18.3.14

Keeping Her - rozdział dziesiąty

Bliss
Zatrzymaliśmy się w małym sklepie, który był trochę większy od sklepu ogólnospożywczego. Było tam jedzenie, kosmetyki i różne inne asortymenty, ale mnie interesowała apteka na tyle.
- Weźmiesz mi picie? – zapytałam. – Pobiegnę do łazienki, wezmę lekarstwo i spotkamy się tutaj.
Nie czekałam na jego zgodę i odeszłam. Skierowałam się do apteki, spoglądając za siebie, żeby zobaczyć kiedy nie będzie już patrzył. Gdy się odwrócił przyśpieszyłam i zaczęłam wertować półki w poszukiwaniu testów ciążowych. Po trzech próbach odnalazłam dopiero prawidłową alejkę, a potem mogłam tylko gapić się na wystawę.
Dlaczego musi być ich aż tak wiele?
Znajdowały się tam nazwy firmowe, cyfrówki, patyczki i kubeczki, jedne linie i dwie linie, dodatnie znaczki i znaczki apokalipsy.
O Boże, dlaczego to było tak przerażające?
Może powinnam wziąć jedną sztukę każdego.
Potem spojrzałam na cenę.
Em… teraz pewnie wystarczyć będzie jeden.
Wzięłam pudełeczko z dodatnim znakiem i rzuciłam się do blatu apteki na tyle. Hindus w okularach stukał coś na komputerze.
- Przepraszam? – Podniósł wzrok. – Mogę tutaj kupić?
- Nie, proszę pani. Kasa jest na przodzie.
Bajecznie.
Wzięłam parę innych rzeczy. Ibuprofen, krem do opalania i pudełko tamponów (pobożne życzenia). Zebrałam wszystkie przedmioty w ramionach, chowając pod nimi test ciążowy. Potem poszłam na przód, żeby spotkać się z Garrickiem.
Stał tam trzymając w ręce butelkę coli, uśmiechający się i doskonały, Boże, chciałam mu powiedzieć. Ale jego wcześniejszy komentarz o dzieciach zakręcił mi w głowie. Wtedy pomyślałam o powiedzeniu mu, ale tak uparcie twierdził, że to był żart, iż zaczęłam się martwić, że się zdenerwuje. Dlaczego miałby przecież tego nie zrobić? Byliśmy ze sobą dopiero rok. Mieliśmy dopiero wziąć ślub. Prawdopodobniej istniały cele więzienne bardziej przestronne od naszego mieszkania.
Czekałam w kolejce, aż nadeszła nasza pora, a wtedy odwróciłam się do niego, mówiąc. – Och, skarbie, przepraszam. Możesz zmienić to na wodę? Albo może sok? Myślę, że to będzie lepsza dla mojego żołądku.
Gdy tylko zniknął, zrzuciłam wszystkie rzeczy na blat i wepchnęłam kasjerce test ciążowy.
- Możesz najpierw to skasować?
Dziewczyna przy kasie była blondynką, nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat i zaśmiała się ze mnie. Naprawdę się ze mnie zaśmiała.
- Słuchaj, jestem świadoma, że to szalone. Ale proszę. Zrób to szybko.
Wzruszyła ramionami, mówiąc. – Zauważy prędzej czy później.
Bardzo nie potrzebowałam teraz tego nastawienia.
Przeskanowała test i wepchnęłam go do torebki w tej samej chwili, co Garrick wyszedł zza rogu. Postawił wodę na blacie i przyjrzał się moim rzeczom.
- Myślałem, że bierzesz leki?
Przepraszam, bezczelna kasjerko, mogę na chwilę pożyczyć twoją kasę, żeby walnąć się w twarz?
Podniosłam butelkę ibuprofenu i potrząsnęłam nią.
- Miałam bóle głowy i myślę, że to właśnie spowodowało mdłości.
Dziewczyna prychnęła, kiedy powiedziałam mdłości. Prawdopodobnie źle wróżyło mojej przyszłości jako matka, że poważnie chciałam walnąć tę nastolatkę.
Garrick wziął ode mnie siatkę, kiedy płaciłam i niósł ją za mnie na zewnątrz. Na chodniku powiedział. – Mogłaś mi powiedzieć. Nie jestem taki naiwny.
Zakrztusiłam się łykiem wody, który właśnie wzięłam i zapytałam. – Co?
Uniósł siatkę i mogłam dostrzec przez przejrzysty plastik pudełko tamponów. – To? Środki przeciwbólowe? Mogłaś po prostu powiedzieć, że masz okres.
Tylko ja mogłam cierpieć z powodu upokorzenia dyskusji o nieistniejącym okresie z moim chłopakiem.
- Och, nie mam. Nie, to są po prostu… - Miałam całkiem pusto w głowie. – Były na wyprzedaży.
Uniósł brew. – Więc postanowiłaś je kupić teraz?
Będę szukać kariery jako mim. Bo tylko w taki sposób przestanę mówić głupie rzeczy.
Zabrałam mu siatkę z zakupami i wepchałam ją do ogromnej torebki. – Jak blisko jesteśmy tego Eye? – zapytałam.
Skręciliśmy za rogiem i pokazał w górę na ogromny młyn diabelski. – Bardzo blisko.
Ciesząc się ze zmiany tematu, słuchałam go jak tłumaczył, że Eye zostało wybudowane, kiedy był w szkole i w sylwestra odpalili fajerwerki z samego Eye. Wyjaśnił, że wejdziemy do jednej z kapsuł, podczas gdy struktura wciąż będzie się poruszała, aczkolwiek wolniutko.
Musieliśmy trochę poczekać w kolejce, ale ponieważ był to dzień tygodnia, to nie było tak źle. Ze splecionymi palcami przeszliśmy na przód kolejki, pierwsi ludzie do wsiadania do następnej kapsuły.
Weszło z nami od dziesięciu do piętnastu ludzi i znaleźliśmy miejsce przy oknie, które dawało nam dobry punkt obserwacyjny, gdy młyn kontynuował swoją wolną rotację do góry. Garrick powiedział, że jeden obrót trwał jakieś pół godziny, więc złapałam się poręczy, a on objął mnie w talii. Przyłożył policzek do mojego i razem patrzyliśmy jak miasto robiło się coraz mniejsze, jak byliśmy wznoszeni do nieba.
Tamiza skręcała się obok nas, wieże i drapacze chmur przebijały czysty, błękitny dzień, a pod nami poruszały się maleńkie kropki ludzi. Tutaj wyglądali na niezwykle małych i było ich mnóstwo. Niektórzy stali w kolejce do Eye, reszta poruszała się ruchliwymi ulicami. Mogłam wyobrazić sobie każdego z nich pogrążonego w myślach, rozważającego swoje marzenia, zakochującego się, dostającego wiadomości, które zmieni cały jego świat.
W życiu bardzo łatwo jest mieć klapki na oczach, wyobrażając sobie, iż ten świat to plan filmowy i twoja historia – to co widzisz oczami, myślisz mózgiem i czujesz sercem – tylko ma znaczenie. Ale świat był o wiele większy. Życie było o wiele większe. Czasami nie potrafiłam zrozumieć jak mogło mieć to kontrolę nad nami wszystkimi, nad nadzieją i bólem ludzkości.
Tak samo niezwykle było myśleć o tym, że w tej właśnie sekundzie, mogło się we mnie tworzyć nowe życie. Nie rozumiałam też jak mogłam mieć nad tym kontrolę, jak mogłam mieć inną osobę, która będzie całkowicie zależna ode mnie. Kamera mojego życia była bardzo skupiona. Był Garrick oczywiście, ale oboje byliśmy skoncentrowani na naszych karierach, na ustawieniu się w dobrym miejscu w życiu. Ale jeśli będziemy mieli dziecko to dla nas obojga zmieni się wszystko. Nasze soczewki będą musiały poprawić ostrość, przestawić się. Nie będziemy już tylko my.
Czułam ciepło dłoni Garricka przyciskającej się do mojego brzucha poprzez cienką bluzkę i pomyślałam… że odpowiedzialność nie będzie całkowicie spoczywała na mnie. Tak, Garrick był facetem i tak, większość z nich bało się zobowiązania, dzieci i wszystkich takich rzeczy. Ale on był inny. To był mężczyzna, który trzymał bez narzekania moją siatkę z tamponami, mężczyzna, który nie złościł się, gdy powstrzymywałam go tuż przed seksem i mężczyzna, który mnie kochał i hołubił pomimo wszystkich moich dziwactw oraz problemów.
Przerwał moje myśli, pokazując mi coś za oknem. – Tam byliśmy dziś rano. To kościół, obok którego przechodziliśmy. A w tamtym kierunku jest dom moich rodziców. Możesz również zobaczyć szkołę podstawową, do której chodziłem. Niemal codziennie wpakowywaliśmy się z Grahamem w tarapaty. Nasze mamy zagroziły, że wyślą nas do szkoły z internatem.
Było to najgorsze przejście w historii świata, ale spojrzałam na niego przez ramię i wydukałam. – Kupiłam test ciążowy.
- Co? – Nie zapytał tak jakby był zszokowany czy przerażony. Bardziej to zabrzmiało tak, jakby nie usłyszał co powiedziałam.
Więc kontynuowałam. – W aptece. Zachowywałam się dziwnie i odsyłałam cię po picie, bo kupowałam test ciążowy i bałam się ci powiedzieć.
Tym razem dostałam reakcję.
Zabrał ręce z mojego brzucha i oparł się o barierkę obok mnie. Jego oczy przeszukiwały moją twarz i myślałam, że ta cisza mnie zabije, zwiąże moją tchawicę w małą, ładną kokardkę i odetnie dopływ tlenu do mózgu.
Otworzył usta, ale nic się z nich nie wydobywało przez parę długich sekund, aż: - Jesteś w ciąży?
Okej. Poprawka. Powiesz coś, co da mi znak jak zamierzasz zareagować.
- Nie wiem. Jestem spóźniona. Tak sądzę. Może to być nic.
- Albo mogłoby to być coś.
Niech to szlag, dlaczego nie potrafiłam odczytać jego tonu?
- Mogłoby. Ponieważ… cóż… zapomniałam pójść po receptę. Na pigułki. Byłam zajęta i wyleciało mi z głowy. Nadal jest to dla mnie nowe i ja…
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Oszaleję, jeśli zaraz nie powie czegoś bardziej ostatecznego. Westchnęłam i spojrzałam na miasto. Właśnie sięgnęliśmy szczytu koła i kapsuła dawała panoramiczny widok miasta. Ścisnęłam barierkę, która trzymała ludzi z daleka od szyby i odpowiedziałam. – Bałam się. Myśl o posiadaniu dziecka jest przerażająca. Sama czasami czuję się jak dziecko. Poza tym oboje tak dużo pracujemy, nasze mieszkanie jest małe, mieszkamy w tym wielkim, czasem niebezpiecznym mieście, który ledwo co możemy opłacić i nawet nie rozmawialiśmy o dzieciach. Gdy są wspominane to jest to niejasna, daleka rzecz w przyszłości i nie wiedziałam jak się będziesz z tym czuł. Więc zamierzałam poczekać dopóki nie wiedziałabym na pewno. Albo dopóki nie wróciłabym do domu, żeby popatrzeć na mój kalendarzyk.
- Ale?
Mój oddech był zbyt głośny w moich uszach, prawie ogłuszający. – Ale nie chciałam bać się sama.
Objął dłońmi moją twarz i przytknął czoło do mojego. Zamarł mi oddech. – Nigdy nie będziesz musiała – powiedział.
Zapłakałam cicho i przytuliłam się do niego mocniej. Położył jedną rękę na mojej talii, kciukiem przesuwając po brzuchu.
- Myślisz… Czujesz, że jesteś?
Wzruszyłam ramionami. – Sama nie wiem. Jestem wyczerpana, ale to może być tylko zmiana czasowa. Jestem emocjonalna, ale to może dlatego, że jestem kaleką społeczną, która rozbija drogie wazony na pierwsze wrażenie. I wczoraj było mi niedobrze, ale tylko raz, więc mogły być to tylko znużenie i wstrząs.
Skinął głową, tym razem wsuwając rękę pod moją bluzkę, żeby dotknąć brzucha.
- Jeśli jestem…
- Wtedy wszystko będzie w porządku. Wszystko co powiedziałaś jest prawdą, ale poradzimy sobie. Będziesz niezwykłą matką i zrobimy wszystko, żeby zaopiekować się naszym dzieckiem. – Uśmiechnął się, kręcąc głową. – Naszym dzieckiem. Wow. Właśnie to wczoraj cię martwiło?
Skinęłam głową, a on westchnął z ulgą. To chyba dobrze, prawda?
- Czy to znaczy, że nie masz z tym problemu? – Biło mi szybko serce.
- Znaczy to, że cię kocham, chcę się z tobą ożenić i nazwać cię matką mojego dziecka. Nie obchodzi mnie w jakiej stanie się to kolejności.
Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i nagle ciężar mojego ciała zdawała się zbyt duży. Objął ręką moje plecy i przyciągnął mnie do siebie, aż przyciskałam brzuch do jego. Pozwoliłam mu wesprzeć trochę mojego ciężaru i powiedziałam. – Mamy skłonność do robienia rzeczy w niewłaściwej kolejności.
- Świat dał nam mnóstwo niespodzianek, ale każda okazała się być lepszą od ostatniej. Nie mam wątpliwości, że w tym wypadku będzie tak samo.
Uniósł moją głowę i chwycił moje usta w pocałunku.
Spędziliśmy resztę jazdy ignorując linię horyzontu, a kiedy kapsuła wypuściła nas na solidną ziemię, naprawdę mała cząstka mnie zaczynała mieć nadzieję na ten dodatni znak.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz