12.3.14

Losing It - rozdział dwudziesty szósty

Złoty naszyjnik siedział ciężko na mojej szyi. Moje włosy były ułożone w lokach i klejnotach, a moja suknia, choć szeroka i prosta, była ciężka oraz bujna. Siedziałam w przebieralni, wpatrując się w lustro, gdy makijażystka dokonywała ostatnich szlifów przy moich włosach, a ja dokańczałam mój sceniczny makijaż. Dziś była premiera, a pomimo mojego ciężkiego kostiumu i biżuterii, czułam się jakbym miała odpłynąć.
Podekscytowanie pędziło szybciej niż krew w moich żyłach.
Byliśmy tutaj. Nareszcie. Premiera była przesunięta o tydzień z powodu szerzącej się choroby, ale mimo tego, uważałam, że sztuka była dobra. Naprawdę dobra. I nie byłam w tym sama.
Kelsey weszła do pokoju, wyglądając cudownie jako Afrodyta. – Wiem, wiem. Nie musisz się gapić. Wiem, jak wspaniale wyglądam.
Uśmiechnęłam się, ciesząc, że mam ją z powrotem. Tylko ona z moich najbliższych przyjaciół uniknęła strasznej mononukleozy, co było niesamowicie okrutne, biorąc pod uwagę, że gra w butelkę była jej pomysłem.
Pokazała się w ostatni dzień przerwy wiosennej, żeby zażądać, byśmy „przestały być nadętymi dziewczynami i już się pogodziły”, ale znalazła mnie i Garricka przytulonych razem w łóżku. Szybko ułożyła kawałki układanki, dlaczego nie chciałam tamtego wieczora iść potańczyć i z szerokim uśmiechem wyszła z pokoju, mówiąc. – Nie zwracajcie na mnie uwagi. Nic nie widziałam. Moje usta są zasznurowane. – W pierwszej chwili Garrick totalnie oszalał, ale od tamtej pory Kelsey definitywnie stała się sojusznikiem.
Uśmiechnęła się do Megan, projektantki kończącej moje włosy i powiedziała. – Wygląda świetnie, Meg! Jesteś fantastyczna! Jednak myślę, że Alyssa potrzebowała cię do czegoś, więc może zechcesz skończyć szybciej.
Megan skinęła głową, psikając połowę puszki lakieru do włosów zanim wyleciała z przebieralni.
Kelsey rzuciła się na krzesło obok mnie. – Nie ma za co. I po pierwsze, wyglądasz cudownie. Jestem trochę zazdrosna. Czy Afrodyta nie powinna mieć lepszej sukni?
Wywróciłam oczami.
- Okej, w porządku. Nieważne. Po drugie, będziesz dzisiaj niesamowita. Poważnie. Taka niesamowita, że powinni od razu dać ci Tony’ego[1]. Po trzecie, połamania nóg. – Nachyliła się i polizała mnie w bok twarzy, to dziwna tradycja przed przedstawieniem, którą ma odkąd ją znam. – I ostatnie, ktoś jeszcze czeka na zewnątrz, żeby życzyć ci dobrego przedstawienia. Macie pięć minut do rozgrzewki. Mogę obiecać prywatność przez trzy, więc lepiej dobrze je wykorzystajcie.
Pocałowała w powietrzu mój policzek, podskakując do drzwi i zamknęła je za sobą, gdy Garrick wszedł do środka.
- Cześć – powiedział.
- Hej.
Wszedł głębiej do pokoju, a ja wstałam. Widzenie siebie w tuzinie luster umieszczonych w całej przebieralni wprawiało w zakłopotanie, więc skupiłam się na nim, co nie było trudne. Jak zawsze wyglądał fantastycznie.
- Wyglądasz… - urwał, przyglądając się mojemu wyszukanemu, ciemnoniebieskiemu kostiumowi.
- Jeśli powiesz, że uroczo, żywcem cię obedrę ze skóry.
Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. Uważając, aby nie rozmazać mojego makijażu, pocałował mnie w szyję, potem schylił głowę i ucałował miejsce nad sercem, tuż ponad linią mojej sukni. Ścisnęłam jego barki, czując się lekko od jego dotyku.
- Zamierzałem powiedzieć, że wyglądasz niewiarygodnie seksownie – powiedział. – Cieszę się, że nie jesteś moją macochą.
Zaśmiałam się. – Nie jestem pewna czy bycie twoją studentką jest o wiele lepsze.
Przesunął wargi na moją szyję, po czym zbliżył nasze twarze do siebie. Jego niebieskie oczy niemal pasowały kolorem do mojej sukni, ciemne i dekadenckie.
- Jeden miesiąc – odparł. Mieliśmy jeden miesiąc, aż nie będzie już moim nauczycielem, a ja nie będę już jego studentką. Jeden miesiąc, aż nie będzie miało znaczenia co czujemy i kto o tym wie. Jeden miesiąc, aż planowaliśmy mieć seks.
Wydawało się być to rozsądnym planem, kiedy chowaliśmy się chorzy w moim mieszkaniu. Dało mi to potrzebny czas na zmierzenie się z niepokojem i miało znaczenie, skoro nie wpakowalibyśmy się już w kłopoty. Ale im dłużej on tak na mnie patrzył, jak w tej właśnie chwili, jakby mnie kochał, tym mniej zależało mi na czekaniu.
- Chciałbym naprawdę cię pocałować – powiedział, patrząc żałośnie na moje usta, które były pełne i czerwone przez zasługę warstw makijażu scenicznego.
- Dziś wieczorem – powiedziałam mu. – Po przyjęciu. Moje mieszkanie?
Pochylił się i w ostatniej sekundzie odsunął się od moich ust i pocałował miejsce pod moim uchem, które wiedział, że miękło moje kolana.
- Nie będzie to wystarczająco szybko. „Bez pamięci, aż do obłąkania[2]”. – Zacytował jeden z moich tekstów ze sztuki, a to przypomniało mi, że prawdopodobnie byliśmy blisko końca naszego czasu.
- Powinieneś iść zanim wszyscy wrócą. Podziękujesz Kelsey, jak będziesz wychodził?
- O, na pewno. Najlepsza rzecz, jaka mi się przydarzyła… to ta dziewczyna dowiadująca się o nas.
Odwróciłam się do lustra, upewniając się, że mój makijaż i włosy nadal wyglądają idealnie. – Udam, że nie powiedziałeś, że moja najlepsza przyjaciółka była najlepszą rzeczą, która ci się przydarzyła.
Chociaż miał wyjść, powrócił do mojego boku i objął mnie ramionami od tyłu. Ostatni raz pocałował mnie w szyję, mówiąc. – Kocham cię. – Spojrzałam na niego przez lustro. Wyglądaliśmy razem dobrze – on w garniturze, ja w wyszukanej Greckiej sukni. Ta rzecz, którą mieliśmy nadal była tak jakby niewiarygodna. – Też cię kocham – odpowiedziałam.
Zostałam, patrząc w lustro po tym jak wyszedł, myśląc o tym, że wyglądam inaczej. Nie tylko kostium, włosy i makijaż – ja. Wyglądałam… na szczęśliwą.
Usłyszałam jak Alyssa woła na rozgrzewkę, wzięłam głęboki wdech, próbując uspokoić biegnące serce.
Dzisiaj był wielki dzień.
Nasze pierwsze przedstawienie Fedry.
Moja ostatnia premiera w tym miejscu.
I jeśli pójdzie po mojej myśli, noc, kiedy stracę dziewictwo.
***
W teatrze są chwile, kiedy wszystko układa się dokładnie tak, jak powinno. Kostiumy i scena są doskonałe, widownia urzeczona i zainteresowana, a gra łatwa.
Dzisiejszy wieczór był jednym z takich wieczorów.
Każdy aktor był w swoim żywiole.
A ja… ja żyłam innym życiem w ciągu tych dwóch godzin na scenie. Żyłam wstydem. To była dla mnie znajoma emocja. Żyłam nadzieją, kiedy nastąpiła śmierć mojego męża. Marzyłam, że może… może Hipolit będzie mógł być mój. Czułam trwogę, kiedy moje uczucia nie zostały odwzajemnione i kiedy dowiedziałam się, że mój mąż jednak nie był martwy. Doświadczyłam cierpienia wyrzutów sumienia, gdy Hipolit został zabity w oparciu o moje błędne oskarżenia. A potem, nareszcie, poczułam akceptację, ulgę z wyznania moich przestępstw i było niemal tak jakbym czuła truciznę, którą zażyła Fedra, przepływającą przez moją krew, sięgającą mojego serca. Wyszłam z roli, dopiero, gdy padłam na podłogę, zostały wypowiedziane ostatnie słowa Tezeusza, a światła przygasły.
Aplauz zaczął się w ciemności, a mi zamarł oddech w gardle. Odepchnęłam łzy, które przyszły z doświadczenia coś tak idealnego i potężnego jak przedstawienie, które odbyłam. O to właśnie chodziło w teatrze – o takie doświadczenie. Nigdy nie będziemy w stanie znowu tego odtworzyć. Tylko ludzie, którzy są dziś tutaj będą wiedzieć jaka była ta sztuka.
Teatr jest raz w życiu… za każdym razem.
Było tak, jakby gwiazdy ustawiły się w szeregu, bo nagle tyle rzeczy w moim życiu stało się oczywistych. Rzeczy, które wymykały mi się, teraz leżały jak na dłoni w moim umyśle. Wszystko miało sens i nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć Garricka. Kulisy wrzały, gdy opuściliśmy scenę po ostatnich ukłonach. Przyjaciele i rodziny stali na korytarzach między drzwiami na scenę, a przebieralniami. Był tam Eric, uśmiechając się do nas, dumny z przedstawienia, które ułożył. Jego pierwszego uściskałam, tak bardzo wdzięczna, że dał mi tę szansę i że nie wyrzucił mnie tego pierwszego tygodnia, kiedy radziłam sobie okropnie.
- Najlepsza praca, jaką u ciebie widziałem, Bliss. Powinnaś być dumna.
Byłam, o Boże, byłam. Miałam poczucie jakby moja twarzy była rozdarta uśmiechem.
Garrick stał za nim, a chociaż było to ryzykowne, jego też uściskałam. Nie trzymał mnie długo, tylko na tyle długo, by wyszeptać do mojego ucha „Znakomicie”.
Potem zgubiłam się w tłumie.
Byłam śliska od potu i wydawało mi się, że moja suknia jest tak ciężka, jakby wieszała się na mnie druga osoba, lecz cieszyłam się z uścisków i gratulacji, które na mnie spływały.
A kiedy byłam z powrotem w przebieralni…
Zatańczyłam.
Wszyscy tańczyliśmy. Kelsey włączyła swojego iPoda i świętowaliśmy, ściągając z siebie warstwy kostiumów. Nasza przebieralnia pełna była kwiatów, które pomagały zamaskować pot. Kiedy odłożyliśmy nasze rzeczy, przywdzialiśmy prawdziwe ubrania, a makijaż sceniczny został zmyty i prawdziwy nałożony, przenieśliśmy się z imprezą gdzieindziej. Kierowaliśmy się do SlideBar, jedynego baru blisko kampusu, który wpuszczał ludzi poniżej dwudziestu-jeden lat, przymus, gdy szła cała obsada.
Byłam zaskoczona, znajdując Cade’a czekającego przed przebieralnią, kiedy wyszliśmy. Podszedł do mnie. – Hej, mogę podwieźć cię do SlideBar?
To było zaskakujące, ale zdecydowanie mile widziane.
- Byłoby świetnie, ale planowałam wyjść wcześnie – powiedziałam mu. – Jestem trochę zmęczona.
- Och – potaknął. – Cóż, masz coś przeciwko, jeśli pojadę z tobą, a potem znajdę inną podwózkę do domu?
- Pewnie, nie przeszkadza mi to.
Poszliśmy do mojego samochodu w ciszy, a ja dzwoniłam moimi kluczykami, żeby wypełnić przestrzeń hałasem. Odpaliłam auto i od razu włączyłam radio. – Więc, co tam, Cade?
Bawił się pasem. Nerwowo. Nie odpowiedział na moje pytanie, zamiast tego pytając. – Jak mają się sprawy z Garrickiem?
Marszcząc brwi, wyjechałam z parkingu, patrząc na niego kątem oka. – Czemu?
- Przepraszam. Czy to dziwne? Nie chciałem, żeby było dziwne, próbowałem być tylko przyjazny. – Wyglądał tak niekomfortowo. Jakim cudem do tego doszliśmy?
- To nie jest dziwne, Cade – odparłam. – Przepraszam. Po prostu… jestem tylko trochę ostrożna. Właściwie to wszystko jest wspaniale.
Skinął głową. – Dobrze. To dobrze.
Po spędzeniu tyle czasu z Garrickiem, zapomniałam jak to jest mierzyć się z facetami, którzy nie mówili tego, co myślą.
- Po prostu powiedz mi, o czym chcesz pogadać, Cade. Cokolwiek to jest.
Wziął głęboki wdech. Dalej był podenerwowany, ale już nie wiercił się. – Mam pytanie, ale jestem dość pewien, że to wtrącanie się, a nie chcę przekroczyć granicy.
- Cade, wiem, że było trudno. Ale wciąż uważam cię za jednego z moich najlepszych przyjaciół. Chcę, żebyś znowu był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Pytaj mnie o wszystko.
- Będziecie dalej razem jak skończymy studia?
Moją instynktowną reakcją było: - Tak. – Chociaż tak naprawdę o tym nie rozmawialiśmy, nie w wielu słowach. Sugerowaliśmy to, jasne, z całą rzeczą „jednego miesiąca”, ale nie mieliśmy rzeczywistej rozmowy.
- Zostajecie tutaj? Czy przeprowadzacie się do Filadelfii? Albo gdzieś indziej?
Wjechałam na parking, wykorzystując szukanie miejsca jako wymówki do zebrania myśli. Tej rozmowy z pewnością nie przeprowadzaliśmy, bez względu na to jak dużo o tym myślałam.
- Dlaczego pytasz?
Zmierzwił swoje włosy, a ja oparłam się pokusie, żeby powiedzieć „Po prostu już to wyrzuć!”.
- Cóż… wysłałem papiery do szkoły uzupełniającej kilka miesięcy przed… no… przed wszystkim. I nie sądziłem, że pojadę, ale dostałem się i teraz myślę, że może mi się tam spodobać.
- Naprawdę? To świetnie, Cade!
- To Temple w Filadelfii.
- Och. – To była szkoła, gdzie studiował Garrick.
- I nie byłem pewien czy będziecie w Filadelfii, i czy nie sądzisz, że będzie dziwne, jeśli ja też tam będę. A jeśli nie, myślałem, że może nadal moglibyśmy… wiesz, spędzać razem czas. Jeśli Garrickowi to pasuje.
W głowie zaczął tworzyć mi się obraz tego, jakie mogłoby być takie życie. Była to całkiem wspaniała myśl.
- Nie wiem czy będziemy w Filadelfii, czy nie. Ale jeśli tak… nie, to nie będzie dziwne. I tak, będziemy spędzać razem czas. A Garrickowi może to pasować albo nie; nie decyduje o tym, co robię. Mówiłam poważnie, Cade. Naprawdę chcę, żebyśmy znowu byli przyjaciółmi.
Uśmiechnął się, w końcu rozluźniając. – Ja też.



[1] Nagroda Tony – nagrody przyznawane corocznie twórcom teatralnym w USA.
[2] Cytat z Fedry, Akt I, Scena III – przekład Antoniego Libery

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz