągała mnie bliżej do niej. Za każdym razem, gdy wymawiała te słowa… za każdym razem czułem się jakby to był pierwszy raz. Otuliłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie tak, że jej stopy wisiały nad podłogą. Ucałowałem bok jej szczęki i odwzajemniłem słowa.
- Ale jeśli jesteśmy w ciąży… jest mnóstwo rzeczy, które będziemy musieli pokonać. Trudno będzie z naszym stylem życia.
Przeczesała palcami moje włosy, mówiąc. – Twoja matka zabrała mnie do swojej przyjaciółki lekarki.
Spotkałem jej wzrok i postawiłem ją z powrotem na ziemi. – Powiedziałaś mojej matce?
Wzruszyła ramionami. – Ta kobieta potrafi wyciągać ze mnie sekrety.
- I?
- I nie jestem w ciąży.
Przełknąłem ślinę, mój żołądek przekręcał się od kombinacji uczuć zbyt ogromnych, bym mógł je zidentyfikować.
- Nie jesteś?
Pokręciła głową. – Lekarka powiedziała, iż sądzi, że to po prostu stres pomieszał mój cykl. Zapewne połączenie całej roboty i myślenia o poznaniu twojej rodziny.
Rytm mojego serca był wolny, ale głośny w moich uszach.
- Więc… więc nie musimy się niczym martwić.
- Nie teraz, nie.
Za cholerę nie potrafiłem stwierdzić czy czułem rozczarowanie, czy ulgę. Nie w sprawie dziecka. Jednak w sprawie pracy… czułem się jakbym był o stokroć bardziej lekki.
- W porządku? – zapytała.
Pocałowałem ją w czoło, potem czubek nosa, a na końcu usta. Przejąłem spokój z jej ciepłej skóry, wciągnąłem w płuca jej bliskość. – Tak. Bardziej niż w porządku – odparłem.
Skinęła głową. Wyraz jej twarzy był tak trudny do odczytania i miałem przeczucie, że czuła się tak zdezorientowana jak ja.
- Garrick? Jeszcze jedno pytanie.
- Pytaj.
Jej uśmiech się powiększył, wspaniały i piękny. Całe jej zdezorientowanie zniknęło.
- Ożenisz się ze mną?
Pół tuzina odpowiedzi przetoczyło się przez moją głowę, od prostych po złośliwe. Ale tylko jedna rzecz będzie o mnie zawsze prawdziwa. Wołałem działanie od słów.

Zatem przyciągnąłem ją do siebie i odpowiedziałem tak dokładnie jak potrafiłem. 

Keeping Her - rozdział dziesiąty

Bliss
Zatrzymaliśmy się w małym sklepie, który był trochę większy od sklepu ogólnospożywczego. Było tam jedzenie, kosmetyki i różne inne asortymenty, ale mnie interesowała apteka na tyle.
- Weźmiesz mi picie? – zapytałam. – Pobiegnę do łazienki, wezmę lekarstwo i spotkamy się tutaj.
Nie czekałam na jego zgodę i odeszłam. Skierowałam się do apteki, spoglądając za siebie, żeby zobaczyć kiedy nie będzie już patrzył. Gdy się odwrócił przyśpieszyłam i zaczęłam wertować półki w poszukiwaniu testów ciążowych. Po trzech próbach odnalazłam dopiero prawidłową alejkę, a potem mogłam tylko gapić się na wystawę.
Dlaczego musi być ich aż tak wiele?
Znajdowały się tam nazwy firmowe, cyfrówki, patyczki i kubeczki, jedne linie i dwie linie, dodatnie znaczki i znaczki apokalipsy.
O Boże, dlaczego to było tak przerażające?
Może powinnam wziąć jedną sztukę każdego.
Potem spojrzałam na cenę.
Em… teraz pewnie wystarczyć będzie jeden.
Wzięłam pudełeczko z dodatnim znakiem i rzuciłam się do blatu apteki na tyle. Hindus w okularach stukał coś na komputerze.
- Przepraszam? – Podniósł wzrok. – Mogę tutaj kupić?
- Nie, proszę pani. Kasa jest na przodzie.
Bajecznie.
Wzięłam parę innych rzeczy. Ibuprofen, krem do opalania i pudełko tamponów (pobożne życzenia). Zebrałam wszystkie przedmioty w ramionach, chowając pod nimi test ciążowy. Potem poszłam na przód, żeby spotkać się z Garrickiem.
Stał tam trzymając w ręce butelkę coli, uśmiechający się i doskonały, Boże, chciałam mu powiedzieć. Ale jego wcześniejszy komentarz o dzieciach zakręcił mi w głowie. Wtedy pomyślałam o powiedzeniu mu, ale tak uparcie twierdził, że to był żart, iż zaczęłam się martwić, że się zdenerwuje. Dlaczego miałby przecież tego nie zrobić? Byliśmy ze sobą dopiero rok. Mieliśmy dopiero wziąć ślub. Prawdopodobniej istniały cele więzienne bardziej przestronne od naszego mieszkania.
Czekałam w kolejce, aż nadeszła nasza pora, a wtedy odwróciłam się do niego, mówiąc. – Och, skarbie, przepraszam. Możesz zmienić to na wodę? Albo może sok? Myślę, że to będzie lepsza dla mojego żołądku.
Gdy tylko zniknął, zrzuciłam wszystkie rzeczy na blat i wepchnęłam kasjerce test ciążowy.
- Możesz najpierw to skasować?
Dziewczyna przy kasie była blondynką, nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat i zaśmiała się ze mnie. Naprawdę się ze mnie zaśmiała.
- Słuchaj, jestem świadoma, że to szalone. Ale proszę. Zrób to szybko.
Wzruszyła ramionami, mówiąc. – Zauważy prędzej czy później.
Bardzo nie potrzebowałam teraz tego nastawienia.
Przeskanowała test i wepchnęłam go do torebki w tej samej chwili, co Garrick wyszedł zza rogu. Postawił wodę na blacie i przyjrzał się moim rzeczom.
- Myślałem, że bierzesz leki?
Przepraszam, bezczelna kasjerko, mogę na chwilę pożyczyć twoją kasę, żeby walnąć się w twarz?
Podniosłam butelkę ibuprofenu i potrząsnęłam nią.
- Miałam bóle głowy i myślę, że to właśnie spowodowało mdłości.
Dziewczyna prychnęła, kiedy powiedziałam mdłości. Prawdopodobnie źle wróżyło mojej przyszłości jako matka, że poważnie chciałam walnąć tę nastolatkę.
Garrick wziął ode mnie siatkę, kiedy płaciłam i niósł ją za mnie na zewnątrz. Na chodniku powiedział. – Mogłaś mi powiedzieć. Nie jestem taki naiwny.
Zakrztusiłam się łykiem wody, który właśnie wzięłam i zapytałam. – Co?
Uniósł siatkę i mogłam dostrzec przez przejrzysty plastik pudełko tamponów. – To? Środki przeciwbólowe? Mogłaś po prostu powiedzieć, że masz okres.
Tylko ja mogłam cierpieć z powodu upokorzenia dyskusji o nieistniejącym okresie z moim chłopakiem.
- Och, nie mam. Nie, to są po prostu… - Miałam całkiem pusto w głowie. – Były na wyprzedaży.
Uniósł brew. – Więc postanowiłaś je kupić teraz?
Będę szukać kariery jako mim. Bo tylko w taki sposób przestanę mówić głupie rzeczy.
Zabrałam mu siatkę z zakupami i wepchałam ją do ogromnej torebki. – Jak blisko jesteśmy tego Eye? – zapytałam.
Skręciliśmy za rogiem i pokazał w górę na ogromny młyn diabelski. – Bardzo blisko.
Ciesząc się ze zmiany tematu, słuchałam go jak tłumaczył, że Eye zostało wybudowane, kiedy był w szkole i w sylwestra odpalili fajerwerki z samego Eye. Wyjaśnił, że wejdziemy do jednej z kapsuł, podczas gdy struktura wciąż będzie się poruszała, aczkolwiek wolniutko.
Musieliśmy trochę poczekać w kolejce, ale ponieważ był to dzień tygodnia, to nie było tak źle. Ze splecionymi palcami przeszliśmy na przód kolejki, pierwsi ludzie do wsiadania do następnej kapsuły.
Weszło z nami od dziesięciu do piętnastu ludzi i znaleźliśmy miejsce przy oknie, które dawało nam dobry punkt obserwacyjny, gdy młyn kontynuował swoją wolną rotację do góry. Garrick powiedział, że jeden obrót trwał jakieś pół godziny, więc złapałam się poręczy, a on objął mnie w talii. Przyłożył policzek do mojego i razem patrzyliśmy jak miasto robiło się coraz mniejsze, jak byliśmy wznoszeni do nieba.
Tamiza skręcała się obok nas, wieże i drapacze chmur przebijały czysty, błękitny dzień, a pod nami poruszały się maleńkie kropki ludzi. Tutaj wyglądali na niezwykle małych i było ich mnóstwo. Niektórzy stali w kolejce do Eye, reszta poruszała się ruchliwymi ulicami. Mogłam wyobrazić sobie każdego z nich pogrążonego w myślach, rozważającego swoje marzenia, zakochującego się, dostającego wiadomości, które zmieni cały jego świat.
W życiu bardzo łatwo jest mieć klapki na oczach, wyobrażając sobie, iż ten świat to plan filmowy i twoja historia – to co widzisz oczami, myślisz mózgiem i czujesz sercem – tylko ma znaczenie. Ale świat był o wiele większy. Życie było o wiele większe. Czasami nie potrafiłam zrozumieć jak mogło mieć to kontrolę nad nami wszystkimi, nad nadzieją i bólem ludzkości.
Tak samo niezwykle było myśleć o tym, że w tej właśnie sekundzie, mogło się we mnie tworzyć nowe życie. Nie rozumiałam też jak mogłam mieć nad tym kontrolę, jak mogłam mieć inną osobę, która będzie całkowicie zależna ode mnie. Kamera mojego życia była bardzo skupiona. Był Garrick oczywiście, ale oboje byliśmy skoncentrowani na naszych karierach, na ustawieniu się w dobrym miejscu w życiu. Ale jeśli będziemy mieli dziecko to dla nas obojga zmieni się wszystko. Nasze soczewki będą musiały poprawić ostrość, przestawić się. Nie będziemy już tylko my.
Czułam ciepło dłoni Garricka przyciskającej się do mojego brzucha poprzez cienką bluzkę i pomyślałam… że odpowiedzialność nie będzie całkowicie spoczywała na mnie. Tak, Garrick był facetem i tak, większość z nich bało się zobowiązania, dzieci i wszystkich takich rzeczy. Ale on był inny. To był mężczyzna, który trzymał bez narzekania moją siatkę z tamponami, mężczyzna, który nie złościł się, gdy powstrzymywałam go tuż przed seksem i mężczyzna, który mnie kochał i hołubił pomimo wszystkich moich dziwactw oraz problemów.
Przerwał moje myśli, pokazując mi coś za oknem. – Tam byliśmy dziś rano. To kościół, obok którego przechodziliśmy. A w tamtym kierunku jest dom moich rodziców. Możesz również zobaczyć szkołę podstawową, do której chodziłem. Niemal codziennie wpakowywaliśmy się z Grahamem w tarapaty. Nasze mamy zagroziły, że wyślą nas do szkoły z internatem.
Było to najgorsze przejście w historii świata, ale spojrzałam na niego przez ramię i wydukałam. – Kupiłam test ciążowy.
- Co? – Nie zapytał tak jakby był zszokowany czy przerażony. Bardziej to zabrzmiało tak, jakby nie usłyszał co powiedziałam.
Więc kontynuowałam. – W aptece. Zachowywałam się dziwnie i odsyłałam cię po picie, bo kupowałam test ciążowy i bałam się ci powiedzieć.
Tym razem dostałam reakcję.
Zabrał ręce z mojego brzucha i oparł się o barierkę obok mnie. Jego oczy przeszukiwały moją twarz i myślałam, że ta cisza mnie zabije, zwiąże moją tchawicę w małą, ładną kokardkę i odetnie dopływ tlenu do mózgu.
Otworzył usta, ale nic się z nich nie wydobywało przez parę długich sekund, aż: - Jesteś w ciąży?
Okej. Poprawka. Powiesz coś, co da mi znak jak zamierzasz zareagować.
- Nie wiem. Jestem spóźniona. Tak sądzę. Może to być nic.
- Albo mogłoby to być coś.
Niech to szlag, dlaczego nie potrafiłam odczytać jego tonu?
- Mogłoby. Ponieważ… cóż… zapomniałam pójść po receptę. Na pigułki. Byłam zajęta i wyleciało mi z głowy. Nadal jest to dla mnie nowe i ja…
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Oszaleję, jeśli zaraz nie powie czegoś bardziej ostatecznego. Westchnęłam i spojrzałam na miasto. Właśnie sięgnęliśmy szczytu koła i kapsuła dawała panoramiczny widok miasta. Ścisnęłam barierkę, która trzymała ludzi z daleka od szyby i odpowiedziałam. – Bałam się. Myśl o posiadaniu dziecka jest przerażająca. Sama czasami czuję się jak dziecko. Poza tym oboje tak dużo pracujemy, nasze mieszkanie jest małe, mieszkamy w tym wielkim, czasem niebezpiecznym mieście, który ledwo co możemy opłacić i nawet nie rozmawialiśmy o dzieciach. Gdy są wspominane to jest to niejasna, daleka rzecz w przyszłości i nie wiedziałam jak się będziesz z tym czuł. Więc zamierzałam poczekać dopóki nie wiedziałabym na pewno. Albo dopóki nie wróciłabym do domu, żeby popatrzeć na mój kalendarzyk.
- Ale?
Mój oddech był zbyt głośny w moich uszach, prawie ogłuszający. – Ale nie chciałam bać się sama.
Objął dłońmi moją twarz i przytknął czoło do mojego. Zamarł mi oddech. – Nigdy nie będziesz musiała – powiedział.
Zapłakałam cicho i przytuliłam się do niego mocniej. Położył jedną rękę na mojej talii, kciukiem przesuwając po brzuchu.
- Myślisz… Czujesz, że jesteś?
Wzruszyłam ramionami. – Sama nie wiem. Jestem wyczerpana, ale to może być tylko zmiana czasowa. Jestem emocjonalna, ale to może dlatego, że jestem kaleką społeczną, która rozbija drogie wazony na pierwsze wrażenie. I wczoraj było mi niedobrze, ale tylko raz, więc mogły być to tylko znużenie i wstrząs.
Skinął głową, tym razem wsuwając rękę pod moją bluzkę, żeby dotknąć brzucha.
- Jeśli jestem…
- Wtedy wszystko będzie w porządku. Wszystko co powiedziałaś jest prawdą, ale poradzimy sobie. Będziesz niezwykłą matką i zrobimy wszystko, żeby zaopiekować się naszym dzieckiem. – Uśmiechnął się, kręcąc głową. – Naszym dzieckiem. Wow. Właśnie to wczoraj cię martwiło?
Skinęłam głową, a on westchnął z ulgą. To chyba dobrze, prawda?
- Czy to znaczy, że nie masz z tym problemu? – Biło mi szybko serce.
- Znaczy to, że cię kocham, chcę się z tobą ożenić i nazwać cię matką mojego dziecka. Nie obchodzi mnie w jakiej stanie się to kolejności.
Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i nagle ciężar mojego ciała zdawała się zbyt duży. Objął ręką moje plecy i przyciągnął mnie do siebie, aż przyciskałam brzuch do jego. Pozwoliłam mu wesprzeć trochę mojego ciężaru i powiedziałam. – Mamy skłonność do robienia rzeczy w niewłaściwej kolejności.
- Świat dał nam mnóstwo niespodzianek, ale każda okazała się być lepszą od ostatniej. Nie mam wątpliwości, że w tym wypadku będzie tak samo.
Uniósł moją głowę i chwycił moje usta w pocałunku.
Spędziliśmy resztę jazdy ignorując linię horyzontu, a kiedy kapsuła wypuściła nas na solidną ziemię, naprawdę mała cząstka mnie zaczynała mieć nadzieję na ten dodatni znak.


Keeping Her - rozdział dziewiąty

Garrick
Bliss stała w drzwiach łazienki, a ja nie wiedziałem jak się zachowywać. Nie miałem pojęcia jak poszło z moją mamą, albo co było potem. Wiedziałem tylko, że była cicha. Zbyt cicha. A choć bardzo nie chciałem, żeby czuła się źle, to miałem nadzieję, że chodziło tylko o to.
- Jak się czujesz?
Skrzyżowała ramiona na brzuchu i odpowiedziała. – W porządku. Myślę, że był to po prostu… długi dzień. Dotarło to do mnie. Teraz nic mi nie jest.
- A moja matka?
- Powinna być czarnym charakterem w Disney’u.
Zaśmiałem się. Nawet chora i zestresowana była… niezwykła.
- Ale to też poszło w porządku?
Po dręczącym momencie skinęła głową. – Tak sądzę. Dogadałyśmy się. – To brzmiało złowieszczo. – Zaprosiła mnie pojutrze na lunch.
Uniosłem brwi.
- To znaczy, że poszło lepiej niż w porządku. Poszło dobrze.
Mały uśmiech zakwitł na jej twarzy. Jaka była teoria naukowa? Każde działanie ma jednakową i przeciwną reakcję? Widząc jej uśmiech rozchmurzyłem się. Zakotwiczyła moje myśli, skupiała moją uwagę, balansowała moje życie. A potrzebowałem tego… rozpaczliwie. Bycie tutaj… było dziwne. Walczyłem, żeby iść granicą pomiędzy byciem uprzejmym i przyjaznym, a powróceniem do dawnych nawyków.
- A co do tych byłych…
Mówiąc o dawnych zwyczajach.
- Byłych?
- O tak. Rowland ocenił, że pojawiło się ich jakieś dziesięć.
Niech to szlag, Rowland.
Zamknąłem oczy, aby oprzeć się pokusie zejścia na dół i uduszenia go.
- Jestem pewien, że wyolbrzymiał.
Ramiona skrzyżowane na jej brzuchu przeniosły się na piersi i wyglądała smakowicie władczo. Czy nie mogliśmy ominąć tej części i zacząć to, co planowaliśmy wcześniej?
- Masz tak dużo byłych w Londynie?
Szukałem mózgu sposobu, w którym ta rozmowa nie skończyłaby się fatalnie.
- Nie wiem czy słowo byłe jest prawidłowe.
- Więc nie wszystkie były związkami? Czym… tylko seksem?
Skrzywiłem się. Zatem przechodziliśmy do sedna. Nie lubiłem tak bardzo jej odważnej strony, kiedy była skierowana we mnie.
- Bliss… byłem prawdziwym dupkiem, kiedy tutaj mieszkałem. Znienawidziłabyś mnie. Moi rodzice nie byli zbyt dobrzy w aspekcie wychowywania. Dawali mi pieniądze i długą smycz, i jak głupi nastolatek korzystałem z tego. Często. Teraz wszystko jest tak inne, że wydaje się być to innym życiem. Inną osobą. Naprawdę tak było. Gdy opuściłem Londyn, przykrym przebudzeniem było życie poza tą bańką pieniędzy, wpływu i tradycji. Ale było to dla mnie dobre. Dorosłem. Odnalazłem coś co naprawdę kocham, co doprowadziło do odnalezienie kogoś kogo naprawdę kocham. Jeżeli dzisiaj były tutaj dziewczyny z mojej przeszłości, to ich nie zauważyłem. One się nie liczą. W porównaniu z tobą nic w tym miejscu się nie liczy.
Przez chwilę przygryzała dolną wargę, lustrując mnie wzrokiem. W kąciku jest oczu była odrobina łez, potem przymknęła oczy i potrząsnęła głową. – Niemożliwe jest być na ciebie złym. To niebezpieczny precedens dla naszego związku.
To był dobry znak.
Podszedłem do niej i położyłem ręce na jej biodrach. – Lubię ten precedens.
Podniosła dłonie do mojego torsu. – Wiem skąd to masz. Twój czar. Twój ojciec dołącza do ciebie i Jamesa Bonda jako gładko rozmawiający Anglik. Był naprawdę miły w sprawie z wazonem.
Jęknąłem. – Jest gładkim mówcą, tak. Ale nie pozwól mu się nabrać. Nie jest ani trochę tak miły, jak to udaje.
Przejechała palcami po mojej szczęce i przyciągnęła moją twarz do swojej. – Co to znaczy?
Pokręciłem głową. – Nic czym musisz się martwić. Po prostu mamy inne priorytety. Biznes, pieniądze i klasa zawsze są dla niego pierwsze. – Splotłem palce na jej karku i kciukami przesunąłem po jej szczęce. – Mogłem odziedziczyć po nim niektóre rzeczy, ale nie to. Ty zawsze jesteś dla mnie pierwsza. Nasza rodzina zawsze będzie moim głównym zainteresowaniem.
Jej oczy były duże i zaszklone, nie wiedziałem czy przez to co powiedziałem, czy może znowu docierał do niej długi dzień.
- Zabawne jak dzieci stają się tak bardzo inne od ich rodziców – powiedziała.
- Zabawne jak udało nam się wyrosnąć na rozsądnych ludzi pomimo naszych szalonych rodziców.
Przełknęła ślinę i zaśmiała się krótko. – Racja. Jak to się staje?
Przytuliłem ją, kładąc policzek na jej głowie. Jej włosy pachniały słodko i uspokajająco, jak lawenda.
- Wyjdźmy gdzieś jutro. Pokażę ci miasto. Potrzebuję przerwy od tego domu.
- Pewnie. Brzmi świetnie. I tak muszę iść do sklepu. Zapomniałam paru rzeczy.
Pocałowałem ją w czoło. – Na przykład? Możemy to mieć, cokolwiek to jest.
Odsunęła się. – Och, nic ważnego. Małe rzeczy.
Podeszła do jej walizki leżącej na podłodze i pochyliła się, zbierając pidżamę.
Stanąłem za nią. – Jesteś pewna, że nie jest ci już niedobrze?
- Nic mi nie jest – zawołała przez ramię. – Miałam taki moment, to wszystko.
- Dobrze. – Wsunąłem ramię pod jej nogi i uniosłem ją w ramionach. – Bo nie chce mi się spać. Ale mam pomysł jak się wymęczyć.
Upuściła ubrania, które podniosła, żeby chwycić się moich ramion i jej ładne małe usta utworzyły kółeczko. Tylko tego potrzebowałem. Nie miało znaczenia, że na dole była setka ludzi i byliśmy w domu moich rodziców. Pragnąłem jej tak samo mocno, jak zawsze.
Zaniosłem ją do łóżka, a ona powiedziała. – Garrick! Ludzie na dole.
- Nic nie usłyszą, dopóki nie planujesz wykrzykiwania mojego imienia. W takim wypadku może być to warte.
Walnęła mnie po ramieniu i położyłem ją na łóżku.
- Co jeśli twoja mama wejdzie na górę?
Kucnąłem w nogach łóżka i zdjąłem jej buty.
- Dodamy do naszego repertuaru kolejne niezręczne zdarzenie.
- To nie jest nawet odrobinę zabawne, Garrick.
Pocałowałem wnętrze jej kolana, odpowiadając. – Widzisz, żebym się śmiał?
Przełknęła ślinę, podążając spojrzeniem za moimi dłońmi, gdy do niej sięgnąłem. Jej bawełniana sukienka była rozciągliwa, więc łatwo zsunąłem ramiączka po jej ramionach. Opadła wokół jej talii, ukazując mi więcej skóry. Miała na sobie niebieski, koronkowy biustonosz, który wyglądał słodko i niewinnie, a to zawsze mnie wykańczało.
- Czy masz pojęcie jak seksowna jest myśl o posiadaniu cię tutaj, w moim starym pokoju? – Pokręciła głową, ale wysunęła język, by zwilżyć wargi i sądzę, że dokładnie wiedziała, o co mi chodziło. – Przypomina mi to ostatni rok. – Jak bardzo namieszało w moim mózgu myślenie o niej jak o studentce i jak mało to zrobiło, żeby powstrzymać moje uczucia do niej. Jeśli już, to pragnąłem jej jeszcze mocniej. – Na każdych zajęciach tak bardzo kusiło mnie poproszenie cię, żebyś została, jak wszyscy wyszli. Choć twoi koledzy byli na zewnątrz i każdy mógł wejść do środka, to chciałem tylko cię dotknąć. Posmakować cię.
Jej oczy były duże i pociemniałe, a oddech urywany. Znowu pocałowałem wnętrze jej kolana i przesunąłem dłonie w górę jej ud do brzegu sukienki.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś? – spytała.
- Bo nie byłoby to z mojej strony sprawiedliwe. Więc musiałem skorzystać z wyobraźni.
Dzięki Bogu, że nie musiałem już tego robić.
- A co sobie wyobrażałeś?
Pochyliłem się nad nią i oparłem jej plecy o łóżko. Rozciągnęła ramiona na materacu i spojrzała na mnie szerokimi, bojaźliwymi oczami. Tak bardzo przypominało mi to noc, kiedy się poznaliśmy i krew w moich żyłach tak szybko przekierowała się na południe, że czarne plamki pojawiły mi się przed oczami.
Wsunąłem ręce pod jej sukienkę, mówiąc. – Wyobrażałem sobie wiele rzeczy. Myślałem o wzięciu cię przy ścianie za kurtyną. – Zamknęła oczy i zacisnęła pięści na prześcieradle. – Widziałem cię w tej spódnicy, którą założyłaś pierwszego dnia szkoły, jak oplątujesz mnie nogami w pasie.
Złapałem palcami jej bieliznę i zsunąłem ją po jej wspaniałych nogach. – Pragnąłem cię na każdym siedzeniu na widowni. – Wydała niski dźwięk i próbowała usiąść, ale położyłem rękę na jej brzuchu, aby powstrzymać ją w miejscu. – Pragnąłem cię na każdym miejscu, żebyś siedząc gdziekolwiek w tamtym teatrze myślała o mnie.
- To było już prawdą.
Uśmiechnąłem się. – Dobrze wiedzieć.
Położyła obie ręce na mojej dłoni na jej brzuchu i przez chwilę przycisnęła je do siebie. – Tak bardzo cię kocham – powiedziała cichutko.
Wstałem i nachyliłem się nad nią, żeby widzieć jej twarz. Zamrugała parę razy i nie mogłem odczytać wyrazu jej twarzy. Był smutny, szczęśliwy i zdezorientowany, a nigdy nie miała takiej reakcji w łóżku.
Nie wiedziałem co się działo, ale wyczuwałem wzrastającą panikę pod skórą, w tyle gardła i w płucach.
- Na pewno wszystko w porządku?
Potrząsała głową, dopóki wyraz jej twarzy się nie zmienił i wtedy się uśmiechnęła. – Tak… myślę tylko o przyszłości.
Serce drgnęło w mojej klatce piersiowej i próbowałem wyjaśnić smutek oraz strach widoczny w jej oczach. Nie musiało to znaczyć, że miała wątpliwości. Mogło znaczyć tysiąc innych rzeczy. Ale za cholerę nie potrafiłem wymyślić innej możliwości.
Pocałowałem ją w usta i powiedziałem. – Obiecałem ci wieczność. To wiele przyszłości.
Potaknęła, a po za zbyt długiej chwili uśmiechnęła się. – Przepraszam. Ale myślisz, że możemy… iść po prostu spać? Przepraszam. Wiem, mówiłam, że nic mi nie jest, ale jednak czuję się trochę źle.
Wziąłem głęboki wdech i starałem się za bardzo w to nie wczytywać. Była chora. To wcale nic nie musiało znaczyć. Ale nich to szlag, teraz nie myślałem o niczym innym.
Najspokojniej jak potrafiłem, odsunąłem jej włosy i pocałowałem jej czoło. – Oczywiście. Przynieść ci coś? Wodę? Lekarstwo?
Przełknęła ślinę, potrząsając głową. – Myślę… myślę, że potrzebuję po prostu trochę snu.
Potaknąłem. – Oczywiście.
Odciągnąłem kołdrę i wsunęła się pod nią, wciąż tylko do połowy zakryta sukienką. Wziąłem kolejny głęboki wdech, który ani trochę nie pomógł rozluźnić nacisk w moich dżinsach czy głowie.
Raz jeszcze pocałowałem ją w policzek.
- Kocham cię – powiedziałem powoli, rozmyślnie. Potrzebowałem, żeby usłyszała to przez jakikolwiek hałas dziejący się w jej głowie. – Prześpij się. Ja pójdę wziąć szybki prysznic.
- Przepraszam – zawołała znowu, kiedy odchodziłem.
- Nie masz za co przepraszać, kochanie.
Dopóki nie przepraszała za coś innego, za coś o czym nie powiedziała.
- Wynagrodzę ci to – powiedziała.
- Również niekonieczne, jednak lubię tego dźwięk.
Podciągnęła kołdrę do szyi, sadowiąc się na poduszce. Zgasiłem światła, mówiąc. – Dobranoc, Bliss.
Po czym zakończyłem nasz szalony dzień lodowatym prysznicem i zbyt wieloma zmartwieniami do policzenia.

- Czekaj, czekaj! Jeszcze jedno!
- Bliss, tutaj czekają dzieci.
I zapewne nas nienawidziły, ale tak bardzo cieszyłem się jej uśmiechem, że nie obchodziło mnie to.
- No cóż, wszystkie tylko małpują. Większość z nich nie było nawet na świecie, kiedy czytałam po raz pierwszy Harry’ego Pottera.
Odwróciłem się do kanadyjskiej rodziny stojącej za mną i powiedziałem. – Przepraszam. To już ostatnie, obiecuję. – Potem zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie Bliss udającej, że przepycha wózek z bagażem przez ścianę na pomnikowym peronie 9 ¾ na dworcu King’s Cross.
Mały chłopczyk pokazał język Bliss, jak odchodziliśmy. Odciągnąłem ją zanim mogłaby zrobić to samo.
- Ten dzieciak niech lepiej uważa. Jestem całkowicie Ślizgonką.
Pokręciłem głową, uśmiechając się.
- Kochanie, będziesz musiała pohamować trochę obłęd.
- Masz rację. Realistycznie jestem Krukonką.
Wybuchłem śmiechem. Nawet kiedy nie bardzo ją rozumiałem, to ją kochałem. Prawdopodobnie dlatego, że jej nie rozumiałem. Ona wiedziała kim była i nigdy tego nie zmieniała. Nawet dla mnie.
Zachichotałem.
- Co jest takie zabawne?
- Po prostu wyobrażam sobie ciebie pewnego dnia z dziećmi. Pewnie będziesz się z nimi kłócić, żeby pobawić się zabawkami.
Nie zauważyłem, że się zatrzymała, dopóki nie zamierzałem skręcić za rogiem, a jej nie było obok mnie. Odwróciłem się i wciąż stała kilka metrów dalej.
- Żartowałem, kochanie.
Skrzyżowała ramiona, wzruszając nimi. – Wiem o tym.
- Więc dlaczego wyglądasz na tak przerażoną?
- Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, że myślałeś o takich rzeczach.
O Boże. Potrzebowałem tylko na tej stresującej wycieczce, żeby wystraszyć ją gadką o dzieciach, zwłaszcza kiedy dzisiaj wydawała się wrócić prawie do normalności. Czasami jestem naprawdę tępy.
Objąłem ją ramieniem, mówiąc. – O czymkolwiek teraz myślisz, przestań. Wciąż mam ci wiele do pokazania i tylko sobie żartowałem.
- Racja, gdzie teraz?
- Widzieliśmy już Globe.
Czułem się jak się rozluźniała, kiedy szliśmy dalej i odparła. – Masz na myśli replikę Globe.
- Coś takiego. Zaliczyliśmy Big Bena, parlament, wieżę. Może teraz Eye? – zapytałem.
- Czy to ten wielki diabelski młyn? – Potaknąłem. – Tak, idźmy tam!
Spędzanie dnia z Bliss i pokazywanie jej mojego starego miasta wystarczało, żeby wymazać problemy zeszłego wieczora, wymazać niektóre moje obawy. Naprawdę musiała potrzebować snu, ponieważ tego poranka była doskonała jak zawsze.
- Możemy najpierw zatrzymać się w sklepie? – zapytała. – W aptece? Chciałam sobie coś kupić, na wypadek gdyby znowu było mi niedobrze.

- Jasne. – Pocałowałem ją w skroń i skierowaliśmy się do metra, które zabierze nas na drugi koniec miasta.

Keeping Her - rozdział ósmy

Bliss
Boże, jego mama powinna być prawniczką, a nie zarządzać finansami. Tylko jej spojrzenie było jak haczyk rybacki, wybawiając ze mnie wszystkie sekrety. A ja byłam biedną rybą, zwisającą na lince, rozrywał mnie zardzewiały kawałek metalu. Po godzinie przebywania z nią pozostałabym w pozycji embrionalnej, wygłaszając traumy mojego dzieciństwa, tak jak wtedy gdy Jimmy ściągnął mi spodnie na szczycie zjeżdżalni podczas wakacji w trzeciej klasie.
- Ustaliliście już datę?
Prawie ją zapytałam czy wolałaby wybrać za nas.
- Cóż… jeszcze nic nie ustalamy. Ale myśleliśmy może o czerwcu. Albo sierpniu.
- Przyszłego roku? O, zdecydowanie pasuje.
- Właściwie to w tym roku… proszę pani.
- Tym roku? Ale to tylko za parę miesięcy.
- Wiem, ale nie myśleliśmy o niczym wielkim. Mała ceremonia dla bliskich przyjaciół i rodziny.
- Ale nie będziecie nawet zaręczeni rok.
W tej jednej rzeczy nie zamierzałam jej się poddawać. Nie było do diabła mowy, żebym miała czekać ponad rok na wzięcie ślubu. Garrick i ja już dosyć się naczekaliśmy, wystarczało nam na całe życie.
- Tak, ale jesteśmy ze sobą od ponad roku.
- Nie, wy… - Jego matka zamilkła ze zmarszczonymi brwiami i jednym palcem w powietrzu. – Poczekaj, byliście razem od ponad roku?
Potaknęłam i od razu marzyłam, żeby tego nie zrobić. Zmrużyła oczy i wymierzyła we mnie spojrzenie, które bardziej było młotem kowalskim niż haczykiem rybackim.
- Odnosiłam wrażenie, że poznaliście się w Filadelfii. Ale Garrick rok temu uczył w Teksasie.
Przełknęłam ślinę. Boże, proszę nie mów mi, że Garrick nie powiedział im jak się poznaliśmy. Po tym jak powiedział Grahamowi i jego wielkiej przemowie o nie kłamaniu i byciu zażenowanym, po prostu przypuściłam, że im powiedział, w każdym razie podstawy.
Patrząc na wyrachowany wyraz twarzy jego matki, musiałam powiedzieć, że odpowiedzią było wielkie, grube nie. – Zatem poznaliście się w Teksasie?
Starałam się powiedzieć tak, ale wydałam tylko jakieś odgłosy i skinęłam głową.
- Ile masz lat, Bliss?
Mogłam mieć narkolepsję! Przez to uniknęłabym pytania, prawda? Mogłabym udać omdlenie. A może naprawdę zemdleję?
Mój brak odpowiedzi musiał być dla niej wystarczającym potwierdzeniem, ponieważ obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku Garricka.
Ominęłam ją i uniosłam ręce.
- Pani Taylor, proszę poczekać. Nie zrobiliśmy nic złego. Przyrzekam.
- Och, skarbie. – Jej uśmiech przyprawiał mnie o dreszcze. – Nie sądzę, że zrobiłaś coś złego.
- Nie? – Byłam wstrząśnięta do oniemiałości.
- Nie, kochana. Mój syn jest tym, który zrobił coś złego.
Wzdrygnęłam się, jakby mnie spoliczkowała. W głowie miałam dość wątpliwości o związek z Garrickiem, wszystkie wydawały się powiększać od momentu, kiedy przyjechaliśmy. Nie potrzebowałam, żeby dodawała jeszcze do tej ilości. Wyprostowałam się i w mojej prostej, taniej sukience postawiłam się jej nieskazitelnej, bez wątpienia ohydnie drogiej koktajlowej sukni.
- Z całym należytym szacunkiem, pani Taylor. Myli się pani. Pani syn mnie kocha. A ja kocham jego. Oboje jesteśmy dorośli, tak jak byliśmy, gdy się poznaliśmy. Jeżeli teraz zrobi pani z tego wielką aferę, to zniszczy pani tylko przyjęcie i możliwie już niestabilną relację jaką ma pani z synem. On ma dwadzieścia sześć, prawie dwadzieścia siedem lat. Ma karierę oraz narzeczoną i nic pani nie wygra, traktując go znowu jak dziecko. Jest dorosły – powtórzyłam, choć było to kolejne słowo, które było mówione i myślane tak wiele razy, że zaczęło tracić swoje znaczenie. – Oboje jesteśmy. Nie ma znaczenia to jak się poznaliśmy.
Jej czerwone wargi spłaszczyły się w linię, a jej wzrok był na tyle ostry, żeby przeciąć chleb. Wydała dźwięk w gardle, nie całkiem śmiech, bardziej odgłos zaskoczenia. – Jednak masz głowę na karku.
Hejka, dwuznaczny komplemencie. Często się widujemy.
Brakowało jej narządów istotnych dla życia… na przykład serca. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, po czym gładko odwróciła się plecami do miejsca, gdzie stał Garrick.
- Dwa pytania, Bliss.
Czy naprawdę ją zagadałam? Jasna cholera.
- Tak, proszę pani.
Pstryknęła paznokciami i odwróciła ode mnie wzrok, pytając. – Chciałabyś zjeść w czwartek lunch?
Byłam tak zszokowana, że niemal zadławiłam się własną śliną, co totalnie zrujnowałoby moment głowy-na-karku sprzed kilku chwil.
Powstrzymałam się przed powiedzeniem „Um” i odparłam. – Tak. Lunch. Z chęcią.
- Fantastycznie. Ostatnia rzecz. Chcecie szybko się pobrać?
- Tak, proszę pani, chcemy.
- Jesteś w ciąży?
Zbladłam i powiedziałam stanowczo. – Nie. Absolutnie nie. Nie jestem… nie jesteśmy…
Zatrzymałam się. Całkowicie. Z piskiem opon. Oparłam się pokusie sięgnięcia po mój dzienny plan. I tak go nie miałam. Zostawiłam go w Filadelfii. Ale miałam słabe wspomnienie jak zapisywałam notatkę, żeby pójść po receptę tabletek antykoncepcyjnych, bo mi się skończyły.
Jak dawno to było? Kończyłam granie Piotrusia Pana i wykonywaliśmy maksymalną liczbę przedstawień w tygodniu, bo tak dobrze się sprzedawały. Byłam bardzo zajęta i… szlag by to.
- Ja…
Zamknęłam rozdziawione usta i posłałam jej napięty uśmiech. Potrząsnęłam głową, mówiąc. – Nie. Nic takiego.
Kurde. Czemu moje wspomnienie było tak rozmazane? Tak właśnie się działo, kiedy pracowało się w wielu robotach bez zgodności i grało się te same przedstawienia dzień po dniu. Zrobiło się naprawdę cholernie trudne rozróżnianie jednego dnia od drugiego.
- Dobrze – powiedziała pani Taylor. – Pozwolę ci wrócić do mojego syna.
Potaknęłam, myślami będąc tysiąc mil dalej.
- I Bliss?
Podniosłam głowę i raz jeszcze spotkałam jej chłodny wzrok.
- Bez psucia już rzeczy, dobrze?
- Jasne. – Parsknęłam obolałym śmiechem. – Oczywiście.
Oddaliła się, jej obcasy stukały o marmurową podłogę i powinnam była czuć ulgę, widząc jak odchodzi. Powinnam była cieszyć się, kiedy Graham i Rowland przyszli sprawdzić co u mnie, ale nic takiego nie czułam.
Bo jeżeli dobrze pamiętałam, to się spóźniałam.
Było mi niedobrze.

- Nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo byłaś pijana. Musisz ważyć tyle co piórko.
Rowland i Graham czekali na mnie, gdy wyszłam z łazienki i nie wiedziałam czy chciałam znaleźć Garricka, czy go unikać, czy chciało mi się krzyczeć, płakać, czy jeszcze więcej wymiotować.
- Po prostu… muszę na trochę usiąść.
- Pójdziemy do pokoju dziennego – powiedział Graham.
Niesz to szlag. Te miejsce miało pieprzony pokój dzienny. Moi rodzice byli dumni z ich nowo zreorganizowanej łazienki, a to miejsce praktycznie było pałacem.
Ten pokój był o wiele ładniejszy niż w mojej wyobraźni. Był dużo bardziej elegancki niż pokój, który wyobrażałam sobie z ery Dumy i uprzedzenia. Wszędzie kłębili się ludzie, stojąc przy wysokich oknach i luksusowych zasłonach. Znalazłam pusty kremowy szezlong i opadłam na niego, zbyt przygnębiona aby martwić się, że się ubrudzi.
Mogłam źle pamiętać. Miałam nadzieję, że źle pamiętałam. Ale pamiętałam, że ostatnim razem jak miałam okres to był to ostatni tydzień Piotrusia Pana. Dlatego zapomniałam paczce tabletek, bo wtedy nie mieliśmy ryzyka zajścia w ciążę. A to było… ile? Sześć tygodni temu? Może pięć? Tak czy inaczej więcej niż miesiąc. Ale czasami ludziom spóźniało się i nie byli w ciąży. To się zdarzało… prawda?
Mogę totalnie wyciągać pochopne związki.
Albo mogło coś we mnie rosnąć.
Boże, to brzmiało jak film science-fiction.
Co ja wiedziałam o byciu mamą? Co ja wiedziałam o czymkolwiek? Byłam całkowitym bałaganem. Nie potrafiłam nawet opłacać własnych podatków ani przetrwać przyjęcia zaręczynowego czy zaświecić pieprzonego światła bez rozbicia czegoś. I miałam wychować człowieka?
Moje dziecko byłoby tak bardzo towarzysko nieudolne, że nie potrafiłoby nawet prosto chodzić, wypowiadać całe zdania czy być w towarzystwie innych ludzi.
Urodziłabym dziecko pustelnika.
Oddychaj. Oddychaj.
Niech to szlag. Zbyt bardzo przypominało mi to szkołę rodzenia i znowu zrobiło mi się niedobrze.
Co jeśli okaże się, że będzie jak Hamlet diabelska kocica i mnie znienawidzi?
Kurde. Kurde.
Naprawdę chciałam wykrzyknąć głośno te słowo, ale prawdopodobnie nie ta pora i miejsce.
- Nic jej nie jest?
Otworzyłam oczy, widząc wysoką blondynkę, której nogi zawstydzały moje. Miała na sobie krótką, obcisłą czarną sukienkę z cudownymi turkusowymi obcasami i zasadniczo stała nade mną modelka, kiedy dyszałam i próbowałam nie stracić zawartości żołądka.
Dzięki, świecie. Bardzo to doceniam.
- Teraz nie jest dobra pora, Kayleigh – odparł Graham.
- Stało się coś? Nie zerwali, prawda?
Dlaczego brzmiała na tak pełną nadziei?
Rowland odezwał się przede mną. – Nie, po prostu źle się czuje. Później cię znajdziemy, Kayleigh.
- Och, okej. No więc czuj się lepiej.
Nienawidziłam, kiedy ludzie to mówili. Jakbym w magiczny sposób mogła to urzeczywistnić. Albo jakbym sama rozpaczliwie tego nie chciała. Ale, jeeezu, dzięki za rekomendację.
Gdy zniknęła, spojrzałam na Rowlanda. – Kto to był?
Zerknął na Grahama i może zdobyłam trochę spostrzegawczości pani Taylor, bo miałam przeczucie. – Jest byłą?
- Ech… umm… uch…
Ten dzień mógłby przestać się pogarszać w każdej chwili. Każdej chwili teraz. Naprawdę.
- Dlaczego jego rodzice zaprosili na to byłą dziewczynę?
- Kayleigh jest przyjaciółką rodziny. Ale przypuszczamy, że Eileen, mama Garricka, chciała spowodować jakieś kłopoty, bo… no cóż, Kayleigh nie jest jedyna.
- Serio? Jak wiele?
Rowland znowu spojrzał na Grahama i byłam bliska uduszenia go. Jeżeli byłam w ciąży, to mogłam obwinić o to hormony. Nazwijcie to tymczasowym obłędem.
- Jak wiele, Rowland?
Podrapał się po głowie. – No przecież nie liczyłem.
- Zgaduj.
- Człowieku, Eileen dała ci jakieś swoje super moce?
- Rowland – warknęłam.
- Nie wiem, dziesięć.
- Dziesięć?
Garrick miał tutaj dziesięć byłych dziewczyn.
Garrick miał dziesięć byłych dziewczyn zanim w ogóle poszedł na studia?
I to były tylko te, które pojawiły się tutaj. Nie wspominając o tym jak dużo więcej ich było.
Hej, Wszechświecie? Może zrobiłbyś sobie przerwę ze sraniem-na-Bliss, co? Bardzo bym to doceniła.
Wstałam, żeby wrócić do łazienki, kiedy do pokoju wszedł Garrick. – Tutaj jesteś. Martwiłem się trochę, że moja matka zabiła cię i ukryła twoje ciało.
Nie zaśmiałam się.
- Nic ci nie jest? – spytał.
Zaczęłam kręcić głową, gdy Graham odpowiedział. – Jest jej niedobrze. I właśnie mogła spotkać Kayleigh. A Rowland ma wielkie usta.
- Jezu.
Wyciągnął niepewnie rękę, żeby dotknąć mojego ramienia.
- W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo jesteś zła?
Przycisnęłam rękę do skroni, gdzie zaczęło kształtować się monotonne pulsowanie i odparłam. – Zmęczona.
- O, to dobrze – powiedział Rowland.
Usłyszałam plask, co mogło oznaczać, że Graham trzepnął go po głowie.
Garrick splótł nasze palce i pocałował moją dłoń. – Chodź. Możemy już iść na górę. Jest trochę wcześnie, ale możemy obwinić o to złe samopoczucie przez różnice czasowe. Nikt nie będzie za nami tęsknił.
Tylko dziesięć byłych dziewczyn, które są tutaj, żeby go odzyskać. Tak, doskonale pasowało mi pójście wcześniej do łóżka.
Pożegnałam się z Rowlandem oraz Grahamem i życzyłam Rowlandowi szczęścia w odszukaniu jednej z byłych. Potem pozwoliłam Garrickowi wyprowadzić się z pokoju dziennego i skierowaliśmy się do schodów, które zaczynały się w jadalni.
Zatrzymała nas jego matka tuż przed tym jak dotarliśmy do schodów. – Gdzie idziecie?
- Bliss nie czuje się dobrze. I oboje wciąż dopasowujemy się do harmonogramu. Wcześniej pójdziemy spać. Myślę, że widzieliśmy się z większością ludzi, których chcieliście, żebyśmy zobaczyli.
Nie patrzyłam jej w oczy, bojąc się, że będzie w stanie czytać mi w myślach jej nienaturalnym ślizgońskim wzrokiem.
- Och, to wielka szkoda. Mam przygotowany dla niej pokój gościnny.
Garrick zacisnął uchwyt na mojej ręce, ominął jego matkę i zaczął wspinać się po pierwszych schodach.
- Nie ma mowy, mamo. Jej bagaż jest już na górze i nie jesteśmy przyzwyczajeni do spania osobno. – Zbladłam. Jeżeli powiedziałby coś takiego moim rodzicom, to wpatrywałby się w lufę pistoletu. – Będziemy w moim pokoju.
Zerknęłam na jego matkę. Wzięła głęboki wdech i spotkała się ze mną wzrokiem. Pomimo tego, że okropnie się czułam, to wyprostowałam ramiona i uniosłam brwi, posyłając jej spojrzenie, które, jak miałam nadzieję, mówiło, A nie mówiłam.
Pod warunkiem, że nie mówiło, Okłamałam cię i być może jednak jestem w ciąży.
Poszłam za Garrickiem na górę, wciąż próbując pojąć wszystko, co stało się tego wieczoru. Powinnam mu powiedzieć? Co jeśli tylko źle pamiętałam? Nie chciałam go denerwować na próżno.
Powinnam poczekać. Dalej będę cofać się myślami do przeszłości. Może o czymś zapomniałam albo źle pamiętałam dni. Albo pójdę kupić test.
Tak. Właśnie to powinnam zrobić… żeby się upewnić.
Tak bardzo chciałam umyć zęby, że nic nie powiedziałam Garrickowi, wchodząc do dołączonej łazienki. I być może sprawdzę raz jeszcze, żeby upewnić się, że nie zaczął mi się okres w ciągu ostatnich dziesięciu minut.
Garrick zapukał do drzwi kilka minut później i kto by kiedykolwiek pomyślał, że z chęcią chciałabym zacząć okres?
Jego głos był łagodny, niepewny. – Wszystko w porządku, kochanie?
- Tak. Nic mi nie jest. Wyjdę za chwilkę.
Wzięłam głęboki wdech.
Nie było żadnego powodu, żeby panikować. Powiedziałam Eileen, że jestem dorosła i dobrze było jej się postawić. Żeby to mówić i naprawdę mieć to na myśli. Szczególnie ważne było zachowywanie się teraz jak dorosła. Bo jeśli byłam… jeśli byliśmy w ciąży, to było o wiele więcej zagrożeń niż poznanie rodziców i głupi, rozbity wazon.
Więc jutro kupię test ciążowy. Ludzie cały czas to robili. I ciągle wynik był negatywny. Dzisiaj muszę po prostu wyrzucić to z myśli i odpocząć. Martwiąc się tym, tylko znowu zrobi mi się niedobrze.

Drzwi łazienki skrzypnęły przy otwieraniu i Garrick odwrócił się, podczas przebierania. Właśnie podnosił na biodra spodnie od pidżamy, a jeżeli to nie był doskonały sposób na oczyszczenie umysłu, to nie wiem co nim było.