12.3.14

Losing It - rozdział szesnasty

- Czemu, do diabła, chciałabyś mieć kota? – zapytała Kelsey, gdy następnego dnia wyszłyśmy z Reżyserowania.
- Po prostu chcę, okej? Chcesz iść czy nie?
Wzruszyła ramionami. – Nie mogę. Przepraszam. Mam pracę. Weź Cade’a.
Jakby został wezwany, Cade pojawił się między nami, a ja zastanawiałam się, jak długo przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Gdzie mnie wziąć?
- Idę do towarzystwa opieki nad zwierzętami po kota – odparłam.
- O, świetnie – powiedział, kiwając głową. – Chciałbym nie mieszkać w akademiku. Chciałbym mieć psa.
Byłam świadoma ostrożnej przestrzeni, jaką pomiędzy nami utrzymywał i ciągłego podskakiwania jego głowy, jakby potakiwanie dawało mu coś do roboty, a on nie chciał tego zaprzepaścić.
Kelsey ściągnęła okulary przeciwsłoneczne z głowy i przesłoniła nimi oczy, chociaż wciąż byliśmy wewnątrz budynku. – Cóż, jak dobrze to brzmi… muszę lecieć. Bawcie się dobrze w schronisku. Nie wracaj do domu jako kocia mama, Bliss. – Kelsey nieświadoma była spanikowanego spojrzenia, którego jej posłałam. Tak naprawdę nie byłam sama z Cadem od całej rozmowy „może”. Przeniósł swoją torbę na drugie ramię, wiercąc się, tak jak zawsze gdy był podenerwowany.
- Jeżeli chcesz iść sama – świetnie.
- Nie, nie. Powinieneś iść. – Musieliśmy przez to przejść. A ja widziałam na to tylko dwa sposoby – będziemy razem albo nie. Czekanie zabije nasz związek (już był dość okaleczony). Jeśli musimy przeprowadzić tę rozmowę, najprawdopodobniej najlepszym miejsce będzie wśród słodkich zwierząt.
- Okej. Świetnie – powiedział.
Świetnie… ta.
Cieszyłam się, że to ja prowadzę auto. Mogłam zająć ciało i umysł. I było to moje auto, więc mogłam zgłośnić muzykę tak bardzo, jak chciałam. Na co nie liczyłam to to, że Cade czuł się dosyć swobodnie w moim samochodzie, żeby ją ściszyć.
- Więc co sprawiło, że zdecydowałaś się na kota?
Och, no wiesz. Prawie miałam przygodę na jedną noc z naszym profesorem, ale uciekłam, wykorzystując mojego wymyślonego kota jako wymówkę, a teraz on może chcieć, byśmy byli razem razem, chociaż to najgorszy pomysł na świecie, ale mnie to tak jakby również nie obchodzi, ponieważ moje ciało i prawdopodobnie serce mówią mi, że to najlepszy pomysł na świecie. Zatem teraz potrzebuję kota, żeby nie zorientował się, że kłamałam o kocie, bo jestem dziewicą i stchórzyłam z uprawiania z nim seksu.
- Po prostu chciałam mieć – tylko to odpowiedziałam.
- O, świetnie.
Jeżeli raz jeszcze powie „świetnie”, to zacznę krzyczeć.
Zatrzymałam się na parkingu towarzystwa opieki nad zwierzętami, żałując, że w końcu nie powiedziałam Cade’owi, że pójdę sama.
Natychmiast potrzebowałam czegoś puchatego i uroczego w rękach.
Weszliśmy do środka, do tego wyraźnie leczniczego zapachu, zarezerwowanego dla schronisk i weterynarzy. Pani przy recepcji wyglądała nawet z lekka kocio, jakby pracowanie tutaj było w jej DNA. Jej twarz była trochę spiczasta, oczy przechylone, a włosy krótkie i kędzierzawe.
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc?
- Cześć – powiedziałam. – Jestem zainteresowana adopcją kota.
Klasnęła maleńkimi rączkami, które widziałam jako łapy. – Fantastycznie. Mamy mnóstwo świetnych kandydatów. Może zaprowadzę państwa do kociego pokoju i dam szansę rozejrzenia się.
Poszliśmy za nią korytarzem, ten antyseptyczny zapach nasilał się, bez wątpienia przykrywając woń mnóstwa zwierząt zamieszkujących w jednym miejscu.
- Jesteśmy.
Pomieszczenie pełne było klatek i nie wiem, czy chór miauknięć zaczął się na nasze wejście, czy był ciągły, ale byliśmy otoczeni dźwiękiem.
- Zostawię państwa samych. Prosimy tylko, żeby wyciągać jednego zwierzaka na raz. – Wyszła z szerokim, Cheshire’owy uśmiechem i machnięciem ręki.
W ciszy zerkałam do klatek, czując się zagubiona.
Lubiłam koty, ale nie byłam pewna czy chcę takiego mieć. Co ja z nim zrobię, jak skończę studia? Czy był tego wart dla chłopaka? Czy był tego wart, tylko po to, żeby mieć seks? Mam na myśli, że to nie tak, że nie ma innych możliwości na stracenie dziewictwa.
Spojrzałam na Cade’a, który wsunął palce do pobliskiej klatki, głaszcząc czarnego kota.
Jeśli miałabym być szczera, nie chodziło tylko o seks, nawet jeśli od niego się zaczęło. Choć bardzo pragnęłam Garricka, jestem pewna, że gdybym znowu próbowała z nim się przespać, zmieniłoby się to w powtórkę mojego pierwszego niezręcznego występu.
- Wiesz co? – powiedziałam głośno. – Może nie jestem gotowa na kota.
Odwróciłam się do wyjścia, lecz Cade zastąpił mi drogę.
- Hola. Trochę niezdecydowana? Nawet żadnego nie potrzymałaś. Daj temu szansę.
Otworzył klatkę z czarnym kotem i wziął go w ramiona. Przyniósł go do mnie, pocierając pyszczek kota. Byłam na wysokości wzrokowej z kulką futra i słyszałam od niego silnikowy ryk jego mruczenia.
Cofnęłam się o krok, starając się wyjaśnić bez prawdziwego wyjaśnienia. – To nie to, że nie lubię kotów. I naprawdę myślę, że cieszyłabym się, mając… kota. Ale co jeśli wezmę kota zanim będę gotowa? Co jeśli wybiorę złego kota? Albo co jeśli będę w tym kiepska… w byciu właścicielką kota?
Boże, jak byłoby łatwiej, gdybym mogła po prostu powiedzieć, to co mam na myśli?
Cade wywrócił oczami, wpychając mi kota do ramion. – Bliss, nie mogłabyś być w tym kiepska, nawet gdybyś próbowała.
Jednak mogłabym być kiepska w seksie. Znając mój nadczynny, nerwicowy mózg – mogłabym być w nim okropna.
Kot wyciągnął się i potarł czubkiem głowy o moją brodę. Było to całkiem urocze. Cade uśmiechał się do mnie promiennie, a ja pomyślałam… może Cade byłby lepszym wyborem. Czy byłabym tak przerażona seksem, gdybym miała go mieć z Cadem?
Ta myśl wywołała we mnie drżenie, chwiejność.
Oddałam mu kota, wciąż niepewna, ale czując się spokojniejsza. Podeszłam do rzędu klatek i szukałam szarego, który pasowałby na Hamleta. Kiedy ją znalazłam, Los musiał się ze mnie śmiać. Była przykucnięta w głębi klatki, jej duże zielone oczy były ostrożne. Otworzyłam drzwiczki klatki, a ona odpowiedziała gardłowym warknięciem.
Oczywiście… wezmę strasznego kota.
- Nie jesteś poważna – powiedział Cade przez moje ramię.
Chciałabym. Ale powiedziałam Garrickowi, że Hamlet była szara.
- Czasami to najstraszniejsze rzeczy w życiu są najbardziej interesujące – powiedziałam mu. Jestem pewna, że kiedyś przeczytałam to w ciasteczku z wróżbą. To czyniło to rozsądnym, prawda?
Sięgnęłam rękami do klatki, przygotowana na ugryzienie, podrapanie albo pełną masakrę, ale gdy objęłam dłońmi tułów bestii, zareagowała tylko niskim warknięciem.
Cade potrząsnął głową, zdezorientowany. – Czemu chciałabyś tego? – Podniósł czarnego kota do swojej twarzy. – On jest taki słodki!
Natomiast kotka w moich rękach była w stanie najwyższego pogotowia – łapy wyprostowane, ślepia szeroko otwarte. Miałam przeczucie, że gdybym spróbowała przytrzymać ją trochę bliżej, to by mnie poturbowała. Postawiłam ją na podłodze, a ona uciekła, ukrywając się pod pobliską ławką.
Wiedziałam, że pytał tylko o kota, ale usłyszałam inne pytanie. Te, którego nie zadał, w każdym razie nie dzisiaj. A Cade był słodki i myśl o byciu z nim nie paraliżowała mnie strachem. Tak naprawdę myśl o byciu z nim nie pozostawiała mi żadnego obezwładniającego uczucia.
Wtedy wiedziałam…
- Cade… muszę cofnąć moje może.
Przysięgam, że nawet koty przestały miauczeć. Mogłam sobie wyobrazić ich zszokowane milczenie. Zastanawiałam się jak mówiło się w kocim języku O nie, nie zrobiła tego.
- Och.
Chciałabym, żeby zareagował – krzyknął, kłócił się, cokolwiek. Czekałam, aż zachowa się jak tamten kot, wyciągnie pazury, obnaży zęby. Zamiast tego spokojnie odszedł i ostrożnie włożył czarnego kota z powrotem do klatki, zapewne po to, żeby nie mieć naraz więcej niż jednego kota na zewnątrz, tak jak powiedziała tamta pani. To był Cade, zawsze myślący o zasadach. Ja też zawsze taka byłam, ale zaczynałam myśleć, że teraz nie chciałam taka być.
Jego ruchy były automatyczne, proste, precyzyjne. Zamknął klatkę i przekręcił zatrzask z ostrym trzaśnięciem. Stał do mnie plecami, jak się odezwał.
- Mogę zapytać dlaczego?
Wypuściłam oddech. Byłam mu winna chociaż to, ale jak mogłam mu to powiedzieć? Nie mógł wiedzieć. Jeśli zamierzałam zrobić tę rzecz z Garrickiem (kogo ja oszukiwałam? Zapewne to zrobię), to nikt nie może wiedzieć. Nawet moi najlepsi przyjaciele.
- Ja… może być ktoś inny.
- Może być?
To było tak okropne, jak wsadzenie ręki do miksera. Nie chciał na mnie spojrzeć, a serce w mojej piersi wydawało się być cienkie jak papier, jak chusteczka, co oznaczało, że byłam cholernie blisko braku serca, robiąc to mojemu najlepszemu przyjacielowi.
- Sprawy wciąż są trochę… skomplikowane. Ale lubię go, bardzo. Zamierzałam to przeczekać, zobaczyć czy uczucia odejdą, żebyśmy może ty i ja mogli… - urwałam, nie chcąc wysłowić tego, co myślałam. Nie było sensu. – Ale, Cade, nie mogę znieść tego, co się działo. Minął mniej niż tydzień, a ja czuję się, jakbym umierała. Nie cierpię zastanawiania się nad wszystkim, co przy tobie robię, myśląc czy to w porządku, zastanawiając się, czy to przekracza linię, czy ciebie ranię. Brakuje mi mojego najlepszego przyjaciela, nawet kiedy stoję tuż przy tobie. Więc… musiałam podjąć decyzję. I zbyt bardzo potrzebuję cię w życiu, żeby nas spartaczyć. Gdybym powiedziała ci „tak”, a moje uczucia do niego by nie odeszły… nie potrafiłabym tego zrobić. Proszę, powiedz mi, że już tego nie schrzaniłam. Proszę, proszę.
Wtedy się odwrócił i zostałam zaskoczona, przez ból jaki w nim zobaczyłam. Twarz Cade’a wyglądała obco ze zmarszczeniem brwi. – Chcę powiedzieć, że z nami wszystko w porządku, Bliss. Też ciebie potrzebuję. Ale nie mogę udawać, że nie miałem nadziei, że to gdzieś pójdzie. Nie wiem czy potrafię to zrobić. Prawda jest taka… że mnie ranisz. Nie celowo, wiem o tym. Ale kocham cię i każda sekunda, w której ty nie kochasz mnie… to boli.
- Cade… - Wyciągnęłam do niego rękę.
- Nie, proszę. Nie mogę.
Leczniczy zapach schroniska nagle był zniewalający, przyprawiający o mdłości.
- Co nie możesz? Nie możesz być moim przyjacielem? – zapytałam.
- Nie wiem, Bliss. Po prostu nie wiem. Może. – Cień zgorzknienia w jego tonie był mały, ale i tak uderzył mnie jak policzek w twarz. Wyszedł przez drzwi, a ja opadłam na ławkę, czując się wystrzępiona, spalona i zraniona. Moje chusteczkowe serce zostało zniszczone.
Siedziałam tam, próbując wymyślić sposób, w jakim mogłam rozegrać to lepiej. Czy była jakakolwiek ścieżka, którą mogłam obrać, która całkowicie by tego nie spieprzyła? Czy powiedzenie mu po prostu „nie” byłoby lepsze? Czy powinnam poczekać do końca roku i aż Garrick wyjedzie, a potem spróbować czegoś z Cadem?
Moja matka powiedziała mi, kiedy byłam mała i rozpadała się moja przyjaźń, że niektóre związki po prostu się kończą. Płoną jasno jak gwiazda, a potem nic szczególnego idzie nie tak i sięgają swego końca. Wypalają się.
Nie potrafiłam pojąć, że moja przyjaźń z Cadem jest skończona.
Coś trąciło moją łydkę, a potem szara kotka pojawiła się pomiędzy moimi nogami. Przeciągnęła całe ciało przez przestrzeń między moimi kończynami, pocierając się o mnie. Obróciła się i przycisnęła pyszczek do mojego golenia. Sięgnęłam ręką w dół, a ona zamarła, płaszcząc się na podłodze ze strachu. Poruszałam się wolniej, aż przycisnęłam dłoń do jej grzbietu, gładząc jej futro jednym ruchem. Jej ciało się rozluźniło i znowu ją pogłaskałam.
Zsunęłam się na podłogę obok niej. Znowu się najeżyła, ale nie uciekła. Kiedy byłam pewna, że przyswoiła się do mnie, podniosłam ją w ramionach. Przycisnęłam twarz do jej futra, wchłaniając wygodę, którą dawała, a ona nie zdawała sobie z tego sprawy.

- Zawrzyjmy umowę, Hamlet. Pomogę ci być mniej straszną, jeżeli i ty mi pomożesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz