12.3.14

Losing It - rozdział dwudziesty czwarty

Około czwartej nad ranem obudziłam się w pocie, ciało przyklejone było do prześcieradła, a twarz do łóżka.
Sądzę, że gorączka na pewno opadła.
Położyłam ręce na łóżku, żeby się unieść, ale moja równowaga musiała zniknąć. Łóżko wydawało się nierówne. Sięgnęłam do tyłu, szukając lampki i włączyłam światło. Potem, ponieważ myślałam, że mam zwidy, wyłączyłam ją i jeszcze raz włączyłam. Uszczypnęłam się. Uszczypnęłam naprawdę mocno. Ale nic się nie zmieniło.
Garrick na pewno spał w moim łóżku.
Cholera.
Cholera.
Ile z mojego snu wywołanego gorączką było prawdziwe? Czułam się bezpiecznie, przypuszczając, że mój okres, jako pszczoła był fikcją, tak jak kilka mitologicznych zwierząt, które przysięgłabym, że widziałam. Potem mieszkałam na słońcu z kosmitami.
Lecz Garrick był w moim łóżku. Zdecydowanie był w moich snach, ale to wszystko nie mogło być prawdziwe. Czasami latał, przez większość czasu był nagi. I było tuzin więcej momentów, niektóre zamazane, niektóre bardzo wyraźne. Gdzie była granica? Co naprawdę się wydarzyło? Do diabła, czy to w ogóle było prawdziwe? Może tylko śniłam, że opadła mi gorączka. Wariowałam i zanim zdołałam opracować plan, już go wybudzałam.
Kiedy się ocknął, miał zaczerwienione oczy i był piękny. Przez chwilę byłam oszołomiona przez fakt, że spał na mojej poduszce.
Był w moim łóżku. Ze mną.
Śpiąc.
Spaliśmy razem!
- Obudziłaś się. – Boże, od kiedy półprzytomność i piękno tak bardzo do siebie pasowało? Potaknęłam z rozszerzonymi oczami, nie myśląc o tym, co powiem, gdy już go wybudzę.
- Jak się czujesz?
Na to mogłam odpowiedzieć.
- Jak gówno. Wszystko boli. Gardło jest najgorsze.
Wyciągnął rękę i położył ją na moim udzie. Jakby to było normalne. Jakbyśmy cały czas kładli ręce na swoich udach.
- To normalne, jak sądzę – powiedział. Rzecz z udami? Nie, nie… moje gardło. Ciągnął. – Potrzebujesz czegoś?
Pokręciłam głową. Co się do diabła stało, kiedy nic nie kojarzyłam?
Usiadł, a kołdra opadła na jego talię, ukazując cały jego tułów moim oczom. Kołdra oplatała jego biodra, przyciągając mój wzrok do mięśni znikających w jego szortach. Boże. Podniósł dłoń do moich włosów, włosów, które opadały prosto i tłusto na moją twarz, rażący kontrast do tego jak w tej chwili on dobrze wyglądał. Nie wydawał się przejmować.
Jeszcze raz, co do diabła się działo?
- Cieszę się, że nic ci nie jest – rzekł.
Kiwnęłam głową. Wiedziałam tylko jak kiwać głową, tylko to rozumiałam. Przynajmniej kiwanie głową nadal miało sens.
- Powinnaś wrócić do snu. Wciąż musisz odpocząć. Chyba że jesteś głodna?
Zaprzeczyłam.
- Zatem spać.
Lekko mnie popchnął, a ja powoli położyłam się, pewna, że w chwili kiedy moja głowa dotknie poduszki, ten alternatywny wszechświat przestanie istnieć.
Nie przestał.
Odsunął kołdrę i zszedł z łóżka.
- Wychodzisz? – zapytałam.
Zatrzymał się i zobaczyłam, jak zdaje sobie sprawę z tego, gdzie byliśmy i jak mało miał na sobie. Zawahał się, niepewny. To była taka dziwna emocja, rzadko widziałam ją w nim. – A chcesz tego? – Chciałam zatrzymać tę chwilę, przebadać ją, usunąć sekundę, w której ten śmiały chłopak był wypełniony wątpliwością. Oczywiście, że nie chciałam by wychodził! Nigdy nie chciałam, żeby wychodził!
Potrząsnęłam głową. Ciesząc się nieco, że znużenie utrzymywało mnie w spokoju.
Uśmiechnął się tak szeroko, że zapomniałam, iż wątpliwość kiedykolwiek istniała. – Więc nie wychodzę. Idę tylko po wodę. Wracaj do snu.
Odszedł, a ja odwróciłam się na bok. Słyszałam odkręcany i zakręcany kran. Próbowałam sobie wyobrazić co robił. Podłoga nie skrzypiała, więc nie wracał. Czy stał przy zlewie, pijąc? Czy może nie było skrzypienia, bo skończyła się moja iluzja i on już nie wróci? Czy podłoga zaskrzypiała, gdy szedł do zlewu? Nie mogłam sobie przypomnieć. Zaczęłam panikować. Może musiałam wstać, pójść za nim. Upewnić się, że był prawdziwy.
Wtem moje łóżko zapadło się i poczułam za sobą gorąco, ramię objęło mnie w pasie. Początkowo zesztywniałam, a potem tak nagle się zrelaksowałam, że praktycznie na niego opadłam. Był taki ciepły, że czułam się, jakbym znowu miała gorączkę.
Uniósł moje włosy na poduszkę, tak że moja szyja była odsłonięta. Potem poczułam coś, może czubek jego nosa, delikatnie ocierający się o moją skórę i podmuch jego oddechu.
- Garrick?
Zacisnął ramię, przyciskając ciało do mojego, nawet nasze uda były razem dociśnięte.
- Jutro, Bliss. Teraz śpij.
Spać? Pomysł wydawał się niemożliwy, ale gdy jego oddech się wyrównał, a ja przyzwyczaiłam się do jego dotyku, zorientowałam się, że wciąż byłam zmęczona. Chciałam przeanalizować to, co się wydarzyło, to co pamiętałam i tego, czego nie, ale sen zdawał się być ważniejszy.
Garrick miał rację. To mogło zaczekać do jutra. On tutaj będzie. Powiedział, że nie wyjdzie. Ale na wszelki wypadek, położyłam rękę na jego, która leżała na moim brzuchu. Myślałam, że już spał, ale był dosyć wybudzony, żeby zareagować, splatając nasze palce.
Gdy byłam pewna, że był prawdziwy i że nie odejdzie… gdy zniknęło moje zwątpienie, zasnęłam.
Obudziłam się kilka godzin później. Światło wlewało się przez moje wysokie okna, a moja skóra była śliska od potu. Przez chwilę myślałam, że znowu mam gorączkę. Usiadłam, a ramię Garricka zsunęło się z mojej talii. Jęknął.
Jego czoło zmarszczone było z kroplami potu znaczącymi jego twarz. Przycisnęłam rękę do jego czoła i rzeczywiście paliło. Wyglądał okropnie, ale wyobrażałam sobie, że ja wyglądałam gorzej. Moja skóra i ubrania były wilgotne od potu, jego i mojego. Wydawało mi się, że brud i choroba były rozsmarowane na mojej skórze.
Ostrożnie wysunęłam się z uścisku Garricka i położyłam nogi na chłodnej, drewnianej podłodze. Stanie bolało aż moje kości, jakby zostały złamane i źle nastawione, a teraz musiałam je znowu złamać, żeby poprawnie nastawić. Każdy krok wbijał gwoździe w moje pięty, kolana i biodra. Musiałam położyć dłoń na ścianie, żeby nie przewrócić się. A moja podróż do łazienki zawierała trzydzieści wolnych, powłóczących kroków, zamiast normalnych dziesięciu. Gdy tam dotarłam, brakowało mi tchu i byłam gotowa na kolejną drzemkę.
W moim przyćmionym bólem umyśle bycie umytą wydawało się bardzo ważne. Odkręciłam prysznic, pozostawiając go na chłodnej stronie, zamiast automatycznie nastawiając go na gorącą, jak zazwyczaj. Zrzuciłam ubrania, lamentując za każdym razem, gdy zdjęłam jeden kawałek i odkryłam pod nim jeszcze jedną warstwę. Kiedy dotarłam do stanika, niemal się poddałam.
W końcu byłam wolna, ale nie miałam już energii do stania w prysznicu, którego chciałam. Jak dziecko uczące się chodzenia, wczołgałam się do wanny, położyłam się i pozwoliłam wodzie pełznąć po mojej skórze. Zwłaszcza mój brzuch wydawał się taki wrażliwy, że każda kropla kłuła przy uderzeniu, jakby ktoś zrzucał z góry maleńkie pociski. Ale mimo wszystko, było chłodno, uroczo i roztapiałam się w tym uczuciu.
Leżałam tam przez długi czas, zasypiając i wybudzając się ze snu. Kiedy mój oddech wyrównał się, a ból w mięśniach złagodniał, podniosłam się, pozwalając wodzie zmoczyć moje włosy i polecieć po mojej twarzy.
Szampon stał się czarnym charakterem mojej historii, piekąc mnie w oczy i męcząc mnie, jak próbowałam go wetrzeć i wypłukać. Wydawały się minąć godziny, zanim leciała czysta woda, bym mogła otworzyć oczy by mnie nie piekły. A potem nie mogłam przekonać się do zrobienia tego samego z odżywką.
Zakręciłam wodę i oparłam się, czując jak woda odpływa pode mną. Im dłużej trzymałam zamknięte oczy, tym cięższe stawało się moje ciało. Małe kałuże cieczy na mojej skórze powoli się wysuszały i to było dobre uczucie być pustą, nieruchomą przez moment.
Potem przypomniałam sobie o Garricku i wiedziałam, że wystarczająco długo byłam samolubna.
Ściana wanny równie dobrze mogła być krenelażem. Wspięcie się po niej zabrało mi całą siłę. Ubieranie w ogóle nie wchodziło w rachubę. Owinęłam włosy w ręcznik, a ciało w szlafrok. Wzięłam kilka myjek, zmoczyłam je zimną wodą, wykręcając je, żeby nie kapały.
Teraz czułam się trochę bardziej żywa i zdołałam iść bez trzymania się ściany. Ból wciąż był w mojej głowie z każdym krokiem, ale to było wykonalne. Mimo wszystko, czułam ulgę, opadając na łóżko obok Garricka.
Ściągnęłam kołdrę, a on poruszył się, ale nie obudził. Położyłam jedną mokrą myjkę na jego czole, a drugą na klatce piersiowej. Ostatnią użyłam do otarcia jego ramion i nóg. Jednak i to stało się zbyt trudne, więc zwinęłam ją i wsunęłam pod jego kark.
Potem położyłam się obok niego i zasnęłam.
Następnym razem obudziliśmy się razem. Wciąż miał gorączkę, ale przekonałam go do wypicia wody. Dopóki sama się nie napiłam, nie zorientowałam się, jak byłam spragniona. Pomogłam mu wypić całą szklankę, potem sama pochłonęłam dwie. Miałam dość energii, żeby zdjąć gruby szlafrok i zastąpić go luźną piżamą. Położyłam nową, wilgotną myjkę na czole Garricka, a on westchnął.
- Dziękuję – wymamrotał.
Nie miałam pojęcia jak był przytomny. Z pewnością wiedział, że tam byłam, skoro zawołał kilka razy moje imię odkąd się obudził. I wiedział, że był chory, ale nie wiedziałam ile poza tym wiedział.
- Nie ma za co. Ale, żeby być uczciwą, ty pierwszy się mną zaopiekowałeś.
Miał zamknięte oczy, ale uśmiechnął się. – Jesteś w tym lepsza.
- To nie ma znaczenia – powiedziałam. – Po prostu było miło, nie będąc samą.
Próbował obrócić się na bok, żeby być do mnie twarzą, ale skończył na wyciągnięciu ramion, jego ciało nadal leżało płasko. Otoczyłam ramieniem jego tors i pociągnęłam. Objął mnie ramionami i też ciągnął, aż wylądował na boku i był o wiele bliżej mnie.
Kiedy się umościł, wypuścił powietrze, wyczerpany małym ruchem. – Przepraszam – powiedział.
- Za co?
Za potrzebowanie pomocy? Zdawał się o wiele silniejszy i lepszy niż byłam ja.
- Za zostawienie cię samą. Za wtrącenie się między ciebie i Cade’a. Za bycie zbyt upartym, żeby powiedzieć ci, że za tobą tęskniłem. Przepraszam.
Byłam skonsternowana, kawałki układanki nie bardzo pasowały. Ale słyszałam to, co miało znaczenie, było mu przykro i mnie też było przykro. A mój mózg był zbyt zakręcony, żeby pamiętać wszystkie szczegóły tego, dlaczego to nie powinno się dziać. Przyciągnęłam go do siebie i jego głowa opadła w zagięcie mojej szyi. Wciągnęłam głęboko powietrze, co wydawało się być pierwszym razem od kilku miesięcy. Chciałam zapytać go o telefon, o naszą kłótnię, o wszystko. Ale on mamrotał „przepraszam” w kółko w moją szyję i tak naprawdę nie miało to znaczenia.

Przycisnęłam go do siebie mocniej, i razem przetrwaliśmy chorobę i sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz