18.3.14

Keeping Her - rozdział ósmy

Bliss
Boże, jego mama powinna być prawniczką, a nie zarządzać finansami. Tylko jej spojrzenie było jak haczyk rybacki, wybawiając ze mnie wszystkie sekrety. A ja byłam biedną rybą, zwisającą na lince, rozrywał mnie zardzewiały kawałek metalu. Po godzinie przebywania z nią pozostałabym w pozycji embrionalnej, wygłaszając traumy mojego dzieciństwa, tak jak wtedy gdy Jimmy ściągnął mi spodnie na szczycie zjeżdżalni podczas wakacji w trzeciej klasie.
- Ustaliliście już datę?
Prawie ją zapytałam czy wolałaby wybrać za nas.
- Cóż… jeszcze nic nie ustalamy. Ale myśleliśmy może o czerwcu. Albo sierpniu.
- Przyszłego roku? O, zdecydowanie pasuje.
- Właściwie to w tym roku… proszę pani.
- Tym roku? Ale to tylko za parę miesięcy.
- Wiem, ale nie myśleliśmy o niczym wielkim. Mała ceremonia dla bliskich przyjaciół i rodziny.
- Ale nie będziecie nawet zaręczeni rok.
W tej jednej rzeczy nie zamierzałam jej się poddawać. Nie było do diabła mowy, żebym miała czekać ponad rok na wzięcie ślubu. Garrick i ja już dosyć się naczekaliśmy, wystarczało nam na całe życie.
- Tak, ale jesteśmy ze sobą od ponad roku.
- Nie, wy… - Jego matka zamilkła ze zmarszczonymi brwiami i jednym palcem w powietrzu. – Poczekaj, byliście razem od ponad roku?
Potaknęłam i od razu marzyłam, żeby tego nie zrobić. Zmrużyła oczy i wymierzyła we mnie spojrzenie, które bardziej było młotem kowalskim niż haczykiem rybackim.
- Odnosiłam wrażenie, że poznaliście się w Filadelfii. Ale Garrick rok temu uczył w Teksasie.
Przełknęłam ślinę. Boże, proszę nie mów mi, że Garrick nie powiedział im jak się poznaliśmy. Po tym jak powiedział Grahamowi i jego wielkiej przemowie o nie kłamaniu i byciu zażenowanym, po prostu przypuściłam, że im powiedział, w każdym razie podstawy.
Patrząc na wyrachowany wyraz twarzy jego matki, musiałam powiedzieć, że odpowiedzią było wielkie, grube nie. – Zatem poznaliście się w Teksasie?
Starałam się powiedzieć tak, ale wydałam tylko jakieś odgłosy i skinęłam głową.
- Ile masz lat, Bliss?
Mogłam mieć narkolepsję! Przez to uniknęłabym pytania, prawda? Mogłabym udać omdlenie. A może naprawdę zemdleję?
Mój brak odpowiedzi musiał być dla niej wystarczającym potwierdzeniem, ponieważ obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku Garricka.
Ominęłam ją i uniosłam ręce.
- Pani Taylor, proszę poczekać. Nie zrobiliśmy nic złego. Przyrzekam.
- Och, skarbie. – Jej uśmiech przyprawiał mnie o dreszcze. – Nie sądzę, że zrobiłaś coś złego.
- Nie? – Byłam wstrząśnięta do oniemiałości.
- Nie, kochana. Mój syn jest tym, który zrobił coś złego.
Wzdrygnęłam się, jakby mnie spoliczkowała. W głowie miałam dość wątpliwości o związek z Garrickiem, wszystkie wydawały się powiększać od momentu, kiedy przyjechaliśmy. Nie potrzebowałam, żeby dodawała jeszcze do tej ilości. Wyprostowałam się i w mojej prostej, taniej sukience postawiłam się jej nieskazitelnej, bez wątpienia ohydnie drogiej koktajlowej sukni.
- Z całym należytym szacunkiem, pani Taylor. Myli się pani. Pani syn mnie kocha. A ja kocham jego. Oboje jesteśmy dorośli, tak jak byliśmy, gdy się poznaliśmy. Jeżeli teraz zrobi pani z tego wielką aferę, to zniszczy pani tylko przyjęcie i możliwie już niestabilną relację jaką ma pani z synem. On ma dwadzieścia sześć, prawie dwadzieścia siedem lat. Ma karierę oraz narzeczoną i nic pani nie wygra, traktując go znowu jak dziecko. Jest dorosły – powtórzyłam, choć było to kolejne słowo, które było mówione i myślane tak wiele razy, że zaczęło tracić swoje znaczenie. – Oboje jesteśmy. Nie ma znaczenia to jak się poznaliśmy.
Jej czerwone wargi spłaszczyły się w linię, a jej wzrok był na tyle ostry, żeby przeciąć chleb. Wydała dźwięk w gardle, nie całkiem śmiech, bardziej odgłos zaskoczenia. – Jednak masz głowę na karku.
Hejka, dwuznaczny komplemencie. Często się widujemy.
Brakowało jej narządów istotnych dla życia… na przykład serca. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, po czym gładko odwróciła się plecami do miejsca, gdzie stał Garrick.
- Dwa pytania, Bliss.
Czy naprawdę ją zagadałam? Jasna cholera.
- Tak, proszę pani.
Pstryknęła paznokciami i odwróciła ode mnie wzrok, pytając. – Chciałabyś zjeść w czwartek lunch?
Byłam tak zszokowana, że niemal zadławiłam się własną śliną, co totalnie zrujnowałoby moment głowy-na-karku sprzed kilku chwil.
Powstrzymałam się przed powiedzeniem „Um” i odparłam. – Tak. Lunch. Z chęcią.
- Fantastycznie. Ostatnia rzecz. Chcecie szybko się pobrać?
- Tak, proszę pani, chcemy.
- Jesteś w ciąży?
Zbladłam i powiedziałam stanowczo. – Nie. Absolutnie nie. Nie jestem… nie jesteśmy…
Zatrzymałam się. Całkowicie. Z piskiem opon. Oparłam się pokusie sięgnięcia po mój dzienny plan. I tak go nie miałam. Zostawiłam go w Filadelfii. Ale miałam słabe wspomnienie jak zapisywałam notatkę, żeby pójść po receptę tabletek antykoncepcyjnych, bo mi się skończyły.
Jak dawno to było? Kończyłam granie Piotrusia Pana i wykonywaliśmy maksymalną liczbę przedstawień w tygodniu, bo tak dobrze się sprzedawały. Byłam bardzo zajęta i… szlag by to.
- Ja…
Zamknęłam rozdziawione usta i posłałam jej napięty uśmiech. Potrząsnęłam głową, mówiąc. – Nie. Nic takiego.
Kurde. Czemu moje wspomnienie było tak rozmazane? Tak właśnie się działo, kiedy pracowało się w wielu robotach bez zgodności i grało się te same przedstawienia dzień po dniu. Zrobiło się naprawdę cholernie trudne rozróżnianie jednego dnia od drugiego.
- Dobrze – powiedziała pani Taylor. – Pozwolę ci wrócić do mojego syna.
Potaknęłam, myślami będąc tysiąc mil dalej.
- I Bliss?
Podniosłam głowę i raz jeszcze spotkałam jej chłodny wzrok.
- Bez psucia już rzeczy, dobrze?
- Jasne. – Parsknęłam obolałym śmiechem. – Oczywiście.
Oddaliła się, jej obcasy stukały o marmurową podłogę i powinnam była czuć ulgę, widząc jak odchodzi. Powinnam była cieszyć się, kiedy Graham i Rowland przyszli sprawdzić co u mnie, ale nic takiego nie czułam.
Bo jeżeli dobrze pamiętałam, to się spóźniałam.
Było mi niedobrze.

- Nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo byłaś pijana. Musisz ważyć tyle co piórko.
Rowland i Graham czekali na mnie, gdy wyszłam z łazienki i nie wiedziałam czy chciałam znaleźć Garricka, czy go unikać, czy chciało mi się krzyczeć, płakać, czy jeszcze więcej wymiotować.
- Po prostu… muszę na trochę usiąść.
- Pójdziemy do pokoju dziennego – powiedział Graham.
Niesz to szlag. Te miejsce miało pieprzony pokój dzienny. Moi rodzice byli dumni z ich nowo zreorganizowanej łazienki, a to miejsce praktycznie było pałacem.
Ten pokój był o wiele ładniejszy niż w mojej wyobraźni. Był dużo bardziej elegancki niż pokój, który wyobrażałam sobie z ery Dumy i uprzedzenia. Wszędzie kłębili się ludzie, stojąc przy wysokich oknach i luksusowych zasłonach. Znalazłam pusty kremowy szezlong i opadłam na niego, zbyt przygnębiona aby martwić się, że się ubrudzi.
Mogłam źle pamiętać. Miałam nadzieję, że źle pamiętałam. Ale pamiętałam, że ostatnim razem jak miałam okres to był to ostatni tydzień Piotrusia Pana. Dlatego zapomniałam paczce tabletek, bo wtedy nie mieliśmy ryzyka zajścia w ciążę. A to było… ile? Sześć tygodni temu? Może pięć? Tak czy inaczej więcej niż miesiąc. Ale czasami ludziom spóźniało się i nie byli w ciąży. To się zdarzało… prawda?
Mogę totalnie wyciągać pochopne związki.
Albo mogło coś we mnie rosnąć.
Boże, to brzmiało jak film science-fiction.
Co ja wiedziałam o byciu mamą? Co ja wiedziałam o czymkolwiek? Byłam całkowitym bałaganem. Nie potrafiłam nawet opłacać własnych podatków ani przetrwać przyjęcia zaręczynowego czy zaświecić pieprzonego światła bez rozbicia czegoś. I miałam wychować człowieka?
Moje dziecko byłoby tak bardzo towarzysko nieudolne, że nie potrafiłoby nawet prosto chodzić, wypowiadać całe zdania czy być w towarzystwie innych ludzi.
Urodziłabym dziecko pustelnika.
Oddychaj. Oddychaj.
Niech to szlag. Zbyt bardzo przypominało mi to szkołę rodzenia i znowu zrobiło mi się niedobrze.
Co jeśli okaże się, że będzie jak Hamlet diabelska kocica i mnie znienawidzi?
Kurde. Kurde.
Naprawdę chciałam wykrzyknąć głośno te słowo, ale prawdopodobnie nie ta pora i miejsce.
- Nic jej nie jest?
Otworzyłam oczy, widząc wysoką blondynkę, której nogi zawstydzały moje. Miała na sobie krótką, obcisłą czarną sukienkę z cudownymi turkusowymi obcasami i zasadniczo stała nade mną modelka, kiedy dyszałam i próbowałam nie stracić zawartości żołądka.
Dzięki, świecie. Bardzo to doceniam.
- Teraz nie jest dobra pora, Kayleigh – odparł Graham.
- Stało się coś? Nie zerwali, prawda?
Dlaczego brzmiała na tak pełną nadziei?
Rowland odezwał się przede mną. – Nie, po prostu źle się czuje. Później cię znajdziemy, Kayleigh.
- Och, okej. No więc czuj się lepiej.
Nienawidziłam, kiedy ludzie to mówili. Jakbym w magiczny sposób mogła to urzeczywistnić. Albo jakbym sama rozpaczliwie tego nie chciała. Ale, jeeezu, dzięki za rekomendację.
Gdy zniknęła, spojrzałam na Rowlanda. – Kto to był?
Zerknął na Grahama i może zdobyłam trochę spostrzegawczości pani Taylor, bo miałam przeczucie. – Jest byłą?
- Ech… umm… uch…
Ten dzień mógłby przestać się pogarszać w każdej chwili. Każdej chwili teraz. Naprawdę.
- Dlaczego jego rodzice zaprosili na to byłą dziewczynę?
- Kayleigh jest przyjaciółką rodziny. Ale przypuszczamy, że Eileen, mama Garricka, chciała spowodować jakieś kłopoty, bo… no cóż, Kayleigh nie jest jedyna.
- Serio? Jak wiele?
Rowland znowu spojrzał na Grahama i byłam bliska uduszenia go. Jeżeli byłam w ciąży, to mogłam obwinić o to hormony. Nazwijcie to tymczasowym obłędem.
- Jak wiele, Rowland?
Podrapał się po głowie. – No przecież nie liczyłem.
- Zgaduj.
- Człowieku, Eileen dała ci jakieś swoje super moce?
- Rowland – warknęłam.
- Nie wiem, dziesięć.
- Dziesięć?
Garrick miał tutaj dziesięć byłych dziewczyn.
Garrick miał dziesięć byłych dziewczyn zanim w ogóle poszedł na studia?
I to były tylko te, które pojawiły się tutaj. Nie wspominając o tym jak dużo więcej ich było.
Hej, Wszechświecie? Może zrobiłbyś sobie przerwę ze sraniem-na-Bliss, co? Bardzo bym to doceniła.
Wstałam, żeby wrócić do łazienki, kiedy do pokoju wszedł Garrick. – Tutaj jesteś. Martwiłem się trochę, że moja matka zabiła cię i ukryła twoje ciało.
Nie zaśmiałam się.
- Nic ci nie jest? – spytał.
Zaczęłam kręcić głową, gdy Graham odpowiedział. – Jest jej niedobrze. I właśnie mogła spotkać Kayleigh. A Rowland ma wielkie usta.
- Jezu.
Wyciągnął niepewnie rękę, żeby dotknąć mojego ramienia.
- W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo jesteś zła?
Przycisnęłam rękę do skroni, gdzie zaczęło kształtować się monotonne pulsowanie i odparłam. – Zmęczona.
- O, to dobrze – powiedział Rowland.
Usłyszałam plask, co mogło oznaczać, że Graham trzepnął go po głowie.
Garrick splótł nasze palce i pocałował moją dłoń. – Chodź. Możemy już iść na górę. Jest trochę wcześnie, ale możemy obwinić o to złe samopoczucie przez różnice czasowe. Nikt nie będzie za nami tęsknił.
Tylko dziesięć byłych dziewczyn, które są tutaj, żeby go odzyskać. Tak, doskonale pasowało mi pójście wcześniej do łóżka.
Pożegnałam się z Rowlandem oraz Grahamem i życzyłam Rowlandowi szczęścia w odszukaniu jednej z byłych. Potem pozwoliłam Garrickowi wyprowadzić się z pokoju dziennego i skierowaliśmy się do schodów, które zaczynały się w jadalni.
Zatrzymała nas jego matka tuż przed tym jak dotarliśmy do schodów. – Gdzie idziecie?
- Bliss nie czuje się dobrze. I oboje wciąż dopasowujemy się do harmonogramu. Wcześniej pójdziemy spać. Myślę, że widzieliśmy się z większością ludzi, których chcieliście, żebyśmy zobaczyli.
Nie patrzyłam jej w oczy, bojąc się, że będzie w stanie czytać mi w myślach jej nienaturalnym ślizgońskim wzrokiem.
- Och, to wielka szkoda. Mam przygotowany dla niej pokój gościnny.
Garrick zacisnął uchwyt na mojej ręce, ominął jego matkę i zaczął wspinać się po pierwszych schodach.
- Nie ma mowy, mamo. Jej bagaż jest już na górze i nie jesteśmy przyzwyczajeni do spania osobno. – Zbladłam. Jeżeli powiedziałby coś takiego moim rodzicom, to wpatrywałby się w lufę pistoletu. – Będziemy w moim pokoju.
Zerknęłam na jego matkę. Wzięła głęboki wdech i spotkała się ze mną wzrokiem. Pomimo tego, że okropnie się czułam, to wyprostowałam ramiona i uniosłam brwi, posyłając jej spojrzenie, które, jak miałam nadzieję, mówiło, A nie mówiłam.
Pod warunkiem, że nie mówiło, Okłamałam cię i być może jednak jestem w ciąży.
Poszłam za Garrickiem na górę, wciąż próbując pojąć wszystko, co stało się tego wieczoru. Powinnam mu powiedzieć? Co jeśli tylko źle pamiętałam? Nie chciałam go denerwować na próżno.
Powinnam poczekać. Dalej będę cofać się myślami do przeszłości. Może o czymś zapomniałam albo źle pamiętałam dni. Albo pójdę kupić test.
Tak. Właśnie to powinnam zrobić… żeby się upewnić.
Tak bardzo chciałam umyć zęby, że nic nie powiedziałam Garrickowi, wchodząc do dołączonej łazienki. I być może sprawdzę raz jeszcze, żeby upewnić się, że nie zaczął mi się okres w ciągu ostatnich dziesięciu minut.
Garrick zapukał do drzwi kilka minut później i kto by kiedykolwiek pomyślał, że z chęcią chciałabym zacząć okres?
Jego głos był łagodny, niepewny. – Wszystko w porządku, kochanie?
- Tak. Nic mi nie jest. Wyjdę za chwilkę.
Wzięłam głęboki wdech.
Nie było żadnego powodu, żeby panikować. Powiedziałam Eileen, że jestem dorosła i dobrze było jej się postawić. Żeby to mówić i naprawdę mieć to na myśli. Szczególnie ważne było zachowywanie się teraz jak dorosła. Bo jeśli byłam… jeśli byliśmy w ciąży, to było o wiele więcej zagrożeń niż poznanie rodziców i głupi, rozbity wazon.
Więc jutro kupię test ciążowy. Ludzie cały czas to robili. I ciągle wynik był negatywny. Dzisiaj muszę po prostu wyrzucić to z myśli i odpocząć. Martwiąc się tym, tylko znowu zrobi mi się niedobrze.

Drzwi łazienki skrzypnęły przy otwieraniu i Garrick odwrócił się, podczas przebierania. Właśnie podnosił na biodra spodnie od pidżamy, a jeżeli to nie był doskonały sposób na oczyszczenie umysłu, to nie wiem co nim było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz