12.3.14

Losing It - rozdział piętnasty

Eric przeglądał kartki, szukając czegoś, kiedy weszłam w środę do audytorium. – O, Bliss, jak zawsze jesteś wcześnie. Świetnie. Chyba zgubiłem moje notatki, więc pobiegnę do gabinetu. Zajmij miejsce z Garrickiem i rozluźnij się przez chwilę.
Pomimo faktu, że miałam już rolę, byłam kłębkiem nerwów przez te ponowne przesłuchania. Co jeśli wszyscy oczekują ode mnie perfekcyjności? Co jeśli moje przesłuchanie było tylko szczęśliwym trafem? Patrzyłam jak Eric wychodzi przez drzwi na zapleczu i zastanawiałam się… Co jeśli zmienił zdanie?
Usiadłam w rzędzie pod Garrickiem, chcąc wyjść i zabić trochę czasu w poczekalni razem z aktorami czekającymi i przygotowującymi się na drugą rundę przesłuchania. Kiedy nachylił się do mnie, powiedziałam. – Hej… przyjacielu.
Przestałam starać się nie być zakłopotaną i zamiast tego przyjmowałam to, co się działo.
Roześmiał się, dobrze. Z pewnością mogło być gorzej. – Nie całkiem wiarygodne, ale celujący za wysiłek – powiedział.
- Ktoś jest łatwym stawiaczem ocen.
- Ktoś ma jedynie słabość, jeśli chodzi o ciebie. – Nachylał się nade mną, a chociaż jego twarz była ode mnie jakieś dobre 30 centymetrów, przysięgam, że poczułam te słowa, jakby wyszeptane mi były do ucha. – Przepraszam – odparł niemal od razu. – Czasami zapominam.
- Ja też – rzekłam. Ale to było kłamstwo. Nigdy tak naprawdę nie zapominałam. Chciałam. Chciałabym po prostu zapomnieć o dzielących nas milach i pozwolić sobie siedzieć tylko kilkadziesiąt centymetrów od niego, ale nie potrafiłam. Odchrząknął i tym razem nie wyobrażałam sobie jego bliskości, on był blisko mojego ucha.
- Muszę cię o coś zapytać.
- Okej. – Nadeszła moja lekko zachrypnięta odpowiedź.
- Cade.
Odwróciłam się skonsternowana i natychmiast odchyliłam się, ponieważ zbyt bardzo zbliżyłam się do jego twarzy.
- To nie jest pytanie.
- Nadal z nim jesteś?
- Z nim?
- Ja tylko… nie mogę stwierdzić. Dalej siedzicie razem na zajęciach, ale teraz jest inaczej. Więc pomyślałem, że może zerwaliście.
Myślał, że umawiam się z Cadem? Jak cholernie byłam nieświadoma? Cały świat najwyraźniej dostrzegał uczucia mojego najlepszego przyjaciela do mnie. To tyle z bycia jak Nancy Drew, w tym scenariuszu byłam Kudłatym i Scooby Doo.
- Nie było czego zrywać – powiedziałam mu.
- Co?
- Tak! Nie jestem z Cadem. Nigdy nie byliśmy razem. – Miał rozszerzone oczy, a głowę pochylał w sposób mówiący, że mi nie wierzył. – To właśnie myślałeś przez cały czas? Że zdradziłam go z tobą?
O mój Boże. Facet, w którym mogę się zakochiwać myślał, że jestem zdzirą. Czy sprawy mogą jeszcze bardziej się schrzanić?
Potrząsał głową, ale nie byłam pewna czy było to nie, czy tylko próbował to rozgryźć. – Nie wiem, co myślałem. Zawsze jesteście razem, on cię dotyka, zawsze cię dotyka. Uwierz mi, zauważyłem. Po prostu przypuściłem, że to dlatego… cóż, dlatego uciekłaś tamtej nocy.
- Nie uciekłam przez Cade’a. Musiałam odebrać kota…
- Bliss, nie jestem idiotą.
Boże, to by było na tyle. Sądziłam, że powiodła mi się ta okropna wymówka. To znaczy, oczywiście to go nie zniechęciło, tak jak początkowo myślałam. Ale zawsze wiedział, że to była wymówka, tylko miał zły powód. A ja nie mogłam wyjawić mu prawdziwego powodu, nie teraz, nie w tym teatrze, gdzie powinniśmy być profesjonalni (choć jestem pewna, że profesjonalność już zniknęła).
- Mam kota! Naprawdę! – Niech to szlag… czemu nawet nie mogłam sobie przypomnieć płci mojego wymyślonego kota? – Um… jest szara, urocza i nazywa się… - powiedziałam pierwszą rzecz, która wpadła mi do głowy. – Hamlet.
Byłam geniuszem. Nawet nie potrafiłam wymyśleć kotki z dziewczyńskim imieniem. Tak, jakby był most w mojej głowie pomiędzy racjonalnością i absurdalnością, a ja jakoś go spaliłam.
- Masz kota wabiącego się Hamlet?
- Mam. – Zabijcie mnie teraz. – Zdecydowanie mam.
To było to. Będę musiała zdobyć kota.
- Dobrze. Więc jeśli nie umawiasz się z Cadem, to co się pomiędzy wami dzieje?
Czułam jak gorąco wkrada się na skórę mojej szyi. – Nic.
- Jesteś okropną kłamczuchą.
Byłam okropną kłamczuchą. Moje usze pewnie wyglądały jakbym spędziła godzinę na łóżku opalającym. – To nic. Po prostu coś wydarzyło się w piątek, kiedy byłam… jak wy, Brytyjczycy, to mówicie? Spita? Zalana?
Odsunął się ode mnie, ale zaciskał ręce na oparciu mojego krzesła. – Spałaś z nim?
- Co? Nie!
Nie pochylił się z powrotem, ale rozluźnił uchwyt na krześle. Musnął moje ramię knykciem. – Dobrze.
- Garrick… - Szedł w miejsce, gdzie nie powinniśmy iść.
Uśmiechnął się impertynencko. – Co? Tylko dlatego, że nie mogę cię teraz mieć, nie znaczy, że nie przeszkadza myśl, że on ciebie ma.
Mój mózg znowu przewrócił się przez ten zwrot teraz, ale odepchnęłam się od tego. – Udam, że właśnie nie odniosłeś się do mnie jak do własności, która może do kogoś należeć.
- Czy my nie możemy do siebie należeć?
Jeżeli umysły mogą dostać orgazmu, jestem pewna, że takie było to uczucie. Nie powinno mi się to podobać, lecz była zaborczość w jego głosie odbijająca w jego pociemniałych oczach, posyłając dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa, aż palce zdrętwiały mi przez pustkę. Nie mogłam odpowiedzieć na jego pytanie, zatem zadałam swoje. – Co w ciebie wstąpiło? Myślałam, że obiecałeś mi, że już tego znowu nie zrobimy.
Przeciągnął ręką przez włosy, pasma stanęły w uroczy sposób, wywołując podskok mojego żołądka.
- Sam nie wiem. Ja tylko… szalałem na myśl o waszej dwójce razem.
- Pocałowaliśmy się. Nic więcej.
Wzdrygnął się, jakbym powiedziała, że ja i Cade bierzemy ślub i będziemy mieć dom pełen dzieci. Nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz. Sprawiała, że chciałam robić szalone rzeczy. – To był tylko pocałunek. Nic nie znaczył – powtórzyłam się.
- Nie chcę, żeby ktoś inny cię całował.
- Garrick… - Zaczynałam nienawidzić ostrzegającego tonu w moim głosie. Jeżeli on nadal będzie tak naciskał, już dłużej nie będę w stanie odmawiać. Rzucę się na niego, najprawdopodobniej w chwili, kiedy Eric wróci.
- Wiem, że nie jestem sprawiedliwy. Właściwie to jestem łajdakiem. Wciąż mówię sobie, żeby zostawić cię w spokoju, ale prawdą jest, że… nie wiem czy potrafię. A teraz, kiedy wiem, że nie jesteś z Cadem…
- Co ty mówisz?
Drzwi zaplecza zaskrzypiały, a ja zorientowałam się, jak blisko byliśmy. Z sercem walącym jak ruszona struna gitary, przeniosłam się o parę miejsc, chwilę przed tym jak Eric wrócił do pomieszczenia.
Triumfalnie podniósł swój zeszyt. – Mam go! I przyniosłem ci prawdziwy scenariusz, Bliss, byś nie musiała używać stron.
Zmuszałam serce do uspokojenia, kiedy Eric podał mi scenariusz.
Nie patrz na Garricka. Nie patrz na niego.
Nie miało to znaczenia… aż za bardzo czułam jego obecność. Choć odsunęłam się od niego o parę rzędów, byłam pewna, że będę wiedzieć o każdym jego poruszeniu się, nabraniu oddechu czy spojrzeniu w moją stronę.
Mała książka była przyjemna w dotyku, wciąż ciepła od rąk Erica i musiałam zwalczyć chęć zagłębienia się w tej chwili w słowa, aby odwrócić swoją uwagę od Garricka. Inspicjentka, Alyssa, która była ode mnie rok młodsza, weszła do pokoju, ogłaszając, że jesteśmy gotowi zacząć, w każdej chwili kiedy będzie gotowy i Eric.
Skinął głową, żeby zaczynać, po czym odwrócił się do mnie. – Bliss, zaczynamy z Hipolitem. Raz jeszcze przedstawią swoje monologi, a wtedy ty tam wskoczysz. Trzymaj się tego, co robiłaś w twoim monologu. Graj obiektywną – pragniesz go, ale twój wstyd, twój strach jest twoją własną przeszkodą.
Zerknęłam na Garricka. Powinno byś dosyć proste.
Alyssa wróciła, Jeremy spokojnie szedł za nią. Usiadła przy stole komputerowym, a on stanął pośrodku sceny z wyprostowanymi plecami i uniesioną brodą.
Wyglądał dobrze. Uśmiechnęłam się do niego z dumą. Nasz mały student drugiego roku.
- Cześć, Jeremy. Chciałbym zacząć od zobaczenia raz jeszcze twojego monologu, żeby po prostu zacząć. Potem zobaczymy jak poradzisz sobie z Bliss.
Jeremy odchrząknął. Milczał przez chwilę.
Uwielbiałam ten moment. Był to szczyt oczekiwania oraz nadziei. Tak jak skakanie z klifu, wiedząc, że to co przyjdzie potem będzie przerażające i piękne, sensem życia. Ten moment… był uzależniający.

Zbyt jawnie odkryłem moje karty;
Rozum, statek w szaleństwo się nagłe przemienia.

Gdy Jeremy zaczął, w jego występie była rozpacz, ale brzmiał młodo. Wyglądał młodo. Kiedy mówił, wypływały jego słowa i emocje. Jak zaczął swoje wyznanie miłości do Arycji, nie można było zatrzymać tego wylewu uczuć.

To serce, wprzód tak pyszne, wreszcie się poddało.
Od pół roku już, wstydu pełen i rozpaczy,
Wlokąc grot, co mą drogę krwawym śladem znaczy,
Klnąc ciebie, pani, siebie, daremnie się bronię.

Dopiero wtedy zadałam sobie sprawę, że i Hipolit, i Fedra byli zakochani oraz zawstydzeni – Fedra z powodu tego, kogo kochała, a Hipolit, że w ogóle kochał. Mogłam zobaczyć w występie Jeremy’ego zjadający go wstyd i zastanawiałam się czy ja tak wyglądałam podczas przesłuchania… czy tak wyglądałam za każdym razem, gdy myślałam o Garricku.

Gdyś blisko jest, uchodzę, gdyś daleko, gonię.[1]

Spojrzenie Garricka utkwione było w Jeremym, czasami spoglądając na notatki, które zapisywał w notatniku na kolanach. Ostatnie zdanie odbijało się echem w mojej głowie jak muzyka, melodia, która tkwi i nie daje ci spokoju.
Gdy blisko był, uchodziłam. Ale bez względu na wielkość dystansu pomiędzy nami, wciąż do niego wracałam. Wszystko wciąż wracało do niego.
Eric wstał z miejsca, mówiąc. – Dobrze. Dobrze. Zobaczmy cię z Bliss.
Oderwałam wzrok od Garricka, łapiąc za scenariusz. Podeszłam do sceny, kolana miałam trochę słabe, a stopy z jakiegoś powodu odrętwiałe.
Choć uwielbiałam Jeremy’ego, w ciągu paru minut stało się dla mnie jasne, że on nie był Hipolitem. Po pierwsze, nie był heroicznym, przystojnym młodym mężczyzną, potrafiącym wywrócić do środka serce Fedry. Był bardziej chłopcem. Posiadał pasję, ale czasami nawet to nie wystarczało.
Przeszliśmy jeszcze przez dwóch chłopaków, którym również czegoś brakowało – obojgu pewności siebie. Te przesłuchania poszły szybko.
Wtedy nadeszła kolej Cade’a.
Zawsze uważałam, że najlepszym atutem Cade’a był jego głos. Na scenie zmieniał się w niskie dudnienie, które bez względu na głośność, miało moc. A z rolą, w której wiele zależało od tekstu i liryzmu w zdaniach – jego głos był idealny. Zawsze trudno było odczytać minę Erica, ale zdecydowanie wyglądał na bardziej zadowolonego Cadem niż z dwóch poprzednich przesłuchań.
Kiedy rzeczy się rozpadają, wchodzę na scenę razem z Cadem. Przedstawialiśmy scenę, gdzie Fedra wyjawia swoje uczucia do Hipolita. Rozmawiali o śmierci Tezeusza – męża Fedry i ojca Hipolita. Hipolit nigdy nie lubił swojej macochy. Nie wiedział, że źle go traktowała, żeby łatwiej utrzymywać dystans, ponieważ kochała go jeszcze za nim Tezeusz ponoć umarł.
Radziliśmy sobie świetnie przy śmierci Tezeusza, ale ledwie przeszłam przez połowę monologu, gdzie deklarowałam swoje uczucia, kiedy Eric wszedł na scenę.
- Stop, stop. Cade, co ty robisz?
Cade wyglądał na oszołomionego i może na skraju bycia chorym. – Przepraszam?
- Gardzisz nią. Kiedy opada na ciebie ujawnienie jej uczuć, powinieneś być przerażony, zdegustowany, nawet zagniewany.
- Oczywiście, proszę pana.
- Więc dlaczego wyglądasz jak chore z miłości szczenię, które odwzajemnia jej uczucia?
Tak jakbym już nie miała dość poczucia winy w tym występie, poczułam kolejny ciężar winy. To była moja wina. Nie chodziło o rolę. Chodziło o mnie. Tak długo ukrywał swoje uczucia do mnie, ale od imprezy, od pocałunku, zauważyłam, że to wszystko zbliżało się do wyjścia na powierzchnię. Nosił nadzieję jak zimowy płaszcz, pokrywający go całego.
Nie patrzyłam na niego, jak rozmawiał z Ericiem, bo nie byłam pewna czy potrafię ukryć litość, a on nie chciałby jej zobaczyć. Zamiast tego popatrzyłam na Garricka. Miał napiętą twarz. Chociaż był ode mnie około cztery metry dalej, wydawało mi się, że patrzę na niego z bardzo daleka. Patrzył na mnie przez chwilę dłużej, potem przeniósł spojrzenie na Cade’a, jeszcze bardziej marszcząc czoło. Po kilku sekundach znowu spojrzał mi w oczy i przytrzymywał mnie wzrokiem. Było coś innego w jego spojrzeniu, coś się zmieniło, coś co przyśpieszyło bicie mojego serca i poczułam gęsią skórkę.
Skończyliśmy z Cadem scenę bez incydentów. Nie był to jego najsilniejszy występ, ale i tak sądziłam, że był najlepszy. Chociaż chyba byłam stronnicza. Powinnam cieszyć się, że mój przyjaciel miał problem z choćby graniem zdegustowanego mną. Ale w podświadomości miałam zasianą myśl, która korzeniami wbijała się głębiej, mimo moich prób jej odepchnięcia.
Gdyby znał prawdziwy powód, dla którego powiedziałam może… gdyby wiedział, co nas dzieliło, zapewne nie miałby kłopotu z czuciem wstrętu do mnie.
Byłam trochę nieskoncentrowana przez kolejne przesłuchanie. Tak bardzo, że Eric zdecydował, że czas dać mi przerwę. Potrzebując świeżego powietrza, wyszłam przez wyjście ewakuacyjne (którego nigdy nikt nie używał) i wiedziałam, zanim drzwi znowu się otworzyły, że Garrick pójdzie za mną.
- Dobrze sobie radzisz – powiedział.
Wypuściłam szybki oddech. Mógłby to być śmiech, gdybym miała więcej energii. – Taa, dlatego jesteś tutaj, starając się polepszyć mi humor.
- Moje powody bycia tutaj są całkowicie samolubne.
Wmawiałam sobie, że przyzwyczaję się do jego bezpośredniości.
Nigdy to się nie stało.
- Miałeś rację. Zachowujesz się jak łajdak.
Mało rozgorączkowania zostało w moich słowach, kiedy uśmiechnął się szeroko.
Obszedł mnie, patrząc w jakiś odległy punkt na kampusie. – Wciąż myślę, że ta sztuka jest znakiem. Bardzo podobna do nas.
- W tej sytuacji ja jestem pełną żądzy matką czy ty?
Wrócił do mnie spojrzeniem, zniżając i przesuwając nim po kształtach mojego ciała. – Och, to z pewnością ja – odparł. – Fedra cały czas twierdzi, że jest samolubna. Że nie cierpi siebie za to, ale i tak to robi. Nie może odmówić sobie tego, czego pragnie, nawet jeśli znaczy to upadek dla niej i dla niego.
- I nauczyłeś się czegoś z naszego literackiego podobieństwa?
- Nie bardzo. Sądzę, że zrobiłaby to znowu, gdyby była taka szansa… szansa, że wszystko dobrze się powiedzie. Nawet jeśli z 99 razów na 100 historia kończy się źle, jest to warte, jeśli choć raz będzie ona mieć szczęśliwe zakończenie.
- Posłuchaj, Garrick, chociaż te podobieństwo, które rysujesz jest urocze, zwłaszcza z tym akcentem, jestem trochę zmęczona metaforami i byciem porównywaną do przesądzonych historii miłosnych. Po prostu powiedz, to co chcesz powiedzieć. Przez całą noc siedziałam nad starożytnym tekstem. Nie chcę musieć i ciebie rozszyfrowywać.
- Mówię, że się myliłem. – Zbliżył się o krok, a moje wyczerpanie odleciało, zastąpione przez elektryczność pod skórą. – Mówię, że cię lubię. Mówię, że nic mnie nie obchodzi, że jestem twoim nauczycielem.
Potem mnie pocałował.
Odepchnęłam go, zanim moje serce i umysł zostały zmiecione. Przyjemność uderzyła mnie, kiedy pocałunek już się skończył, więc wydawała się być echem. A chociaż to ja go odepchnęłam, to brakowało mi go.
- Garrick, to szaleństwo.
- Lubię szaleństwo.
Pytaniem było… czy ja lubiłam? Była to najbardziej szalona rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam i równocześnie przerażało mnie to, jak i ekscytowało. Cofnęłam się, potrzebując przestrzeni na namysł, żeby zastanowić się nad tym obłędem. Było tyle możliwości, w jakich mogło to wszystko pójść źle. Ale jednak po raz pierwszy w życiu stwierdziłam, że moje życie jest bardziej interesujące niż historia postaci na kartce. I Boże, jak ja chciałam znać zakończenie.
A czy Eric nie powiedział, że byłam lepsza, gdy podejmowałam śmiałe wybory. Mówił o graniu, ale czy nie mówiło to również prawdy o życiu?
Dłoń Garricka musnęła moje czoło, po czym wróciła do moich włosów.
- Pomyśl o tym.
O, pomyślę. Najprawdopodobniej tylko o tym będę myśleć.
Przycisnął do mojego czoła szybki, delikatny pocałunek i zostawił mnie na zewnątrz z pomieszanymi myślami i sercem w bałaganie.



[1] Reacine Jean – Fedra; Akt II, Scena druga – tłumaczenie Antoniego Libera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz