23.10.13

Losing It - rozdział trzeci

- Robisz sobie ze mnie żarty, prawda?
Gapiłam się na niego, zastanawiając się czy moja strona lubiąca rządzić może to znieść.
Przesunął dłonią po mojej szczęce. – Obiecuję, że pójdę wolno.
Potrząsnęłam głową, a on opuścił rękę. – Nie sądzę, że mogę to zrobić.
- Po prostu trzymaj się mnie. Obiecuję… będziesz się dobrze bawić.
- Garrick…
- Bliss, zaufaj mi.
Wzięłam głęboki wdech. Mogłam to zrobić. Tylko muszę wyciszyć mózg, tak jak powiedziała Kelsey.
- Okej, ale pospiesz się… zanim zmienię zdanie.
Jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu i pocałował mnie w skroń. – Zuch dziewczyna.
Wtedy ostrożnie umocował kask na moich włosach, przerzucił nogę przez swój motocykl i podał mi rękę. Odepchnęłam swoje zastrzeżenia i wsunęłam dłoń w jego. Siedzenie było zakrzywione, więc chociaż próbowałam usiąść kilka cali z tyłu, zsunęłam się aż moje ciało przyciskało się do jego.
Położył rękę na moim kolanie, zaciskając palce, aż łaskotały wrażliwe miejsce.
- Trzymaj się mnie.
Zrobiłam jak mi kazano i niemal dostałam tętniaka, kiedy poczułam mięśnie brzucha pod jego koszulą. Nagle byłam bardziej świadoma małego brzuszka, który znajdował się nad moimi dżinsami. On raz spojrzy na moje ciało i będzie wiedział, że nie jestem dla niego wystarczająco dobra. Do diabła, prawdopodobnie mógł teraz wyczuć ten brzuch przy plecach i już tego żałował. Wtem ręka na moim kolanie szybko pociągnęła i choć nie sądziłam, że możemy być jeszcze bliżej, byliśmy.
Nie tylko byłam do niego przyciśnięta. Byłam do niego przyklejona.
Miednica tak ciasno przyciskała się do niego, że przedarło się przeze mnie oszałamiające uczucie. I w tym samym momencie wystartowaliśmy. Wbiłam ręce w jego talię, a on podskoczył, cały motocykl przechylił się na bok.
Krzyknęłam. Dobra, bardziej wrzasnęłam. Prosto do jego ucha.
On nas wyprostował, potem zwolnił przy znaku stop.
- Wszystko w porządku?
Chowając twarz w jego ramieniu, wydusiłam: - Ta.
- Przepraszam, kochanie, po prostu jestem odrobinę łaskotliwy.
- Och. – Rozluźniałam palce, które były praktycznie wbite w jego boki. Dzięki Bogu, że nie mógł teraz zobaczyć mojej twarzy. Czerwień nie wyglądała na mnie dobrze.
Złapał moje dłonie i pociągnął tak, że przedramiona krzyżowały się w jego pasie i całkowicie obejmowałam go ramionami.
- Tak lepiej. Spróbujmy jeszcze raz.
Tym razem, gdy wystartował, nie krzyknęłam. Wolno nabrał prędkości, a ja przyciskałam policzek do jego pleców, trzymając oczy zamknięte.
Szekspir tkwił w mojej głowie z naszej wcześniejszej rozmowy, więc wyrecytowałam wszystko, co znałam, żeby zająć umysł. Zaczęłam od monologu Hamleta. Potem przeniosłam się na Przemówienie na Dzień Świętego Kryspina z Henryka V. Kończyłam monolog Jutro, jutro i znów jutro Makbeta, kiedy Garrick się wtrącił.
- Naprawdę uwielbiasz Barda.
Zawstydzenie stawało się moim standardowym uczuciem. Chyba nie recytowałam tego w głowie, jak sądziłam.
- Och, ja, um, jedynie łatwo zapamiętuję.
Nadal przyciskając policzek do jego pleców, próbowałam uspokoić moje sprintujące serce. Teraz kiedy motocykl się nie ruszał, mój mózg miał wolne pole do obawiania się innej rzeczy, o której aktywnie nie myślałam.
Seksie.
Będę uprawiała seks.
Z chłopakiem.
Z gorącym chłopakiem.
Z gorącym BRYTYJSKIM chłopakiem.
Albo może zwymiotuję.
Co jeśli zwymiotuję na gorącego brytyjskiego chłopaka?
Co jeśli zwymiotuję na gorącego brytyjskiego chłopaka PODCZAS SEKSU?
- Bliss?
Odskoczyłam przerażona, zastanawiając się czy znowu przypadkowo odezwałam się na głos.
- Tak?
- W każdej chwili możemy zejść z motoru.
- Och. – Tak szybko zabrałam ramiona, że prawie straciłam równowagę i spadłabym z motoru. Na szczęście z jedynie drobnym piskiem, udało mi się stanąć prosto i powoli zsunęłam się z motoru.
Wtedy moja łydka musnęła rurę z boku motoru i znowu krzyczałam.
To było gorące. Tak CHOLERNIE gorące. A teraz moja skóra szczypała.
- Bliss?
Dokuśtykałam parę metrów od motoru, kiedy dogonił mnie Garrick. Pomimo zaciskania pięści i tego, jak zagryzałam wargę żeby ukryć ból, łzawiły mi oczy.
Najpierw złapał moją twarz, a potem zerknął na nogę, gdzie czerwony ślad świecił jakiś cal pod moimi spodniami do połowy łydki.
- Szlag by to trafił.
Zaciskałam usta, niepewna czy mogłabym je otworzyć bez płakania. Garrick objął mnie ramieniem w pasie, a ja zarzuciłam jedno na jego bark.
- Chodź, kochanie. Miejmy nadzieję, że ślusarz już przyjechał.
Po raz pierwszy rozejrzałam się i zorientowałam się, gdzie byliśmy.
Byliśmy w moim kompleksie mieszkaniowym.
Mieszkamy w tym samym kompleksie mieszkaniowym!
Biłam się z myślami czy powinnam coś powiedzieć, jak on prowadził mnie w kierunku swojego mieszkania. Prawie wspomniałam to, kiedy przeszliśmy obok mojego auta, ale wtedy przypomniałam sobie, że to powinna być przygoda na jedną noc. On mieszkał jeden budynek dalej ode mnie. Dzięki Bogu. Co jeśli mieszkałby tuż obok mnie, a ja musiałabym widzieć go każdego dnia po, bez wątpienia, okropnym seksie, który miałam zaraz spróbować z nim mieć?
Doszliśmy do jego drzwi.
Żadnego ślusarza.
Skóra na mojej łydce była rozgrzana, jakbym stała obok otwartego ognia.
On posłał mi zmartwiony spojrzenie i wyciągnął swoją komórkę.
Dwa razy nacisnął przycisk dzwonienia, wybierając ostatni numer, na który dzwonił.
Odszedł ode mnie, żeby porozmawiać, a ja oparłam się ciężko o ścianę obok jego drzwi. Najwyraźniej nie był mi przeznaczony seks. To Bóg mówił mi, że mam być zakonnicą. Wprowadzić się do klasztoru i te wszystkie bzdety.
Tak majaczyłam, że myliłam Boga z Szekspirem.
Wrócił Garrick i nawet jego zmarszczenie brwi było wspaniałe.
- Złe wieści. Ślusarza przytrzymano i nie przyjedzie przez kolejną godzinę.
Próbowałam nie skrzywić się. Nie udało mi się.
Uklęknął, a jego palce przesunęły się po moim goleniu, zatrzymując się parę cali na prawo od poparzenia. Dzięki Bogu, że ogoliłam się. On wciągnął głęboki wdech i powoli wypuścił go przez nos. Zamknął na chwilę oczy, po czym skinął głową.
- Dobra. W takim wypadku może powinniśmy zabrać cię na ostry dyżur.
- Co? Nie!
Co powiedziałaby Kelsey? Wyszłam mając zamiar uprawiać seks, a zamiast tego skończyłam na ostrym dyżurze. Pieprzyć moje życie.
- Bliss, oparzenie nie jest zbyt złe, ale jeżeli nie zaczniesz go leczyć, będzie piekielnie boleć.
Odchyliłam głowę do ściany, zdmuchując pasemko włosów z twarzy. – Nie mieszkam daleko. Możemy po prostu iść do mojego mieszkania.
- Och. Dobra.
Uśmiech powrócił na jego twarz i przez krótką chwilę byłam zbyt zalana innymi uczuciami, żeby pamiętać o bólu. On ciągnął: - Będziemy musieli być ostrożni wsadzając cię na motocykl. Nie chciałbym, żebyś znowu się poparzyła.
Zagryzłam dolną wargę. – Tak naprawdę, to nie musimy wsiadać na motor.
Z gracją uniósł brew.
- Kiedy mówię, że nie mieszkam daleko, chodzi mi o to, że mieszkam w budynku obok.
Wtedy obie brwi podskoczyły. Jego zaskoczenie trwało jedynie sekundę, zanim inny wyraz przebiegł przez jego twarz – trudniejszy do określenia, który sprawił, że motyle w moim brzuchu zaczęły mieć atak.
- Więc chodźmy do twojego mieszkania… sąsiadko.
Kolana mi osłabły, nie tylko z bólu.
Przełknęłam ślinę, ale wciąż miałam sucho w ustach. Teraz nie objął mnie ramieniem, ale palcami lekko dotykał moich pleców, kiedy szliśmy. Doszliśmy do mojego mieszkania w mniej niż minutę. Opuścił dłoń niżej na moich plecach, gdy szukałam kluczy i na chwilę zapomniałam czego szukałam.
Kluczy. Do mojego mieszkania.
Do którego on zaraz wejdzie.
Ze mną.
Sam na sam.
Żeby uprawiać seks.
Seks.
Seks.
Seks.
Wydawało mi się, że drżą mi palce, kiedy próbowałam i nie udało mi się wsadzić klucza do zamka. On nic nie powiedział. Ani nie wziął ode mnie kluczy – dobrze, bo to totalnie by mnie wkurzyło. Mogłam być psychicznym, emocjonalnym oraz fizycznym wrakiem, ale nie potrzebowałam faceta, żeby przekręcał za mnie klucz. Jego dłoń pozostała spokojnie, delikatnie, cierpliwie na moich plecach, dopóki nie zdołałam otworzyć drzwi.
Kiedy weszłam do ciemnego przedpokoju, jego ręka nie podążyła za mną. Spojrzałam na niego, stojącego przed drzwiami, trzymającego teraz swobodnie ręce w kieszeniach. Uśmiech miał przekrzywiony, ujmujący i cudowny. Ale wyglądał jakby nie planował wejść do środka. Oto koniec. Zmienił zdanie. Bo byłam całkowitym bałaganem. Czemu miałby tego nie zrobić?
Nabrałam powietrza, przypominając sobie, że jestem wspaniała. Nie byłam niepewna ani nieśmiała. Byłam tylko dziewicą. Wielka mi rzecz. A jeśli chcę kiedyś nie być dziewicą, muszę uprawiać seks. Czas zebrać odwagę.
- Czekasz na zaproszenie? – zapytałam, przyglądając się jak stoi ostrożnie za moimi drzwiami. – Czy to jest chwila, kiedy mówisz mi, że jesteś wampirem?
Zachichotał. – Nie, przyrzekam, że bladość jest tylko z tego, że jestem Brytyjczykiem.
- Więc na co czekasz? Co stało się z facetem, który zmusił mnie do siadania, żeby poznać jego imię i postawił wyraźno sprawę, że nie chciał bym wracała do swojej przyjaciółki? – Co stało się z facetem, który był śmiały w sposobach, w których ja mogłam tylko to udawać?
Podszedł o krok, stając na progu i oparł się o framugę. – Ten facet stara się być dżentelmenem, bo choć chce, żebyś wróciła do jego mieszkania i chce cię pocałować – jesteś ranna i boję się, że tak naprawdę nie chcesz mnie tutaj.
- Masz na myśli, że on się boi.
- Hmm?
- Mówiłeś w trzeciej osobie, a potem przeniosłeś się na pierwszą… - Schodziłam z tematu.
- Tak. – Wciąż się uśmiechał. Co to oznaczało? – Miło było cię poznać, Bliss.
Było to proste wyjście, jeżeli nie chciałam przez to przechodzić. Jeśli chciałam, żeby moje dziewictwo zobaczyło światło dnia… znowu. On się odwracał. Musiałam tylko dać mu odejść.
- Poczekaj!
Uśmiechnął się małym, skrytym uśmiechem i znowu podniósł tę jedną brew.
Odetchnęłam przez mój strach. – Jeśli on stara się być dżentelmenem, nie powinien zostać i spróbować pomóc rannej dziewczynie, która nie wie nic o leczeniu oparzeń motocyklowych?
Jego oczy opuściły moje, żeby spoglądnąć na moją łydkę, a kiedy znowu podniósł wzrok jego spojrzenie odnalazło moje usta.
- Ranna dziewczyna ma rację. To byłaby dżentelmeńska rzecz.
Potem wszedł do mojego mieszkania i zamknął drzwi.
Światło z latarni ulicznych zniknęło i staliśmy w pociemniałym przedpokoju, bo moje górne światło było wypalone od tygodni, a ja wciąż go nie wymieniłam.

Czułam gorąco promieniujące od niego, gdy podszedł bliżej. Jego ręka raz jeszcze znalazła moje plecy i wyszeptał w ciemności: - Prowadź, kochanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz