Około czwartej nad ranem obudziłam
się w pocie, ciało przyklejone było do prześcieradła, a twarz do łóżka.
Sądzę, że gorączka na pewno opadła.
Położyłam ręce na łóżku, żeby się
unieść, ale moja równowaga musiała zniknąć. Łóżko wydawało się nierówne.
Sięgnęłam do tyłu, szukając lampki i włączyłam światło. Potem, ponieważ
myślałam, że mam zwidy, wyłączyłam ją i jeszcze raz włączyłam. Uszczypnęłam się.
Uszczypnęłam naprawdę mocno. Ale nic
się nie zmieniło.
Garrick na pewno spał w moim łóżku.
Cholera.
Cholera.
Ile z mojego snu wywołanego gorączką
było prawdziwe? Czułam się bezpiecznie, przypuszczając, że mój okres, jako
pszczoła był fikcją, tak jak kilka mitologicznych zwierząt, które
przysięgłabym, że widziałam. Potem mieszkałam na słońcu z kosmitami.
Lecz Garrick był w moim łóżku.
Zdecydowanie był w moich snach, ale to wszystko nie mogło być prawdziwe.
Czasami latał, przez większość czasu był nagi. I było tuzin więcej momentów,
niektóre zamazane, niektóre bardzo wyraźne. Gdzie była granica? Co naprawdę się
wydarzyło? Do diabła, czy to w ogóle było prawdziwe? Może tylko śniłam, że
opadła mi gorączka. Wariowałam i zanim zdołałam opracować plan, już go wybudzałam.
Kiedy się ocknął, miał zaczerwienione
oczy i był piękny. Przez chwilę byłam oszołomiona przez fakt, że spał na mojej
poduszce.
Był w moim łóżku. Ze mną.
Śpiąc.
Spaliśmy razem!
- Obudziłaś się. – Boże, od kiedy
półprzytomność i piękno tak bardzo do siebie pasowało? Potaknęłam z
rozszerzonymi oczami, nie myśląc o tym, co powiem, gdy już go wybudzę.
- Jak się czujesz?
Na to mogłam odpowiedzieć.
- Jak gówno. Wszystko boli. Gardło
jest najgorsze.
Wyciągnął rękę i położył ją na moim
udzie. Jakby to było normalne. Jakbyśmy cały czas kładli ręce na swoich udach.
- To normalne, jak sądzę –
powiedział. Rzecz z udami? Nie, nie… moje gardło. Ciągnął. – Potrzebujesz
czegoś?
Pokręciłam głową. Co się do diabła
stało, kiedy nic nie kojarzyłam?
Usiadł, a kołdra opadła na jego
talię, ukazując cały jego tułów moim oczom. Kołdra oplatała jego biodra,
przyciągając mój wzrok do mięśni znikających w jego szortach. Boże. Podniósł
dłoń do moich włosów, włosów, które opadały prosto i tłusto na moją twarz,
rażący kontrast do tego jak w tej chwili on dobrze wyglądał. Nie wydawał się
przejmować.
Jeszcze raz, co do diabła się działo?
- Cieszę się, że nic ci nie jest –
rzekł.
Kiwnęłam głową. Wiedziałam tylko jak
kiwać głową, tylko to rozumiałam. Przynajmniej kiwanie głową nadal miało sens.
- Powinnaś wrócić do snu. Wciąż
musisz odpocząć. Chyba że jesteś głodna?
Zaprzeczyłam.
- Zatem spać.
Lekko mnie popchnął, a ja powoli
położyłam się, pewna, że w chwili kiedy moja głowa dotknie poduszki, ten
alternatywny wszechświat przestanie istnieć.
Nie przestał.
Odsunął kołdrę i zszedł z łóżka.
- Wychodzisz? – zapytałam.
Zatrzymał się i zobaczyłam, jak zdaje
sobie sprawę z tego, gdzie byliśmy i jak mało miał na sobie. Zawahał się,
niepewny. To była taka dziwna emocja, rzadko widziałam ją w nim. – A chcesz
tego? – Chciałam zatrzymać tę chwilę, przebadać ją, usunąć sekundę, w której
ten śmiały chłopak był wypełniony wątpliwością. Oczywiście, że nie chciałam by
wychodził! Nigdy nie chciałam, żeby wychodził!
Potrząsnęłam głową. Ciesząc się nieco,
że znużenie utrzymywało mnie w spokoju.
Uśmiechnął się tak szeroko, że
zapomniałam, iż wątpliwość kiedykolwiek istniała. – Więc nie wychodzę. Idę
tylko po wodę. Wracaj do snu.
Odszedł, a ja odwróciłam się na bok.
Słyszałam odkręcany i zakręcany kran. Próbowałam sobie wyobrazić co robił.
Podłoga nie skrzypiała, więc nie wracał. Czy stał przy zlewie, pijąc? Czy może
nie było skrzypienia, bo skończyła się moja iluzja i on już nie wróci? Czy
podłoga zaskrzypiała, gdy szedł do zlewu? Nie mogłam sobie przypomnieć.
Zaczęłam panikować. Może musiałam wstać, pójść za nim. Upewnić się, że był
prawdziwy.
Wtem moje łóżko zapadło się i
poczułam za sobą gorąco, ramię objęło mnie w pasie. Początkowo zesztywniałam, a
potem tak nagle się zrelaksowałam, że praktycznie na niego opadłam. Był taki
ciepły, że czułam się, jakbym znowu miała gorączkę.
Uniósł moje włosy na poduszkę, tak że
moja szyja była odsłonięta. Potem poczułam coś, może czubek jego nosa,
delikatnie ocierający się o moją skórę i podmuch jego oddechu.
- Garrick?
Zacisnął ramię, przyciskając ciało do
mojego, nawet nasze uda były razem dociśnięte.
- Jutro, Bliss. Teraz śpij.
Spać? Pomysł wydawał się niemożliwy,
ale gdy jego oddech się wyrównał, a ja przyzwyczaiłam się do jego dotyku,
zorientowałam się, że wciąż byłam zmęczona.
Chciałam przeanalizować to, co się wydarzyło, to co pamiętałam i tego, czego
nie, ale sen zdawał się być ważniejszy.
Garrick miał rację. To mogło zaczekać
do jutra. On tutaj będzie. Powiedział, że nie wyjdzie. Ale na wszelki wypadek,
położyłam rękę na jego, która leżała na moim brzuchu. Myślałam, że już spał,
ale był dosyć wybudzony, żeby zareagować, splatając nasze palce.
Gdy byłam pewna, że był prawdziwy i
że nie odejdzie… gdy zniknęło moje zwątpienie, zasnęłam.
Obudziłam się kilka godzin później.
Światło wlewało się przez moje wysokie okna, a moja skóra była śliska od potu.
Przez chwilę myślałam, że znowu mam gorączkę. Usiadłam, a ramię Garricka
zsunęło się z mojej talii. Jęknął.
Jego czoło zmarszczone było z
kroplami potu znaczącymi jego twarz. Przycisnęłam rękę do jego czoła i
rzeczywiście paliło. Wyglądał okropnie, ale wyobrażałam sobie, że ja wyglądałam
gorzej. Moja skóra i ubrania były wilgotne od potu, jego i mojego. Wydawało mi
się, że brud i choroba były rozsmarowane na mojej skórze.
Ostrożnie wysunęłam się z uścisku
Garricka i położyłam nogi na chłodnej, drewnianej podłodze. Stanie bolało aż
moje kości, jakby zostały złamane i źle nastawione, a teraz musiałam je znowu
złamać, żeby poprawnie nastawić. Każdy krok wbijał gwoździe w moje pięty,
kolana i biodra. Musiałam położyć dłoń na ścianie, żeby nie przewrócić się. A
moja podróż do łazienki zawierała trzydzieści wolnych, powłóczących kroków,
zamiast normalnych dziesięciu. Gdy tam dotarłam, brakowało mi tchu i byłam
gotowa na kolejną drzemkę.
W moim przyćmionym bólem umyśle bycie
umytą wydawało się bardzo ważne. Odkręciłam prysznic, pozostawiając go na
chłodnej stronie, zamiast automatycznie nastawiając go na gorącą, jak
zazwyczaj. Zrzuciłam ubrania, lamentując za każdym razem, gdy zdjęłam jeden
kawałek i odkryłam pod nim jeszcze jedną warstwę. Kiedy dotarłam do stanika,
niemal się poddałam.
W końcu byłam wolna, ale nie miałam
już energii do stania w prysznicu, którego chciałam. Jak dziecko uczące się
chodzenia, wczołgałam się do wanny, położyłam się i pozwoliłam wodzie pełznąć
po mojej skórze. Zwłaszcza mój brzuch wydawał się taki wrażliwy, że każda
kropla kłuła przy uderzeniu, jakby ktoś zrzucał z góry maleńkie pociski. Ale
mimo wszystko, było chłodno, uroczo i roztapiałam się w tym uczuciu.
Leżałam tam przez długi czas,
zasypiając i wybudzając się ze snu. Kiedy mój oddech wyrównał się, a ból w
mięśniach złagodniał, podniosłam się, pozwalając wodzie zmoczyć moje włosy i
polecieć po mojej twarzy.
Szampon stał się czarnym charakterem
mojej historii, piekąc mnie w oczy i męcząc mnie, jak próbowałam go wetrzeć i
wypłukać. Wydawały się minąć godziny, zanim leciała czysta woda, bym mogła
otworzyć oczy by mnie nie piekły. A potem nie mogłam przekonać się do zrobienia
tego samego z odżywką.
Zakręciłam wodę i oparłam się, czując
jak woda odpływa pode mną. Im dłużej trzymałam zamknięte oczy, tym cięższe
stawało się moje ciało. Małe kałuże cieczy na mojej skórze powoli się wysuszały
i to było dobre uczucie być pustą, nieruchomą przez moment.
Potem przypomniałam sobie o Garricku
i wiedziałam, że wystarczająco długo byłam samolubna.
Ściana wanny równie dobrze mogła być
krenelażem. Wspięcie się po niej zabrało mi całą siłę. Ubieranie w ogóle nie
wchodziło w rachubę. Owinęłam włosy w ręcznik, a ciało w szlafrok. Wzięłam
kilka myjek, zmoczyłam je zimną wodą, wykręcając je, żeby nie kapały.
Teraz czułam się trochę bardziej żywa
i zdołałam iść bez trzymania się ściany. Ból wciąż był w mojej głowie z każdym
krokiem, ale to było wykonalne. Mimo wszystko, czułam ulgę, opadając na łóżko
obok Garricka.
Ściągnęłam kołdrę, a on poruszył się,
ale nie obudził. Położyłam jedną mokrą myjkę na jego czole, a drugą na klatce
piersiowej. Ostatnią użyłam do otarcia jego ramion i nóg. Jednak i to stało się
zbyt trudne, więc zwinęłam ją i wsunęłam pod jego kark.
Potem położyłam się obok niego i
zasnęłam.
Następnym razem obudziliśmy się
razem. Wciąż miał gorączkę, ale przekonałam go do wypicia wody. Dopóki sama się
nie napiłam, nie zorientowałam się, jak byłam spragniona. Pomogłam mu wypić
całą szklankę, potem sama pochłonęłam dwie. Miałam dość energii, żeby zdjąć
gruby szlafrok i zastąpić go luźną piżamą. Położyłam nową, wilgotną myjkę na
czole Garricka, a on westchnął.
- Dziękuję – wymamrotał.
Nie miałam pojęcia jak był przytomny.
Z pewnością wiedział, że tam byłam, skoro zawołał kilka razy moje imię odkąd
się obudził. I wiedział, że był chory, ale nie wiedziałam ile poza tym
wiedział.
- Nie ma za co. Ale, żeby być
uczciwą, ty pierwszy się mną zaopiekowałeś.
Miał zamknięte oczy, ale uśmiechnął
się. – Jesteś w tym lepsza.
- To nie ma znaczenia – powiedziałam.
– Po prostu było miło, nie będąc samą.
Próbował obrócić się na bok, żeby być
do mnie twarzą, ale skończył na wyciągnięciu ramion, jego ciało nadal leżało
płasko. Otoczyłam ramieniem jego tors i pociągnęłam. Objął mnie ramionami i też
ciągnął, aż wylądował na boku i był o wiele bliżej mnie.
Kiedy się umościł, wypuścił
powietrze, wyczerpany małym ruchem. – Przepraszam – powiedział.
- Za co?
Za potrzebowanie pomocy? Zdawał się o
wiele silniejszy i lepszy niż byłam ja.
- Za zostawienie cię samą. Za
wtrącenie się między ciebie i Cade’a. Za bycie zbyt upartym, żeby powiedzieć
ci, że za tobą tęskniłem. Przepraszam.
Byłam skonsternowana, kawałki
układanki nie bardzo pasowały. Ale słyszałam to, co miało znaczenie, było mu
przykro i mnie też było przykro. A mój mózg był zbyt zakręcony, żeby pamiętać
wszystkie szczegóły tego, dlaczego to nie powinno się dziać. Przyciągnęłam go
do siebie i jego głowa opadła w zagięcie mojej szyi. Wciągnęłam głęboko
powietrze, co wydawało się być pierwszym razem od kilku miesięcy. Chciałam
zapytać go o telefon, o naszą kłótnię, o wszystko. Ale on mamrotał
„przepraszam” w kółko w moją szyję i tak naprawdę nie miało to znaczenia.
Przycisnęłam go do siebie mocniej, i
razem przetrwaliśmy chorobę i sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz