12.3.14

Losing It - rozdział dwudziesty siódmy

Nie tylko Cade myślał o przyszłości. W SlideBar świętowaliśmy, piliśmy i jedliśmy, ale rozmowa szybko stała się sentymentalna. Dzieliliśmy się wspomnieniami naszych pierwszych przedstawień, zajęciami, które mieliśmy razem, imprezami, które były okropnie złe. Rusty zasugerował, żebyśmy mieli kolejną imprezę z całowaniem i został obrzucony serwetkami, kawałkami papieru, a nawet gorącą bułką.
Tak jak w teatrze – życie czasami ma idealne momenty, kiedy wszystkie gwiazdy się układają, a ty jesteś dokładnie tam gdzie chcesz, ze świetnymi ludźmi, robiąc dokładnie to co chcesz.
Zostawianie college’u wydawało się niemożliwe.
Nigdy nie byłam szczęśliwsza niż przez te cztery lata, które tu spędziłam. Rozejrzałam się wokół stołu, jak ludzie śmiali się i krzyczeli (mamy tylko jeden poziom głośności – naprawdę głośno). Ci ludzie byli moją rodziną. Rozumieli mnie i znali tak, jak nikt inny.
Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez nich.
- O nie! Alarm łzowy! – wykrzyknęła Kelsey. – Bliss robi się płaczliwa!
Otarłam oczy i żenująco, miała ona rację.
- Zamknij się! Po prostu kocham was, ludzie, dobra?
Najpierw objęły mnie ramiona Kelsey, następnie Rusty’ego, Cade’a i potem straciłam rachubę.
- Przestań zachowywać się jakby nie został nam jeszcze miesiąc razem – powiedział Rusty. – Nie wiem jak wy, ale ja mam diabelnie długą listę rzeczy do zrobienia przed skończeniem studiów, którą musicie pomóc mi spełnić. Zaczynając od upicia się w noc ostatniej premiery. Więc zaczynajmy.
Jadłam i piłam, słuchając opowiadań i rozmów wokół mnie, pochłaniając to wszystko. Życie było dobre, a jeśli mi się uda, będzie jeszcze lepsze.
Było trudniej niż myślałam wyjść po tym, gdy skończyła się kolacja. Nie dlatego, że denerwowałam się tym, co na dzisiaj planowałam, bo właściwie czułam się z tym dobrze, ale dlatego, że nie chciałam zostawiać moich przyjaciół.
Zabawne jest tęsknić za ludźmi zanim jeszcze zostawiło się ich, ale to właśnie teraz czułam.
Odrobina melancholii została ze mną przez całą drogę z baru do mojego samochodu. Ale nie zabrało jej długo zniknąć w świetle tego, gdzie jechałam. Nie napisałam do Garricka, jak powiedziałam, że zrobię, gdy będę wracać, bo chciałam trochę czasu, żeby wszystko przygotować.
Wzięłam szybki prysznic, po czym zostawiłam luźno włosy, aby wysuszyły się na kręcąco, bo takie lubił je Garrick. Sprawiło to, że pomyślałam o tej nocy w klubie, a serce zabiło mi szybciej na samo wspomnienie.
Znalazłam torbę z Victoria’s Secret z tyłu szafy, w której była bielizna kupiona specjalnie na tę noc. Włożyłam ją, znowu próbując sobie wyobrazić co może pomyśleć lub poczuć Garrick, kiedy mnie zobaczy.
Patrząc w lustro, czułam się seksownie, jak ciągle mówił, że jestem. Założyłam z powrotem sukienkę, którą miałam po przedstawieniu, nie chcąc jeszcze niczego pokazywać. Sprzątnęłam mój pokój, upewniłam się, że prezerwatywy są w stoliku nocnym, po czym usiadłam na łóżku.
Robię to.
Naprawdę to robię.
Zamierzam mieć seks z Garrickiem… dzisiaj.
Coś buzowało mi w piersi. Najpierw sądziłam, że to nerwy, ale potem to rozpoznałam. To było to samo uczucie, które miałam, gdy dowiedziałam się, że zostałam obsadzona jako Fedra i gdy przedstawienie poszło tak dobrze. To było coś ponad podekscytowaniem, coś lepszego.
Ponieważ mogłam, wskoczyłam na łóżko i podskoczyłam. Było to tak przyjemne, że zrobiłam to jeszcze raz. Rozpostarłam ramiona, bo wydawała się to prawidłowa rzecz, zakryłam dłońmi twarz i wydałam najcichszy krzyk, jaki mogłam.
- Co ty wyprawiasz?
Garrick stał przy moim łóżku z rozbawionym uśmiechem na twarzy. Pisnęłam, opadając na łóżko.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam.
- Zobaczyłem na zewnątrz twoje auto, więc przyszedłem. Nie zdawałem sobie sprawy, że już zaczęłaś imprezę beze mnie. Zakładam, że cieszysz się po tym jak poszło dzisiejsze przedstawienie?
Zeszłam z łóżka z taką gracją, na jaką było mnie stać (czyli z zerową gracją). Powinnam była spodziewać się czegoś takiego. Zdawało się, że nie potrafiłam mieć intymnego momentu z Garrickiem bez zrobienia czegoś niezwykle żenującego. Przynajmniej tym razem stało się to na początku.
- Przedstawienie było świetne, ale cieszę się, że jestem w domu. – Położyłam rękę na jego torsie, a on objął mnie w uścisku.
- Byłaś dziś wspaniała, a teraz mam cię całą dla siebie.
Nie bardzo zastanowiłam się nad najlepszym sposobem do zbliżenia się do tego, czego dziś pragnęłam. Pomyślałam o bieliźnie, prezerwatywach i prawdopodobnym bólu, ale nie o rozmowie „Hej, jestem gotowa na seks”.
To znaczy, był facetem, więc wątpiłam, by obchodziło go jak mu to powiem, ale jednak… chciałam zrobić to dobrze.
- Jak poszło świętowanie? – zapytał.
- Dobrze, naprawdę dobrze. Będę tęsknić za wszystkimi, kiedy dostaniemy dyplomy. To trochę szalone, pomyśleć, że został do tego tylko miesiąc.
- Jeden miesiąc. – Uśmiechnął się i pochylił do pocałunku.
Sądzę, że chciał aby pocałunek był krótki, ale nie bardzo dałam mu tutaj wybór. Zarzuciłam ręce na jego szyję, żeby nie wyprostował się i mocniej przycisnęłam do niego usta. Zamruczał cicho, a wibracje połaskotały moje wargi. Położył rękę na moich żebrach, a ja chciałam ją wyżej, dalej. Chciałam, żeby dotykał mnie wszędzie.
Gdy nie spieszył się, otworzyłam usta i przejechałam językiem po jego wargach. Wpuścił mnie, a jego smak był uzależniający jak zawsze. Z każdym muśnięciem jego języka o mój, czułam się coraz pewniej.
Ściągnęłam ramiona z jego szyi i wsunęłam rękę pod jego bluzkę, przyciskając koniuszki palców do jego pleców. Jego dłonie pozostawały w bezpiecznych miejscach, na żebrach i szyi, ale czułam jak drgają i lekko zaciskają się na kontakt skóry przy skórze.
Nie przestawał mnie całować… wolno, bezpiecznie.
Wsunęłam drugą rękę pod bluzkę, przesuwając nią po jego mięśniach, klatce piersiowej. Miałam nadzieję, że pojmie aluzję i stosownie ruszy swoją dłonią.
Nie zrobił tego.
Sfrustrowana, przesunęłam go trochę, dopóki moje łóżko nie przyciskało się do jego kolan i wtedy go popchnęłam. Opadł na łóżko, a ja nie traciłam czasu, wspinając się na jego kolana, przyciskając się do niego w niemal ten sposób, jak w pierwszą noc, kiedy prawie uprawialiśmy seks.
- Bliss – wyszeptał. To było prawie ostrzeżenie, ale jeszcze nie.
Zapewne powinnam mu powiedzieć, czego pragnęłam, ale to jak mnie całował, albo to, jak mnie nie całował, sprawiło, że czułam się niepewna, zdesperowana. On wciąż mnie pragnie, mówiłam sobie. I wierzyłam to. Przeważnie. Potrzebowałam tylko trochę większego zapewnienia.
Odsunęłam się i czekałam, aż otworzy oczy, aż będzie na mnie patrzył. Gdy jego oczy spotkały się z moimi, były trochę zbyt wyraźne, zbyt skupione jak na mój gust. Sięgnęłam w dół i złapałam za brzeg sukienki. Wydał dźwięk w gardle, kiedy zaczęłam ją podnosić, ale nie zatrzymałam się, dopóki nie ściągnęłam ją przez głowę. W pierwszej chwili jego wzrok pozostał stanowczo na moim, ale kiedy nachyliłam się, ocierając o niego piersią, spuścił spojrzenie.
Jego wdech był dokładnie tym, czego szukałam.
Czarny biustonosz bez ramiączek był tak obcisły, że możliwie miałam najlepszy dekolt jaki kiedykolwiek miałam lub będę mieć. A majtki, cóż, ledwie można było je tak nazwać.
- Bliss. – Tym razem na pewno był ostrzegający ton. – Przeceniasz moją samokontrolę.
- Och, jestem pewna, że doskonale oszacowałam twoją kontrolę.
Pochyliłam się, przyciskając ciasno do jego bioder. Moje usta zawisły nad jego, czekając aż mnie pocałuje. Skończyłam być tą w ofensywie. Teraz była jego kolej, żeby do mnie przyszedł.
Jak zawsze samo oczekiwanie wystarczało, żeby mnie wykończyć. Jego spojrzenie przesuwało się od moich oczu do warg, a teraz kiedy byłam tylko w bieliźnie, jego dłonie spotykały moją skórę, gdziekolwiek je położył. Obecnie jedna leżała na moich plecach, a druga zaciskała się w moich włosach. Zakołysałam biodrami, a on zacisnął rękę we włosach.
- Bliss. – Jego odpowiedź była zduszona, jakby odczuwał ból.
Uśmiechnęłam się. To było trochę zabawne.
- Garrick – odparłam z oczami szeroko otwartymi i niewinnymi.
- To jest przeciwieństwo wolno.
Wypuściłam powietrze, przysuwając się do przodu, tak że moja dolna warga muskała jego. Otarłam się o niego najwolniej jak potrafiłam. – Myślę, że już poszliśmy wystarczająco wolno.
Ramię na moich plecach przyciągnęło mnie bliżej, przyciskałam do niego klatkę piersiową. On wciąż miał bluzkę. Chciałam, żeby zniknęła.
- Co to znaczy? – Ach, i oto było te spojrzenie, które kochałam – pociemniałe, lekko nieskupione.
- To znaczy – powiedziałam, odszukując dół jego bluzki – że mam dosyć powolności.
Pociągnęłam, a jego ramiona automatycznie podążyły, pozwalając mi ściągnąć jego bluzkę, po czym jego dłonie wróciły do poprzednich pozycji. Nasze klatki piersiowe spotkały się, skóra przesuwała się po skórze, a on jęknął. – Potrzebuję, żebyś była bardzo pewna tego, co teraz mówisz, Bliss – rzekł.
W porządku, pora, żeby to powiedzieć. Bez żadnych eufemizmów jak zwierzę o dwóch grzbietach, horyzontalne tango czy coś w tym stylu. Seks. Jeśli zamierzam go mieć, z pewnością mogę to powiedzieć, do diabła. Nachyliłam się i pocałowałam go dla odwagi. Do diabła ze sprawieniem, aby przyszedł do mnie. To zajęło zbyt długo. Gdy oderwałam się, jego usta próbowały za mną podążyć. Złagodziłam go kolejnym szybkim całusem i zapytałam. – Kochaj się ze mną?
Wszystko w nim napięło się – jego ręce na mnie, jego wspaniała twarz i ciało pode mną.
- Bliss, nie musisz dla mnie robić nic, czego nie chcesz.
- Czy dzisiaj pokazałam jakoś bym była do czegoś zmuszana? Tak właściwie, czuję się trochę, jakbym to ciebie zmuszała.
Jego usta zaatakowały moje – zęby, języki i żar. Wystarczało, żebym trzęsła się z pragnienia, ale wtem skończyło się.
Garrick dyszał, gdy odpowiadał. – Do niczego mnie nie zmuszasz. Chcę tylko, żebyś była pewna. Możesz przestać w każdej chwili. – Jego wargi rozciągnęły się. – Nie musisz wymyślać nowego zwierzaka.
Ten uśmiech… był taki irytujący i seksowny równocześnie.
Położyłam ręce na jego barkach i odepchnęłam się, wstając. – Jeśli zamierzasz próbować mnie od tego odwieść…
Nawet nie odsunęłam się o pełny krok, kiedy złapał mnie i tak obrócił, że moje plecy uderzyły w materac. Oddech opuścił w pośpiechu moje płuca a widok Garricka nade mną sprawił, że gorąco zakręciło się w moim podbrzuszu.
- Nie próbowałem od niczego cię odwieść. Jedynie starałem się być dżentelmenem.
Huh. Próbował też wyciągnąć tę kartę dżentelmena tamtej pierwszej nocy. Wciąż pochylał się nade mną i włożyłam palce do szlufek jego dżinsów, szarpiąc go w dół.
- Zrobisz mi przysługę? Bądź dżentelmenem jutro?

Byłam całkiem pewna, że powiedział „Tak, proszę pani”, ale potem całował mnie i nie mogło obchodzić mnie to mniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz