12.3.14

Losing It - rozdział ósmy

Wydawało się, jakby minęła godziny, zanim odwrócił ode mnie wzrok. Kiedy to zrobił, uśmiech, który posłał klasie był nieswój i w roztargnieniu pociągnął za krawat.
- Dziękuję, Eric. Ale proszę, niech wszyscy nazywają mnie Garrickiem.
Mogłam wyczuć hormony wpuszczone do atmosfery, gdy dziewczyny usłyszały jego akcent. Czułam, że Kelsey na mnie patrzy, ale skupiłam wzrok na światłach scenicznych wiszących nad nami i próbowałam zmusić moje serce do uległości. Było źle. Była TAK BARDZO ŹLE.
- Jak powiedział Eric, byłem tutaj studentem, potem dostałem dyplom minionego maja z magistratem sztuk pięknych w aktorstwie w Temple University w Filadelfii. Pracowałem tam na deskach teatru przez pół roku, kiedy zadzwonił Eric i zapytał, czy byłbym zainteresowany tymczasową posadą.
Spojrzałam na niego kątem oka, równocześnie oczekując i bojąc się myśli o nawiązaniu z nim kontaktu wzrokowego. Nie patrzył na mnie. Tak naprawdę całe jego ciało zwrócone było w stronę studentów po drugiej stronie pomieszczenia, ignorując całą część, gdzie ja siedziałam. Poza faktem, że ostentacyjnie nie patrzył na jedną stronę pokoju, nie było żadnego śladu by był jakoś zmartwiony czy roztargniony; kiedy ja czułam gorąco w policzkach, a ręce mi drżały jak przyciskałam je do kolan.
- Uwielbiałem te cztery lata tutaj i ja, uch…
Zerknął na mnie, a ja nie mogłam zrobić nic oprócz odwzajemnienie spojrzenia – szeroko otwartymi oczami, przerażona. On odchrząknął i wrócił wzrokiem do drugiej strony pomieszczenia.
- Naprawdę jestem podekscytowany, że wróciłem.
Chciałam wczołgać się do dziury i umrzeć.
Chciałam wczołgać się do dziury u podnóża wąwozu, potem być pochowaną pod lawiną i wtedy umrzeć.
Chciałam… ryczeć.
Eric wyszedł, żeby dać nam poznać naszego nowego nauczyciela. Chciałabym też wyjść, bo zdarzyło mi się już go bardzo dobrze znać.
- No dobrze – zaczął Garrick. – Zdaję sobie sprawę, że nie jestem od was o wiele starszy. – Kolejne zerknięcie w moją stronę. Stawało się dla mnie niemal niemożliwe przełknięcie śliny.
- Lecz moim celem jest pokazanie wam jakiegoś wyobrażenia następnego kroku w waszej podróży od kogoś, kto nie jest tak bardzo daleko. Wszyscy kochamy Erica, Bena, Kate i resztę kadry, ale bądźmy szczerzy, nie są oni najmłodszymi dzieciakami w budynku. – Cała klasa roześmiała się. Ja byłam zbyt pochłonięta koncentrowaniem się nad nie zwymiotowaniem. – Był to inny świat, kiedy oni zaczęli swoje kariery. Kiedy ja siedziałem gdzie wy, nazywaliśmy te zajęcia Przygotowaniami Seniora; myślę, że teraz nazywają się Biznesem Teatru. Na tych zajęciach będziemy zajmować się wszystkim - przesłuchaniami, opcjami zawodowymi i związkami zawodowymi aktorów. Także spędzimy trochę czasu rozmawiając o bardziej abstrakcyjnym aspekcie spraw. Nie cierpię wam tego mówić, ludzie, ale najtrudniejszą częścią tego biznesu nie jest łapanie ról czy wiązanie końca z końcem, choć jest to trudne. Najtrudniejszą częścią jest podtrzymywanie waszego ducha i pamiętanie, dlaczego to przede wszystkim wybraliście.
Nie musiał bardzo się starać, żeby przestraszyć nas na temat naszej przyszłości. Wszyscy już działaliśmy na Pomarańczowym Poziomie Zagrożenia. Od początku roku mieliśmy późnonocne, głęboko zastanawiające rozmowy (po pijaku, oczywiście).
- Teraz, jeśli pozwolicie, chciałbym trochę usłyszeć o was wszystkich. Może powiecie mi swoje imiona i co chcecie robić po skończeniu studiów.
Było nas około dwudziestu w klasie. Pierwsza ósemka wyrecytowała swoje imiona, potem mówiąc: - Przeprowadzam się do Nowego Jorku.
Kiedy jest się aktorem, przeprowadzka do Nowego Jorku jest marzeniem. Szczęśliwcy mogą zrobić z tego plan. Niektórzy z nas muszą myśleć trochę bardziej realistycznie.
Cade, mój najlepszy przyjaciel poza Kelsey powiedział: - Cade Winston. W tej chwili jestem trochę rozdarty pomiędzy uzupełniającymi studiami magisterskimi i pójściem prosto na przesłuchanie. Nie mogę tak naprawdę powiedzieć czy poważnie chcę iść na studia magisterskie czy po prostu się boję.
Garrick uśmiechnął się, a chociaż wariowałam, to ja też się uśmiechnęłam. Czułam się tak przy wielu rzeczach w moim życiu… nie tylko aktorstwie.
- Dobrze. To szczere, Cade – powiedział. – Im bardziej potrafisz być ze sobą szczery, tym lepiej. Nadzieje oraz marzenia są świetne, ale o wiele łatwiej jest je złamać niż solidny plan. Zobaczymy czy zdołamy zorientować się, czego dokładnie pragniesz, kiedy będziesz na tych zajęciach.
Potem było tak, jakby każdy czuł się dobrze z mówieniem tego, co naprawdę myślał, zamiast tego, co wydawało nam się, że jest od nas oczekiwane.
Spędziliśmy tyle czasu broniąc naszego wyboru do robienia tego, że stało się trudne pokazanie jakiekolwiek wrażliwości. Człowiek może znieść tylko parę razy kogoś pytającego o twój plan awaryjny, gdy nic nie wypali, zanim zacznie myśleć, że może plan awaryjny powinien być jego planem.
Czasami chciałabym być trochę bardziej jak Kelsey. Ona była praktycznie nieustraszona. Choć sądzę, że łatwo jest być trochę nieustraszoną, kiedy ma się bogatą rodzinę.
- Kelsey Summers. Biorę rok odpoczynku na podróżowanie i eksplorowanie, zanim postanowię co będę robić. Ludzie zawsze mówią, że najbardziej interesujący aktorzy są interesującymi ludźmi, więc domyślam się, że jest to dobra inwestycja, spędzić trochę czasu na stanie się bardziej fascynującą niż już jestem.
- Diwa – wymamrotałam pod nosem.
Zmrużyła oczy i w odpowiedzi uszczypnęła mnie w ramię. Krzyknęłam i niemal spadłam z siedzenia w tym samym czasie, co Garrick zwrócił na mnie spojrzenie i powiedział: - A ty?
Pocierając ramię, musiałam odwrócić od niego wzrok, kiedy odpowiadałam.
- Bliss Edwards. Jestem trochę rozdarta pomiędzy aktorstwem a inspicjenturą. A skoro nie oferują mistrzowskich programów, gdzie można robić obie rzeczy, myślę, że pójdę na, um, rynek pracy czy coś.
Spojrzałam na niego, ale on już patrzył na Doma, który siedział rząd nade mną.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Ręka Kelsey odnalazła moją i ścisnęła.
Zajęło kolejne dwadzieścia minut na skończenie prezentacji, ponieważ, cóż, jesteśmy ludźmi teatru. Uwielbiamy słyszeć rozmowy o sobie.
Gdy zostało tylko pięć minut zajęć, Garrick rzekł: - Świetnie. Brzmi na to, że wszyscy przynajmniej macie pomysł następnego kroku. W środę chcę, żebyście przyszli na zajęcia z waszymi życiorysami, zdjęciami portretowymi i żebyście byli gotowi na przesłuchanie.
- Na co? – zapytał Dom. – Jest pierwszy tydzień zajęć. Nie ma żadnych przesłuchań przez kilka tygodni. – Dom uwielbiał słuchać jak mówi bardziej od wszystkich.
- To nie ma znaczenia – odparł Garrick. – W prawdziwym świecie możecie iść na dziesięć przesłuchań w jeden dzień. Możecie mieć tygodnie na przygotowanie lub jedną godzinę. Waszą pracą jest tylko aktorstwo, jeżeli dostaniecie rolę, a do tej pory waszą pracą są przesłuchania, więc lepiej, żebyście byli w nich dobrzy. Możecie iść. Do zobaczenia w środę.
Uśmiechnął się. Nie był tak olśniewający, jak uśmiechy, które nosił zeszłej nocy, ale i tak wystarczał, żeby trzęsły mi się nogi podczas schodzenia z podnośnika.
Byłam przy kurtynie, ledwie dziesięć stóp od drzwi, gdy usłyszałam. – Panno Edwards, mogę z tobą pomówić przez chwilę?
Na twarzy Kelsey malowało się coś pomiędzy litością, a wesołością. Po raz pierwszy od dwunastu godzin chciałam walnąć kogoś poza mną.
- Lunch w południe? – zapytała. Potaknęłam, chociaż nie byłam pewna czy przetrwam do południa. Do diabła, nawet nie byłam pewna czy zdołam pójść na następne zajęcia.
Nie spieszyłam się idąc w jego stronę, czekając aż reszta klasy opustoszeje. Dom obecnie bombardował Garricka pytaniami, zatem poświęciłam chwilę na odwrócenie uwagi Cadem. Gdzie Kelsey była przyjaciółką, która ciągała mnie po barach i zachęcała do głupiego zachowania, Cade był przyjacielem, który zawsze wiedział, co dobrego powiedzieć.
Jego pierwsze słowa. – W skali od jeden do jędzowato, jak bardzo jesteś skacowana?
Uniosłam kącik ust w uśmiechu. Tylko tyle mogłam zrobić w moim wirze uczuć, ale tak czy inaczej, był to uśmiech. – Zależy… w tej chwili? Twarda siódemka. Jeśli Dom spróbuje ze mną porozmawiać… będziemy potrzebować większej skali.
Roześmiał się i coś kazało mi się zastanowić jak poszłaby zeszła noc, gdybym to jemu wyznała mój sekret, zamiast Kelsey. Z jakiegoś powodu wątpiłam, że sprawy wyszłyby tak samo.
- Muszę uciekać. Nauki polityczne. – Zrobił minę, a ja zrobiłam to samo, ciesząc się, że pozbyłam się tego w zeszłym roku. – Zróbmy coś dziś wieczorem, okej?
- Jasne. – Tym razem naprawdę się uśmiechnęłam, bo Cade był świetnym rozproszeniem uwagi, a w tej chwili zdecydowanie tego potrzebowałam.
Pocałował mnie w policzek, po czym odszedł.
Odwróciłam się do Garricka i zobaczyłam, że mnie obserwuje pociemniałymi i zmrużonymi oczami. Doma już dawno nie było. Musiał wyjść przez drzwi po drugiej stronie. Staliśmy niezręcznie przez kilka chwil. Trzymał ręce schowane w kieszeniach, a moje bawiły się torbą przerzuconą przez ramiona.
W końcu odchrząknął.
- Jak twoja noga?
Przełknęłam ślinę, spuszczając wzrok na nogę. Dzisiaj założyłam spódniczkę, żeby zostawić ją odsłoniętą. Przechyliłam nogę, żeby zobaczył bandaż. – Dobrze. Dziś rano zmieniłam bandaż. Jest pokryta pęcherzami, ale o ile mi wiadomo, lub według Internetu, to normalne.
Spojrzałam na niego, lecz on dalej patrzył na moją nogę.
Zesztywniałam. Boże, to było takie niezręczne.
Znowu odchrząknął.
- Więc… jesteś w college’u.
- Więc… ty nie jesteś.
Nie ruszał się przez kolejną chwilę, po czym nagle odwrócił się, odchodząc kilka kroków ode mnie i wrócił. Wsadził palce we włosy z frustracją, a ja myślałam tylko o moich palcach w jego włosach i o tym, jak niesamowicie miękkie były.
- Myślałem… - zaczął. – Dobra, nie bardzo myślałem. Ale nie wyglądasz, jakbyś była w college’u. Powiedziałem, że chodziłem tutaj do szkoły i że właśnie znowu się wprowadziłem, a ty powiedziałaś „ja też”, więc przypuszczałem, że zrobiłaś to samo.
Miałam irracjonalną potrzebę do mrugania. Nie płakałam ani nic, ale nie potrafiłam przestać. – Mieszkałam w Teksasie, kiedy byłam naprawdę młoda. Chodziło mi o to, że znowu się tu wprowadziłam dla szkoły – rzekłam.
Kiwnął głową raz, a potem nie przestawał. Zatem on potakiwał, ja mrugałam i żadne z nas nie mówiło tego, co powinno być powiedziane.
Ponieważ nie mogłam znieść ciszy, pierwsza ją przerwałam.
- Nikomu nie powiem. – Uniósł brwi, ale nie potrafiłam stwierdzić czy to zdziwienie, osąd, czy tik twarzowy. – To znaczy, nie żeby było cokolwiek… nie żebyśmy… to znaczy, tak naprawdę my nie… um, kleiliśmy zwierza o dwu grzbietach[1] i w ogóle.
O. MÓJ. BOŻE.
ZABIJCIEMNIETERAZZABIJCIEMNIETERAZZABIJCIEMNIETERAZZABIJCIEMNIETEEEEERAAZ.
Zwierzę o dwu grzbietach? Poważnie?
Mam 22 lata i zamiast po prostu wyrzucić z siebie słowo seks, użyłam Szekspirowskiego odniesienia! Naprawdę żenującego Szekspirowskiego odniesienia.
A on uśmiechał się! Jego uśmiech robił śmieszne rzeczy moim wnętrznościom, co sprawiło, że myślałam o zeszłej nocy, co było totalnie nie tym, o czym potrzebowałam teraz myśleć. Żadnych zwierzy. Żadnych grzbietów. Żadnej zeszłej nocy.
Odwróciłam wzrok, próbując wziąć się w garść. Wciągnęłam głęboki wdech i powiedziałam tak spokojnie, jak potrafiłam. – To nie musi być wielką sprawą.
Dopiero po chwili odpowiedział i zastanawiałam się czy czekał, aż na niego spojrzę. Jeśli tak, będzie sobie trochę czekał.
- Masz rację. Oboje jesteśmy dorośli. Możemy po prostu zapomnieć, że to się wydarzyło.
Nie ma mowy, że mogłabym zapomnieć, że to się wydarzyło. Ale mogłam udawać.
Mogłam grać.
- Racja. – Potaknęłam.
Odwróciłam się, aby wyjść, ale zatrzymał mnie jego głos.
- Jak ma się twój kot?
- Jaki kot? Och! MÓJ KOT. Kot… który jest mój. Och, ona… - Powiedziałam, że to ona, prawda? – Ona ma się świetnie. Miauczy, mruczy i te inne kocie rzeczy robi.
Boże, czemu drzwi muszą być tak daleko?
Wciąż szłam, wołając ostatnie słowa przez ramię.
- Muszę iść na zajęcia. Chyba zobaczymy się w środę, okej, pa!
Szybko wyszłam przez drzwi, przeszłam przez korytarz do skrzydła sztuki, obok klasy ceramicznej, do łazienki dla niepełnosprawnych, której nikt nigdy nie użył. Wtedy opadłam na kolana (na ŁAZIENKOWEJ PODŁODZE. Wyraźnie byłam zrozpaczona, bo… OBRZYDLISTWO).
Skupiłam się na powolnym oddychaniu. Tylko ja mogłam mieć przypadkiem romans z nauczycielem. Wiedziałam jedną rzecz na pewno. Nie ma, do diabła, mowy, żebym szła na następne zajęcia.



[1] Jest to tekst z Otella Szekspira, gdzie tam oryginalne zdanie brzmi tak – “Ktoś, co ci przyszedł oznajmić, siniore, że twoja córka w chwili, gdy tu stoim, klei z Murzynem zwierza o dwu grzbietach” – Akt 1, Scena 1. / Oczywiście w tym zdaniu chodzi o stosunek płciowy. : P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz